Są takie książki, które trzeba przeczytać na jednym oddechu, żeby nie stracić wątku, żeby skutecznie powiązać ze sobą wszystkie nici opowieści, żeby poskładać w całość rozsypane puzzle ludzkich życiorysów. Każda z historii, o której czytamy mogłaby być osobną powieścią, a jej bohaterowie mogliby jeszcze dużo nam opowiedzieć. Jednak Kate Morton zebrała je wszystkie w jedną, fascynującą podróż przez pokolenia, począwszy od XIX w., aż po współczesność, dla której punktem stycznym jest posiadłość Birchwood Manor. Dom, umiejscowiony w zakolu rzeki, jest świadkiem wielu niezwykłych zdarzeń. Pięknych i radosnych, a także nieszczęść, które przytrafiły się jego gościom. Dom ma szczególnego mieszkańca, który opowiada nam historię swojego życia, trudów, lęków, przyjaźni i miłości, aż po śmierć. Birdie Bell to niezwykła postać – piękna kobieta, mądra i dobra przyjaciółka, szlachetna i wyrozumiała. A jednak została zapamiętana jako złodziejka i oszustka. Kiedy 150 lat po jej śmierci młoda archiwistka odnajduje fotografię Birdie oraz szkicownik z rysunkiem domu, postanawia dowiedzieć się kim była kobieta ze zdjęcia i dlaczego narysowany budynek do złudzenia przypomina dom z bajki, którą opowiadała jej mama.
Razem z opowieścią krążymy przez czas i miejsca, nieustannie powracając do Birchwood, jak gołębie pocztowe. Dom nas przyciąga, chce pokazać nam swoje tajemnice. Odkrycie co się tam wydarzyło, nie tylko latem 1862 r., ale co się tam wydarza cały czas, przynosi mnóstwo satysfakcji, a podomykanie wszystkich wątków, pozwala spokojnie zasnąć.
Piękna, ponadczasowa opowieść o sztuce, miłości, życiu i wyborach, które zawsze mają swoje konsekwencje. Jestem zachwycona tą książką, jestem zachwycona autorką, która podarowała mi kilkanaście godzin prawdziwej uczty dla wyobraźni.