Ostatnio przeczytane

Ostatnio przeczytane

sobota, 28 lutego 2015

Światła września - Carlos Ruiz Zafon

Nastoletnia Irene przeprowadza się z matką i bratem do Błękitnej Zatoki, gdzie poznaje chłopaka - Ismaela, samotnika z wyboru, zapalonego żeglarza. Wkrótce w okolicy dochodzi do tajemniczego morderstwa, w którym ofiarą jest kuzynka Ismaela i przyjaciółka Irene - Hannah. Młodzi chcą odkryć tajemnicę śmierci dziewczyny, ale muszą się zmierzyć z mrocznym cieniem. Czyj to cień i dlaczego zabija - żeby się tego dowiedzieć muszą zaryzykować życie.
Trochę przygody, trochę pierwszego uczucia i sporo mrocznej tajemnicy. Ciemne moce w walce z miłością. Carlos Ruiz Zafon napisał książkę dla młodzieży, która lubi się bać. Gdybym przeczytała ją w wieku 15-16 lat, pewnie podobałaby mi się bardziej (choć oczywiście nie miałam takiej szansy, bo wtedy jeszcze nie została nawet wydana, a w Polsce ukazała się dopiero w 2011 roku). Dzisiaj uważam, że historia jest trochę naiwna i nazbyt ogólna, a postaci niedopracowane. Niemniej jednak nie jest pozbawiona emocji i ciekawych zwrotów akcji. Tylko ja już jestem w nieodpowiednim wieku dla takiej literatury.

środa, 18 lutego 2015

Lato przed zmierzchem - Doris Lessing

Noblistka. I co z tego? Doris Lessing nie zainteresowała mnie ani jednym słowem, ani jedną myślą. Przeczytałam do końca, bo chciałam już mieć za sobą. Czekają na mnie inne książki, a nie lubię zostawiać spraw nieskończonych - dotyczy to również literatury. Poza tym w przeszłości kilkakrotnie zdarzało się, że jakiś fragment, mniejszy lub większy, podobał mi się, mimo że książka jako całość nie powaliła na kolana. A tutaj, niestety, nic.
Bohaterką jest Kate Brown, kobieta po czterdziestce, która całe swoje dorosłe życie poświęciła rodzinie. Porzuciła swoje ambicje i plany, żeby wyjść za mąż i urodzić czwórkę dzieci. Kobieta wydaje się szczęśliwą żoną i matką, mimo że mąż ją zdradza i to dość oficjalnie w czasie swoich niezliczonych podróży, a dzieci choć inteligentne wydają się rozpieszczonymi bachorami, które uważają, że wszystko im się należy. 
Historia przesycona jest wynurzeniami i myślami bohaterki o jej życiu, dokonanych wyborach, pragnieniach. Wszystko przeplatane przedziwnym snem o foce [sic], która zdaje się być alegorią jej drogi życiowej. A do tego wszystkiego jakieś nierzeczywiste postaci - trzydziestolatek, który nie chce dorosnąć, sąsiadka nimfomanka, młoda paranoiczka, która nie chce wyjść za mąż i stać się taka jak jej matka. Nic rzeczywistego, nic namacalnego, nic prawdziwego.
Nie wiem z czego wynika tak wielki niesmak po przeczytaniu tej książki. Może z faktu, że feministyczne poglądy leżą bardzo daleko od mojego postrzegania świata. Nie czuję wielu kwestii, o których krzyczą feministki. A może po prostu nie interesują mnie myśli wyrwane z kontekstu, wewnętrzne rozterki kobiety, która jest umiejscowiona w jakichś wyimaginowanych okolicznościach, wśród bardzo dziwnych, nierealnych ludzi. To zdecydowanie nie moja bajka.

poniedziałek, 2 lutego 2015

Magiczny ogród - Sarah Addison Allen

Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Podobno. Ale rodzina na wpływ na nas samych, warunkuje nasze decyzje, uzależnia  wybory.
Jak opisać złożoność rodzinnych powiązań prostymi słowami? Sarah Addison Allen to potrafi.
Clarie i Sydney są siostrami, ale nigdy nie były ze sobą związane. Clarie ma niewypowiedziany żal do młodszej siostry, właściwie odkąd ona się urodziła. Sydney uciekała przed wszystkim, co wiązało ją z rodziną Waverley'ów. Bo byli inni, dziwni, i wszyscy o tym wiedzieli. Uciekała przed przeszłością w coraz bardziej mroczną przyszłość. Clarie przeciwnie – szukała stabilizacji, zapuszczała korzenie, chciała upodobnić się do swojej babci, sądząc, że tylko w ten sposób może utrzymać swoją tożsamość. Nie chciała zmian, bała się rozczarowań, nie lubiła tego, co odchodzi.
Niezwykła książka. Nietuzinkowa, cudowna w swej prostocie. Zwyczajne słowa, bez wydumanych określeń. Prosta historia, wartka akcja. Bez tajemnic, bez intrygi. Wspomnienia, decyzje, klarowne charaktery. Cudowne postaci – zakochałam się z Evanelle, fantastycznej kobiecie, która ma dar dawania czegoś innym osobom. Tak już jest, że czasem musi komuś coś dać. Bywa, że to coś odmienia czyjeś życie, czasem wskazuje drogę, a niekiedy po prostu się przydaje. Każda Waverley'ówna ma jakiś niezwykły dar. Clarie dba o ogród rodziny, o dom, do którego pragnie przynależeć. Potrafi gotować, jak jej babcia, chociaż to gotowanie jest jak czary. Z roślin, które hoduje w swoim magicznym ogrodzie robi potrawy, które mają wpływ na innych – otwierają ich umysły, pobudzają uczucia lub dają jasność widzenia. Wokół Clarie pełno jest smaków, zapachów, skrzących się kolorów. I mnóstwo uczuć i obaw. Jaki dar ma Sydney? A jaki jej córka Bay? Każda z nich jest inna i ma coś innego do zaoferowania światu.
Nie ma w tej książce zbędnych słów, przegadania, mądrzenia się, co nie znaczy, że jest głupiutka i małostkowa. Wręcz przeciwnie – jest kilka zdań, które uderzają swoją mocą, jak jabłka z magicznej jabłonki. Słowa uciekają i nie można oprzeć się wrażeniu, że historia zbyt szybko się kończy. To była wielka przyjemność pobyć w magicznym ogrodzie i przez chwilę być częścią rodziny Waverley.