Ostatnio przeczytane

Ostatnio przeczytane

środa, 30 grudnia 2015

Potem - Guillaume Musso

Styl Guillaume Musso spodobał mi się przy pierwszej jego książce, którą czytałam. Niesiona na tej pozytywnej fali chciałam więcej takich spotkań. Niestety kolejne nie przyniosły mi już takiej przyjemności czytania. Wszystko wydaje mi się grubymi nićmi szyte, i choć nigdy nie traktuję literatury zbyt dosłownie, to lubię wierzyć, że czytam coś prawdziwego w sferze uczuć i emocji.
Do Nathana Del Amico przychodzi specyficzny gość – lekarz, który wyznaje mu, że ma wiedzę o tym, kto w krótkim czasie umrze. Nathan ma szansę zmienić swoje życie, pojednać się z rodziną. Początkowo sceptyczny, wkrótce odkrywa, że w tym, co mówi ekscentryczny doktor jest ziarno prawdy.
Nic mnie w tej książce nie wzruszyło, nie pociągnęło za sobą. Nie podobały mi się retrospekcje, symbole i charaktery -  nieskazitelna Mallory, żona Nathana, zagubiony i kochający Del Amico i wszechwiedzący lekarz Garrett Goodrich, którego nic nie zaskoczy.
Zdecydowanie nie po drodze mi ostatnio z Musso.

środa, 16 grudnia 2015

Dzisiaj, jutro, zawsze - Samantha Sotto

Shelley nie potrafi otrząsnąć się po śmierci ukochanego męża. Pewnego dnia w jej domu zjawia się mężczyzna łudząco podobny do Maxa. Twierdzi, że jest jego wnukiem i zabiera Shelley w podróż, by mogła się przekonać, że jej mąż wciąż żyje. W trakcie lotu na Filipiny Shelley opowiada o niezwykłej wycieczce po Europie, w czasie której poznała i pokochała Maxa.
Początek świetny. W ogóle mi nie przeszkadzała myśl, że ktoś kto umarł, żyje sobie gdzieś na drugim końcu świata. Kilka świetnie opisanych przygód głównych bohaterów.
A potem się posypało. Zrobiło się dziwnie i niespójnie. Zaczęły pojawiać się coraz bardziej wymyślne postacie, a całość przestała do siebie pasować. 
Finał miłości Shelley i Maxa jest na granicy jawy i snu, więc też nie przynosi jakiegoś jednoznacznego rozwiązania.
Nie wiem dla kogo jest ta książka – bo ani to romans, ani obyczajówka, ani książka przygodowa czy historyczna. Wszystkiego po trochu i nic w pełni.

wtorek, 8 grudnia 2015

Niebo istnieje... Naprawdę! - Todd Burpo oraz Lynn Vincent

Niekiedy ludzie zastanawiają się po co powstają takie książki? Czemu służą? Bo przecież niewierzący nie nawrócą się po przeczytaniu opowieści, która może być bajką, a wierzący mają nadzieję na Niebo, niezależnie od tego, czy ktoś będzie im opowiadał o swoim cudzie, czy nie. 
Czteroletni Colton trafił do szpitala z rozlanym wyrostkiem. Był operowany, a jego życie stało pod wielkim znakiem zapytania. Mimo że jego serce nie zatrzymało się nawet na chwilę, to jednak chłopiec opuścił swoje ciało, by ten czas wyczekiwania spędzić z Jezusem. Po powrocie okazało się, że Colton wie o sprawach, o których nikt nigdy z nim nie rozmawiał. 
Wg mnie to nie jest książka pisana dla ludzi. Ona jest pisana po to, żeby nie umknęło żadne z ważnych wspomnień Todda i jego rodziny. I nie ma znaczenia, czy ktoś wierzy, że jego syn był w Niebie, czy nie. To jest forma pamiętnika, terapii, dowodu. Jest świadectwem, że cuda się zdarzają, a modlitwa ma wielką moc. Nie narzuca nikomu swojego punktu widzenia. Po prostu opowiada historię, którą każdy potraktuje tak, jak chce. A życie Todda i jego rodziny i tak będzie się toczyć dalej.

piątek, 4 grudnia 2015

Myślę, że cię kocham - Allison Pearson

Kim jest David Cassidy? Kto wie, ręka do góry. Nikt, nic? A ja już wiem – wielka gwiazda amerykańskiej telewizji i wokalista. Idol nastolatek w latach ’70.
David jest w dużej mierze bohaterem tej książki, chociaż nie jest to powieść o nim. David jest tylko przykładem. Takim samym mógłby być Elvis, Zac Efron czy Justin Bieber. Albo ktokolwiek tam jeszcze. Nie wiem, nie jestem w na bieżąco z tym, co teraz podoba się dziewczynom.
Powieść jest o nastolatkach, „przyjaciółkach”, które łączy wspólna pasja, uwielbienie dla idola, o dziewczynach,  które podążają za tym, co modne, aby wtopić się w grupę. I o miłości – tej naładowanej hormonami i tej, do której dziewczyny dojrzewają latami.
Bohaterką jest Petra, która jako 13-latka pokochała młodzieńczą miłością Davida Cassidy’ego. Uwielbiała jego piosenki, wpatrywała się w jego zdjęcia, oglądała z wypiekami na twarzy serial, w którym występował. I szukała wszystkich wiadomości o swoim idolu, jakie pojawiały się w młodzieżowych magazynach. Sęk w tym, że papier przyjmie wszystko, a większość z tych informacji nie była prawdziwa. Co zrobi Petra, kiedy odkryje prawdę? I jak młodzieńcze uwielbienie może wpłynąć na jej dorosłe wybory?
Alisson Pearson opisała uczucia, które targają chyba wszystkimi nastoletnimi sercami we wszystkich pokoleniach. Z różnym natężeniem, ale prawdopodobnie będącymi udziałem każdej młodej dziewczyny. Zmieniają się idole, pojawiają się nowe twarze, nowe głosy, ale uczucia tysięcy, milionów dziewczyn pozostają takie same. Zawsze. Warto spróbować je zrozumieć i przypomnieć sobie o nich, kiedy nasze córki zakochają się za zabój w chłopcu z ekranu.

czwartek, 26 listopada 2015

Przemiana - Jodi Picoult

Trochę mnie dziwi, że Kościół Katolicki nie oprotestował tej książki, jak oprotestował na przykład Kod Leonarda da Vinci czy film s-f Avatar. Jest tu wiele prostych nawiązań do Biblii, wiele odniesień do dogmatów chrześcijaństwa i wszystkie one poddane są w wątpliwość. Nie dosłownie, ale ustami i myślami bohaterów, którzy wątpią, którzy szukają swojej drogi, którzy podważają wszystkie świętości.
Córeczka i mąż June zostają zamordowani. Sprawca, Shay Bourne, zostaje osądzony i skazany, a June czeka na jego egzekucję. Jednak w pewnej chwili oczekiwanie na śmierć mordercy zostaje związane z nadzieją na uratowanie życia drugiej córki June, bo Shay chce oddać jej swoje serce do przeszczepu.
Pełno tu moralnych dylematów i pytań, przed którymi nikt nie chciałby stanąć. Czy serce mordercy może być dobre dla twojego dziecka? Czy można korzystać z czyjegoś altruizmu i nie przebaczyć? Czym jest wiara i skąd w ludziach potrzeba jednoczenia się w religii? A do tego wszystkiego pytania o zasadność kary śmierci.
Jak zawsze u Jodi Picoult pojawia się wiele wątków, skomplikowane dylematy bohaterów i nieoczywiste relacje. A także mocne osądy, niejednoznaczne pod względem moralnym rozwiązania i ulotne myśli.

wtorek, 17 listopada 2015

Małe szczęścia - Erica James

Ta historia dzieje się powoli, sączy, rozdrabnia na różne wątki. Bez pośpiechu, bez zbędnych emocji.
Harriet obiecała kiedyś swojej siostrze, że zaopiekuje się jej dziećmi, w razie gdyby zabrakło im rodziców. Przyrzeczenie musi się wypełnić, kiedy Felicity i jej mąż giną w wypadku samochodowym. Harriet decyduje się porzucić swoje dotychczasowe życie, pracę i wszystko co kocha, aby poświęcić się opiece nad dziećmi, mimo że nigdy nie planowała być matką. Nie czuje się dobrze w tej roli, a co gorsza nie może liczyć na jakiekolwiek wsparcie.
Pojawia się tu dużo wątków, ważnych kwestii – relacje z przyjaciółmi, przeżywanie straty przez wszystkich członków rodziny, poczucie krzywdy, obwinianie innych, bunt i miłość.
Niespiesznie toczy się ta opowieść, co nie znaczy, że jest nudna. Może nie porwała mnie w tym sensie, abym nie mogła doczekać się kolejnych stron, ale nie było też w niej nic, co zniechęcałoby mnie do jej czytania. Taka trochę ciepła historia o tym, jak można przeżywać utratę bliskiej osoby i jak ważne jest dotrzymywanie obietnic.

piątek, 30 października 2015

Królowa słodyczy - Sarah Addison Allen

Co zrobić, kiedy w twojej szafie zamieszka dziki lokator? Brzmi dziwnie, ale właśnie to zdarzyło się Josey – dziewczynie, która poświęciła swoje życie, żeby opiekować się matką, chcąc zasłużyć na jej przebaczenie. Oprócz tego, że Josey jest właścicielką szafy z lokatorem, ma też swoje tajemnice, a największą jest skrytka ze słodyczami i marzenia o podróżach.
To jest cudownie lekka i zabawna historia o zdobywaniu przyjaźni i miłości, o akceptacji samego siebie i o tym, że nawet w uporządkowanym świecie zdarzają się niespodzianki.
Jak zwykle u Allen świat realny współistnieje z magią, światem nadprzyrodzonym i niebywałymi przypadłościami niektórych bohaterów. Wszystko tutaj jest niezwykle wyważone, wiec nie ma obawy, że czytelnik utonie w lukrze romantyzmu albo zanudzi się opisami przyrody. Jest poczucie humoru, są uczucia i są problemy. A przede wszystkim są dobre pomysły autorki na wartką akcję i nieoczywiste rozwiązania.

piątek, 23 października 2015

Ratuj maluchy! Rodzicielska rewolucja - Karolina i Tomasz Elbanowscy

Myślałam, że o akcji Ratuj maluchy wiem wszystko. Myślałam, że nic mnie nie zaskoczy. A jednak. Zderzenie ze światem polityki od kuchni jest porażające. Smutne jest to w jakim kraju żyjemy i kto podejmuje decyzje, które wpływają na życie nas wszystkich.
Karolina i Tomasz Elbanowscy opisują historię, która przywiodła ich do tego miejsca, w którym są dzisiaj. Opisują jak rodził się w nich bunt przeciw wykorzystywaniu dzieci do łatania dziury w ZUS-ie, jak razem z nimi budzili się rodzice w całej Polsce. To jest książka o wielkiej sile ducha, o walce rok po roku o dobrą edukację dla polskich dzieci. Dla wielu ludzi, szczególnie odbiorców głównych mediów, Elbanowscy są szaleni, podburzają społeczeństwo i na pewno są związani z PiS-em. Dla mnie małżeństwo z Legionowa jest źródłem niewyczerpanej siły, determinacji i pokory. Pamiętam, jak pani Karolina błagała Ewę Kopacz o zmianę decyzji w sprawie ostatniej inicjatywy Rodzice chcą mieć wybór. Błagała ją z mównicy sejmowej, chowając do kieszeni całą swoją dumę i dumę wszystkich rodziców. P. premier pozostała niewzruszona.
O akcji Ratuj maluchy dowiedziałam się przy okazji szukania informacji o programie MEN – Wyprawka szkolna, który to program umożliwia nam, jako rodzinie wielodzietnej, ubiegać się o zwrot części wydatków na szkolne podręczniki. Weszłam na ich stronę i wsiąknęłam. Otworzyłam szeroko oczy i nie mogłam już być obojętna. Nie jestem typem społecznika (tak często ludzie to powtarzają), ale o jedno mogę walczyć do upadłego – o moje dzieci. Od tamtej pory, kiedy stoczyliśmy z mężem niemal bój o zwrot za podręczniki, jesteśmy wrogiem nr 1 dla pani pedagog (do dzisiaj nas pamięta). Ale szczerze mówiąc nie obchodzi mnie szczególnie czy p. pedagog lub p. dyrektor będzie odpowiadać na moje „dzień dobry”. Wszyscy powinni sobie uświadomić, że nie walczymy przeciw komuś, tylko walczymy o nasze prawa, również o prawo do decydowania o edukacji naszych dzieci. Ważne jest, żeby móc z nich korzystać i żeby w publicznych szkołach w końcu zaczęto myśleć o dzieciach. W szkołach, samorządach, w rządzie.
Dla inicjatyw Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców nie zrobiłam wiele – raptem kilkaset podpisów (a i to przy ogromnym udziale mojej rodziny), kilka odpowiedzi na apele, jakaś wpłata na ich statutowe działania. Tym większe było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam swoje nazwisko na liście osób wymienionych jako te, które brały udział w akcjach. I zdjęcie moich dzieciaczków. Mąż jest dumny.
Jednej tylko rzeczy brakuje mi w tej książce – nadal nie wiem, co odpisał (i czy w ogóle odpisał) prezydent Komorowski na list otwarty skierowany przez Tomka Elbanowskiego po przegranym głosowaniu o referendum. Sama też byłam autorem listu do prezydenta – oczywiście nie doczekałam się odpowiedzi.
Polecam tę książkę wszystkim Polakom. Nie tylko tym, którzy mają małe dzieci, nie tylko przeciwnikom obecnej koalicji rządzącej, ale również ich wyborcom. A także samym posłom i dziennikarzom, których denerwują działania rodziców w sprawie edukacji. Spójrzcie na siebie naszymi oczami.

Gdzie jesteś, Jimmy? - Caroline Leavitt

Lata 50. XX wieku. 12-letni Jimmy zaginął. Zniknął bez śladu, mimo że widziano jak dotarł bezpiecznie do domu. Policja i mieszkańcy miasteczka rozpoczynają poszukiwania. A obok ciągle dzieje się życie. Są stany depresyjne, jest poczucie wspólnoty, jest działanie, są rozstania, ktoś wyjeżdża, ktoś rozpoczyna związek. Lata mijają…
I właściwie mam ogromny problem z tą książką. Wszystko jest i nie ma niczego. Każdy temat jest potraktowany po macoszemu – i przyjaźń, i pierwsza miłość, i rozstania, i zmieniająca się mentalność społeczeństwa. Zagadka zaginięcia Jimmiego nie jest szczególnie zajmująca i nie stanowi głównego wątku. W ogóle trudno tu o dominujący wątek. Mam wrażenie, że autorka nie udźwignęła tematu, albo nie miała pomysłu, która nić i jakie relacje są dla niej najistotniejsze.

piątek, 16 października 2015

Cudowna moc miłości - Kristin Hannah

Zła miłość - słowa klucze do tej historii.
Mikaela ulega wypadkowi, w wyniku którego zapada w śpiączkę. Kochający mąż próbuje wszystkiego, żeby przywrócić ją do świadomości. Czy można kochać za bardzo?
Nie chcę opowiadać więcej, bo tutaj wszystko kręci się wokół tego pytania. Historia trochę naciągana, trochę przegadana. Jednak jest w tej książce coś mądrego, coś nieuchwytnego. Mimo że nie dzieje się wiele (jakieś tajemnice z przeszłości, pielęgnowanie głębokiego uczucia i więzi rodzinnych), to pojawiają się pytania warte zastanowienia - Jak odróżnić wielką miłość od obsesji? Czy można kochać, nie będąc zakochanym? Czemu popełniamy wciąż te same błędy?
To nie jest książka rewelacyjna, ale nie jest też zła. Można z niej wyciągnąć coś dla siebie, coś, przy czym na chwilę się zatrzymamy.

czwartek, 15 października 2015

Rodzina na zakręcie - Jennifer Coburn

Taka sytuacja – rozpadające się małżeństwo, matka-egoistka, niespełnione ambicje zawodowe i późna, nieplanowana ciąża. Jak sobie poradzić w takiej sytuacji? Tylko poczuciem humoru.
To jest książka o tym, że nie można się załamywać, że czasem wystarczy poczekać, aby rozwiązanie problemów samo cię znalazło. Nie ma tu ważnych myśli, rewolucji w uczuciach, głębokich relacji. Jest za to dużo, bardzo dużo dobrego dowcipu, ciętego pióra i genialnych obserwacji życia z przymrużeniem oka.
Świetna lektura na poprawę humoru i kiedy chce się spojrzeć na własne kłopoty z dystansu. Książka kompletnie nie trafi do tych, którzy w danej chwili oczekują życiowej mądrości o wychodzeniu z kryzysu.

wtorek, 29 września 2015

Dziecko śniegu - Eowyn Ivey

Czy można uciec od swoich pragnień, od marzeń, od niepowodzeń? Mabel i Jack próbują odciąć się od tego, co im w życiu nie wyszło. A nie wyszło im jedno - stracili przedwcześnie urodzone dziecko. I to wydarzenie położyło cień na całym ich życiu. Chcą uciec, zaszyć się gdzieś, gdzie nikt ich nie zna. Wybierają Alaskę, która jawi im się jako kraina spokojna, cicha i oderwana od cywilizacji.
Sęk w tym, że ani Alaska nie jest taka, jak ją sobie wyobrażali, ani ucieczka tak prosta, jak założyli. Nigdy bowiem nie wyzbyli się marzeń o dziecku i zabrali te pragnienia ze sobą. A tam, w bieli padającego śniegu pojawiła się w ich życiu dziewczynka. Dziecko śniegu, o której Mabel słuchała w dzieciństwie bajki.
Smutna historia o nieuchronności zdarzeń i o wielkiej sile zawiedzionych nadziei. Baśniowa historia, niedopowiedziana, z pogranicza realnego świata i krainy magii. 
Dla mnie ta historia ma drugie dno, wcale nie ukryte głęboko. Nie da się uciec od siebie samego i swoich przeżyć. Trzeba stawić im czoło i zmierzyć się z niepowodzeniami. Dopiero kiedy jesteśmy szczerzy wobec siebie i swoich bliskich, można podnieść się po tragedii i iść naprzód, nawet jeśli ciągniemy za sobą jakąś pustkę serca.

piątek, 18 września 2015

My - David Nichols

Zawsze kiedy skończę książkę, która mnie poruszyła, nie umiem zebrać myśli i znaleźć słów, żeby o niej coś sensownego napisać. Bo jak w kilku zdaniach opisać złożoność relacji między małżonkami, którą autor misternie buduje przez 400 stron? Jak wyłuskać te najważniejsze uczucia, które towarzyszą bohaterom przez całą powieść?
Douglas Petersen wyrusza z żoną i synem w podróż po Europie. Chcą zwiedzić najsłynniejsze muzea, zobaczyć najpiękniejsze dzieła sztuki. Ta podróż ma być jednocześnie ostatnimi rodzinnymi wakacjami przed wyjazdem Albiego na studia. Wszystko jest zaplanowane, opłacone, uzgodnione. Ale plan wyjazdu zaczyna się sypać jeszcze przed rozpoczęciem podróży, bo ukochana żona Douglasa ma inny pomysł na resztę życia, niż on założył.
W tym krótkim tytule, w tym małym słowie MY zawiera się wszystko co ważne w tej rodzinie - uczucia, narastające konflikty, różny punkt widzenia, pragnienia, marzenia i obawy. To jest słodko-gorzka historia z nutą genialnego humoru. Tutaj smutek miesza się z radosnymi wspomnieniami, nadzieja z zazdrością, czyste rodzicielskie uczucia wystawiane są na ciężką próbę relacji międzypokoleniowych. To jest książka, przy której można śmiać się przez łzy. I myśleć o tym, jakimi sami jesteśmy rodzicami, małżonkami i jakimi byliśmy dziećmi dla swoich rodziców.

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Nie przydeptuj małych skrzydeł - Katarzyna Wnęk-Joniec

Już kiedyś, kilka lat temu przeczytałam tę książkę. Czy dobrnęłam do końca? – chyba nie, skoro była na mojej półce nieprzeczytane. Nie wiem, co mnie od niej oderwało, bo to lektura na nie więcej niż pół godziny. O ironio, pewnie dziecko.
Trudno nazwać tę publikację książką, choć oczywiście w takiej formie jest wydana. To taki jakby poradnik, zbiór myśli, próśb, które być może dzieci chciałby powiedzieć swoim rodzicom. Mam mieszane uczucia po lekturze. Bo z jednej strony jest tam kilka cennych rad (nie porównuj mnie z innymi, nie mów o mnie źle w mojej obecności, nie przezywaj mnie, nie lekceważ moich lęków), ale forma ich podania zupełnie do mnie nie trafia. Mówienie w imieniu dziecka wymaga trochę innego słownictwa, trochę innej mocy. Zakładam, że ta forma miała sprawić, że prośby dziecka będą bardziej czytelne, będą trafiały prosto do serc mamy i taty. Jednak moim zdaniem ten styl tylko wprowadził chaos, zamęt i niepotrzebne rozdrażnienie w odbiorze. Nie neguję całej treści, z którą w większości się zgadzam, nie podoba mi się forma i to, że po przeczytaniu tej książeczki rodzic może poczuć się podstawiony pod ścianą, może mieć wrażenie, że wszystko, co robi, robi źle i z krzywdą dla swojego dziecka. Nie ma tu żadnej wskazówki, jak połączyć obowiązki domowe, pracę zawodową z dobrym wychowywaniem dzieci. Nie ma żadnej pochwały dla rodziców, którzy szukają równowagi między tymi sferami. Można odnieść wrażenie, że cokolwiek robimy, zawsze zbyt mało czasu poświęcamy dzieciom – zabawie z nimi, przytulaniu, chwaleniu. Myślę, że się nie pomylę, jeśli napiszę, że każdy rodzic ma sobie coś do zarzucenia, ma o coś do siebie pretensję. Ale życie nie polega tylko na byciu z dziećmi (z całą miłością dla nich), ale również na takich prozaicznych rzeczach jak dojazd do pracy, zakupy, praca zawodowa, gotowanie obiadów, sprzątanie, pranie, wizyty w warsztacie samochodowym, itd. Jako mama, która kocha swoje dzieci miłością bezgraniczną wiem, że nie liczy się tylko to ile czasu poświęcamy swoim pociechom, ale przede wszystkim jakość tego czasu, który z nimi spędzamy. Moim zdaniem to jest sedno rodzicielstwa.

Pamiętnik z przyszłości - Cecelia Ahern

Powoli, acz nieuchronnie wyczerpuje się mój zapas książek Cecelii. Zostały jeszcze dwie, które pozostawię sobie na ten moment, w którym zatęsknię za piórem tej irlandzkiej autorki lub kiedy doczekam się kolejnej powieści w księgarniach. 
Tym razem wybrałam z półki historię Tamary Goodwin – rozpieszczonej i zbuntowanej nastolatki wychowywanej w bogatej rodzinie. Ojciec Tamary popełnia samobójstwo, a ona wraz z mamą wyprowadza się na wieś do swojej chrzestnej matki i wuja Artura. Mama pogrąża się w coraz większej depresji, a Tamara stara się zapełnić sobie czymś czas. Jej życie nabiera tempa z chwilą, gdy w objazdowej bibliotece trafia na tajemniczą książkę z kluczykiem. Pamiętnik z pustymi kartkami wkrótce stanie się jej przewodnikiem, powiernikiem i nauczycielem.
Niezwykła opowieść – ciepła, mądra, trafiająca w punkt. Doskonale zobrazowany bunt nastolatki, jej uczucia, rozterki, niewypowiedziane żale. Kolejny raz przekonałam się, że Cecelia nie pisze wg schematu, nie podąża utartymi ścieżkami, nie stosuje kalek. Często zdarza się, że kiedy coś się „sprzeda”, spodoba czytelnikom, autor staje przed pokusą stworzenia sequela, prequela lub pisania wciąż o tym samym. Ahern za każdym razem pisze inną historię, w inny sposób, porusza różne tematy, obserwuje mądrze. Wspólnym mianownikiem jest jej talent, pióro i poczucie humoru. Uwielbiam.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Więzień nieba - Carlos Ruiz Zafon

Nie dziwię się autorowi, że powraca do Cmentarza Zapomnianych książek. W Cieniu wiatru jest tak wiele wątków i tak dużo tajemnic, że starczyłoby opowieści na niejedną jeszcze książkę. Więzień nieba skupia się na historii przyjaciela rodziny Sempere, jakim jest Fermin Romero de Torres. Nawiązuje również do Gry Anioła, w której poznajemy Davida Martina. Te powiązania, czytelne aluzje są niewątpliwym atutem cyklu, szczególnie jeśli między czytaniem kolejnych książek upłynęło sporo wody. Aż chce się sięgnąć po nie raz jeszcze, żeby otworzyć na nowo wszystkie te drzwi.
Fermin zamierza zawrzeć związek małżeński, jednak nie dysponuje dokumentami potwierdzającymi jego tożsamość. Opowiada Danielowi historię swojego uwięzienia i ucieczki, co było bezpośrednią przyczyną "uznania go za zmarłego". Jednocześnie wyjaśnia kim jest tajemniczy starzec, który zapukał do drzwi księgarni w poszukiwaniu tego, który wrócił spośród umarłych.
Mam nieodparte wrażenie, że to jest tylko preludium do tego, co skrystalizowało się w głowie autora, że dopiero poznamy mroczną historię zemsty Davida i Daniela, że wszystko jeszcze przed nami.
To nie jest książka, którą czyta się z wypiekami na twarzy, której nie można odłożyć, póki się nie przekona co stało się z bohaterami. Tutaj jest opowieść z przeszłości, to co już się wydarzyło. Ale otwarte zakończenie książki mówi wprost, że to jeszcze nie koniec. I na to liczę.

wtorek, 18 sierpnia 2015

Dom na plaży - Sarah Jio

Okładka mówi, że fani Nicholasa Sparksa pokochają tę książkę. Coś w tym jest. Dopowiem tylko, że ci, którym pióro ww autora nie przypadło do gustu uznają Dom na plaży za równie kiczowaty i mdły.
Anne jest już babcią. Opowiada wnuczce historię swojej miłości z czasów wojny, którą przeżyła na Bora-Bora. Historię owianą tajemnicą, dramatem przyjaciółki i z morderstwem w tle. 
Autorka zdaje się chciała napisać poruszającą opowieść o uczuciach rodzących się w strasznych okolicznościach wojennych, o tym, jak te wydarzenia zmieniają ludzi, o miłości, która przetrwa wszystko. Ale niestety nie udźwignęła tego tematu. Wojna nie jest wdzięcznym tłem do pisania o miłości. Żeby to się udało trzeba mieć solidne przygotowanie i wiedzę o jej realiach. Nie wystarczy pamiętnik dziadka.
Wyszło tanie romansidło z banalnym, lukrowanym zakończeniem. Taki literacki ulepek. 
Zdecydowanie Sarah Jio to nie moja bajka. To było nasze drugie spotkanie, równie nieudane, jak pierwsze. Ale jak to mówią, do trzech razy sztuka - jeszcze jedna książka czeka.

czwartek, 13 sierpnia 2015

Jeszcze jeden dzień - Mitch Albom

Niepozorna - gdybym miała jednym słowem określić tę książkę, byłoby to właśnie to słowo. Skromna okładka, niewiele tekstu, cicho opowiedziana historia. Ale w środku wiele cennych słów, dużo emocji, pięknie narysowany obraz matki.
Bo to jest historia o mamie - o byciu matką, o byciu synem. Charles Benetto jest synem tatusia. Tak zdecydował, tak wybrał. Przez całe życie próbował sprostać wymaganiom ojca, chciał zasłużyć na jego uwagę i miłość. O uczucia matki nie musiał nigdy zabiegać, więc ich nie doceniał za jej życia. A kiedy chciał wszystko naprawić, przeprosić, było już za późno. Jednak los sprawił, że dostał szansę, aby zrozumieć czym jest miłość mamy, szansę by odbudować relacje z rodziną i by docenić życie.
Niepozorna - ale to tylko złudzenie. Mocna, ważna i wartościowa. I pięknie, bo prosto napisana.

sobota, 8 sierpnia 2015

Powrót na wyspę - Elin Hilderbrand

Bardzo lubię, kiedy książki nie są o miłości tak wprost. Uwielbiam relacje inne niż typowa pan-pani. Ta historia jest właśnie taka. W opowieści o Chess, jej matce Birdie, ciotce Indii i siostrze Tate kryje się wiele odcieni miłości.
Chess ma wkrótce wyjść za mąż. Niespodziewanie dla wszystkich zrywa zaręczyny na 3 miesiące przed weselem. Nie chce zdradzić powodu, ale popada w coraz większą depresję. Birdie żyje samotnie po rozwodzie z mężem i próbuje na nowo ułożyć sobie życie, poszukać swojej drogi. India wiele lat po śmierci męża nie umie poradzić sobie ze swoimi odczuciami, mimo że dla świata jest uosobieniem siły i niezależności. A Tate nigdy nie była zakochana.
Wszystkie cztery kobiety lądują na miesiąc na niewielkiej wyspie Tuckernuck, gdzie mają dom letniskowy. Tam toczy się ich życie, walka ze słabościami, tam są ich wspomnienia. Autorka opisała całe spectrum uczuć, które są między nimi - matczynych, przyjacielskich, siostrzanych. Tych dobrych i tych złych. A podobno miały miło spędzić czas.
Z rozmysłem sięgnęłam po tę książkę, bo wiedziałam, że to będzie świetna wakacyjna powieść. 

piątek, 31 lipca 2015

After Płomień pod moją skórą - Anna Todd

To był eksperyment. Świetna okładka, dobry tytuł - pomyślałam: biorę w ciemno! Ostatnio tak właśnie kupuję książki - nie czytam opinii, recenzji, nie sprawdzam o czym jest. I czasem niestety się zdarza, że trafiam na tak śmierdzący kwiatek, że czuję, że marnuję swój czas. Ale jak już kiedyś napisałam w odpowiedzi na komentarz jednej z autorek, na tyle szanuję książki, że jak mam, to przeczytam. Uważam bowiem, że krytyka przeczytanej książki jest dla mądrego autora mniej dotkliwa, niż odrzucenie jego książki po kilku, kilkudziesięciu stronach.
Próbowałam w głowie sklasyfikować jakoś tę historię i pomyślałam o dwóch kategoriach - instruktarz erotyczny dla młodzieży albo pornos w odcinkach. 
Rzecz dzieje się w kampusie uniwersyteckim, zaraz po rozpoczęciu roku akademickiego. Młoda, ułożona i bardzo grzeczna Tessa zamieszkuje w akademiku z nową koleżanką, przez którą poznaje Hardina, który już tak grzeczny nie jest. Autorka zrobiła wszystko co mogła, żeby jak najszybciej tych dwoje weszło w relację erotyczną i w każdym króciutkim rozdziale tej książki pojawiają się kłótnia, pogodzenie i seks (w różnej postaci). Stąd skojarzenie z pornosem w odcinkach. Wniosek jest prosty, choć nieprawdziwy (mówię to do młodzieży), że seks jest dobry na wszystko i rozwiązuje wszelkie problemy. Do tego pojawiają się spłaszczone i banalne wątki poboczne - toksyczna matka Tessy i nawrócony ze złej drogi ojciec Hardina, którego burzliwa przeszłość nie pozwala mu nawiązać z ojcem dobrej relacji. I to by było na tyle. Przepraszam, że opowiedziałam całą historię, ale tam naprawdę nic więcej nie ma.
Kiedy czytałam After nie mogłam pozbyć się uczucia zażenowania. Ja, która szerokim łukiem omijałam Pięćdziesiąt twarzy Greya, dałam się nabrać na wersję tej książki dla nastolatków. Idę się wychłostać.

czwartek, 30 lipca 2015

Rzeczy, które czynimy z miłości - Kristin Hannah

Tytuł tej książki mówi wszystko - do czego jesteśmy zdolni w imię miłości? Ile jesteśmy w stanie poświęcić dla drugiej osoby? 
Angela DeSaria Malone ma wszystko - kochającego męża, dobrą pracę, pieniądze. Wszystko jej się udaje. Wszystko, oprócz wyczekiwanego macierzyństwa. 
Angie postanawia wrócić do swojej kochającej, hałaśliwej rodziny, by przy niej leczyć rany i nauczyć się żyć od nowa.
To jedna z takich książek, w których autor gra na emocjach, jak na strunach - raz delikatnie i lekko, innym razem mocno. Nie chodzi o to, żeby bezustannie zalewać się łzami, tylko o to, żeby w drobnych gestach, kolejnych epizodach odnaleźć sens tytułowych słów - jakie rzeczy czynimy z miłości? Z miłości można rozstać się z ukochanym, żeby oddać mu przestrzeń i wolność albo oddać dziecko do adopcji, wiedząc, że inni zapewnią mu lepszy byt. Można pozwolić córce czy synowi popełniać błędy, aby wyniósł z tego jak najlepszą lekcję. Można przełykać w ciszy łzy, aby nie nie obarczać bliskich swoją rozpaczą. Można pomagać siostrze lub bratu nie oczekując podziękowań. Małe sprawy, ale kiedy uświadomimy sobie, że mają miejsce dlatego, że ktoś nas kocha, nagle stają się wielkie i ważne.
Jestem zachwycona tą historią, wszystkimi jej wątkami, mądrością obserwacji i budowania relacji. Pochłonęła mnie bez reszty.

sobota, 18 lipca 2015

Moja bliskość największa - Janusz L. Wiśniewski

Opowiadania, felietony czy inne krótkie formy są tym w literaturze, czym szkice w malarstwie. Chociaż autor przekazał wszystko co miał do przekazania, odbiorcy może się wydawać, że to dzieło niedokończone. Kilka kresek, dłuższych i krótszych pociągnięć węglem na białej kartce. Kilkadziesiąt słów, urwane myśli, dwie, trzy zadrukowane strony...
To książka na chwilę, godzinę, nie dłużej. Krótka i ulotna. Nie znaczy, że nie ma o czym myśleć. 15 życiorysów naszkicowanych na papierze, podglądanych przez dziurkę od klucza. Ale oprócz obrazów można dostrzec uczucia, pragnienia i obawy. Dzięki temu właśnie, że nie są zatopione w tle, że reszta jest przezroczysta.
Wiele już razy podkreślałam, że nie lubię opowiadań. Czemu więc znowu po nie sięgam? Bo chcę się przekonać, czy nic się nie zmieniło. I mam wrażenie, że jednak coś we mnie drgnęło, że zaczęłam dostrzegać ich wartość.
Poza tym ta konkretna książka będzie mi przypominać o bardzo serdecznym spotkaniu z autorem w czasie WTK 2015. Mam nadzieję nie ostatnim.

piątek, 17 lipca 2015

Słodki świat Julii - Sarah Addisn Allen

Czy zapach ciasta może mieć moc odnawiania zerwanych więzi? Może, jeśli ma się w sobie odrobinę magii.
Julia piecze ciasta, co czwartek. Prowadzi restaurację swojego ojca, gdzie te ciasta sprzedaje, nie ma więc w tym nic nadzwyczajnego. No, może poza tym, że ta dziewczyna z różowym pasemkiem we włosach ma w tym swój ukryty cel...
Julia wraca do rodzinnego miasta, żeby spłacić długi ojca i rozliczyć się z przeszłością, z miejscem i ludźmi, którzy ją zgnębili. Przy okazji musi stawić czoło swoim wspomnieniom i uczuciom. Jednocześnie Julia postanawia zaopiekować się nastoletnią Emily, która po śmierci matki zamieszkała z dziadkiem w Mullaby. Dziadkiem, którego nie znała, ponieważ matka nigdy nie wspominała o swoich rodzicach i miejscu, w którym się wychowała. A miasteczko jest dość niezwykłe, a ludzie cokolwiek dziwni.
Bardzo przyjemna opowieść - ciekawa i ciepła. Może bez jakiejś wielkiej tajemnicy i bez fajerwerków, ale z czułością i z lekkim piórem. Słowa gładko uciekają, trochę jakby rozpływały się w głowie, jak ciasta Julii rozpływają się na języku. Kuszą, przyzywają, pachną. I dają nadzieję, że jeszcze wszystko może się zmienić na lepsze.

sobota, 11 lipca 2015

Krucha jak lód - Jodi Picoult

Jedna z moich licealnych koleżanek, zabierając się za jakąkolwiek książkę, zawsze zaczynała od ostatniego zdania. Ja nie zaglądam na ostatnie strony, ani środkowe. I nie czytam okładek. I tak się złożyło, że po przeczytaniu tego nieszczęsnego "rozlewiska", po którym narzekałam na beznadziejne przepisy w tekście, sięgnęłam po książkę, w której ten zabieg też jest stosowany. Ale z jaką inną mocą, z jaką wartością...
Charlotte jest mistrzem cukiernikiem, oddana swojej pracy, pasji, genialna w swoim fachu. Jednak kiedy rodzi córeczkę chorą na OI osteogenesis imperfecta, czyli wrodzoną łamliwość kości, musi zrezygnować z pracy i w pełni poświęca się opiece nad Willow. Zmagając się z trudnościami finansowymi i cierpieniem córki, Charlotte próbuje zapewnić jej dobrą przyszłość. Środkiem do tego celu jest odszkodowanie za błąd w sztuce lekarskiej - opiekujący się nią lekarz nie poinformował jej wystarczająco wcześnie, że dziecko jest chore. Problem polega na tym, że tym lekarzem jest przyjaciółka Charlotte.
Miliony uczuć, wątpliwości, emocji, reakcji. Rewelacyjne zarysowane charaktery, perfekcyjnie opisani bohaterowie, ich obawy, słabości, uczucia. Cudownie splątana nić ludzkich powiązań, wspomnień i decyzji. A w to wszystko wplecione przepisy na ciasta, ciasteczka i desery. A każdy z nich z głębokim uzasadnieniem, każdy umiejscowiony tak, że wnosi wartość do samej historii małej Willow i jej rodziny.
Przez 600 stron byłam twarda. Nie uroniłam ani jednej łzy, chociaż było blisko. Ale na końcu nie dałam rady, pękłam - jak kość Willow - roztrzaskałam się na kawałki. Te uczucia, które gromadziły się we mnie, w końcu wzięły górę, bo nawet ostatni książkowy przepis miał taki ładunek emocjonalny, że nic już nie mogło mnie powstrzymać przed wylaniem potoku łez.
Jodi nie zawiodła.

środa, 8 lipca 2015

Powroty nad rozlewiskiem - Małgorzata Kalicińska

Zastanawiam się ile lat ta książka stała na mojej półce. Dużo, jakieś 6 lat. Po przeczytaniu Domu nad rozlewiskiem nie wiedziałam jak zabrać się do dwóch kolejnych książek. I była to słuszna obawa. 
Bohaterką Powrotów jest Baśka, która opowiada historię domu i swojej rodziny. Snuje wspomnienia, spogląda krytycznie na swoją przeszłość, szuka swojej drogi życiowej. I nawet nie byłoby to tak nudne, gdyby nie było pisane na siłę. Nie wiem, co podkusiło autorkę (poza pieniędzmi) do napisania tej książki, ale brak pomysłu wylewa się z każdej strony. Wciąż i wciąż pojawiają się te same wątki, te same sądy, przypominane są wcześniejsze wydarzenia, o których czytelnik nie mógł przecież zapomnieć. A żeby tego było mało, to od czasu do czasu, tak nie z gruszki ni z pietruszki pojawiają się w tekście przepisy mamy Barbary, niejakiej Bronisławy. I obrazki. Wszystko po to, żeby dobrnąć to tych niespełna 300 stron. A na końcu powtórzone te wszystkie przepisy. 
Nawet nie będę zagłębiać się w treść tej książki, ponieważ wynudziłam się przeokropnie i nie polecę nikomu żadnego rozlewiska. Wiem, że czeka mnie jeszcze spotkanie z Miłością nad rozlewiskiem, ale pewnie poczekam kolejne 6 lat. Wprawdzie mąż próbuje wymusić na mnie obietnicę, że do końca tego roku przeczytam ostatnią część tej "pasjonującej" historii, ale nie wiem, czy zdołam się do tego zmusić, mając do wyboru wiele innych, znacznie ciekawszych, jak sądzę, lektur.

piątek, 26 czerwca 2015

Dzieci Ireny Sendlerowej - Anna Mieszkowska

Długo nie mogłam zebrać się do przeczytania tej książki. I nie ze względu na jej tematykę, tylko z bardzo prozaicznego względu - książka jest spora, ciężka, w twardej oprawie. Jak tu nosić ją w torebce? Jednak chciało mi się czegoś poważnego, mądrego i wartościowego. Uznałam, że te niedogodności związane z dźwiganiem książki warte są jej treści. I są.
Autorka w przepiękny sposób dokumentuje życie Ireny Sendler, która z ogromną ofiarnością i oddaniem wyprowadzała z getta żydowskie dzieci oraz zapewniała im bezpieczeństwo, na tyle, na ile było to możliwe w czasie wojny. Nie ma tutaj patosu, nadmiernych emocji czy niezdrowej sensacji. Choć całe życie bohaterki jest wyjątkowe i emocjonujące, to autorce udało się w rzetelny sposób, będąc z boku, przedstawić je w sposób mądry, nie uciekając jednakże od uczuć, które w książce o takiej tematyce muszą być obecne.
Dzieci Ireny Sendlerowej to wznowienie książki Matka Dzieci Holokaustu. W nowym wydaniu jest dodatkowy rozdział o życiu Ireny po książce. O zainteresowaniu, jakie na nią spadło, o niezamykających się drzwiach do jej pokoju, o spotkaniach, nagrodach, honorach. A ona do końca życia pozostała osobą skromną, cichą i uważała, że nie zasłużyła na to wszystko, bo przecież robiła tylko to, co każdy powinien robić. 
Irenę Sendler często porównuje się do Oskara Schindlera, licytując się, kto uratował więcej dzieci. Sama bohaterka tych porównań nie lubiła. Mówiła, że podstawowa różnica miedzy nimi jest taka, że ona, jak i żaden inny Polak, nie miała takich środków i możliwości by pomagać, jak mieli Niemcy. Schindler nie ryzykował życia dla ratowania Żydów. Nie umniejsza oczywiście to jego zasług, ale porównania są rzeczywiście niefortunne.
I strach tylko ogarnia, że ludzkość niczego się nie nauczyła, nie wyciąga wniosków z tamtych doświadczeń. Irena Sendler mówiła, że jedynym usprawiedliwieniem dla świata w okresie II wojny światowej było niedowierzanie. Dzisiaj zdaje się mamy powtórkę z historii, kiedy na naszych oczach, na oczach całego świata cywilizowanego dzieje się straszliwe zło, a my tylko przecieramy oczy ze zdumienia i wracamy do swoich codziennych spraw.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Czysty przypadek - Jane Green

Nie miałam żadnych oczekiwań, żadnych wyobrażeń. Chciałam sprawdzić, czy Jane Green potrafi mnie urzec i zainteresować. Nie potrafi.
Nie posiłkowałam się okładką mniej więcej do połowy powieści. Potem zajrzałam, żeby sprawdzić o czym czytam, bo z treści kompletnie nic nie wynikało. Nie działo się nic. Absolutnie nic. Historia związku Sylvie z Markiem po śmierci jej pierwszego męża. Lekko nakreślona sytuacja rodzinna - despotyczna i wymagająca matka, córka z zaburzeniami odżywania, kochający mąż, który dużo pracuje, często jest nieobecny, ale w sumie jest idealny. I tak przez 150 stron. Ziarno niepokoju, co do wierności Marka zasiane przez matkę Sylvie... A potem inne wydarzenia, które zdaje się miały być wstrząsem dla czytelnika, ale nie poruszyły moich emocji nawet odrobinę.
Naprawdę nie mam pojęcia co było zamiarem autorki, jaką historię zamierzała napisać. Bo nie jest to ani opowieść o zdradzie, o wybaczaniu, o pogodzeniu się z losem, ani o konsekwencjach złych wyborów, ani o rodzinie, ani o sile kobiet, ani o tym, czego może nauczyć nas życie. To jest książka tak bardzo o niczym, poskładana ze strzępów, urywana i niepoukładana, że nie czerpałam z tej lektury żadnej przyjemności poza spokojem, jaki ogarnia mnie zawsze kiedy spędzam czas z książką.