Ostatnio przeczytane

Ostatnio przeczytane

poniedziałek, 31 marca 2014

I góry odpowiedziały echem - Khaled Hosseini

Po niedawnej lekturze Chłopca z latawcem, z radością i wyczekiwaniem sięgnęłam po najnowszą powieść Hosseiniego - I góry odpowiedziały echem. Nie szkoda mi było, ponieważ na półce stoi jeszcze nie ruszona poprzednia jego książka.
Ponownie weszłam w przepięknie namalowany świat emocji, których tło stanowi historia i kultura Afganistanu. Zaczyna się baśniowo, potem autor prowadzi nas przez krótką historię 10-letniego chłopca Abdullaha i jego 3-letniej siostry Pari. Rodzeństwo darzy się niezwykłą miłością i szacunkiem. Ich więź jest niezwykle silna. Niestety dzieci zostają rozdzielone i wydaje się, że nie ma szans, by ponownie się spotkały. Kolejno poznajemy historię stryja dzieciaków i jego pracodawcy. Pojawia się jeszcze młody lekarz, dalej przyrodni brat Abdullaha i Pari oraz kolejne osoby, kolejne pokolenia. 
Historia o tyle piękna, co zagmatwana. Próbowałam poznać tych wszystkich, którzy pojawiają się na kartach powieści, ale sporo postaci do końca pozostało mi obcych. Czytałam ich imiona, poznawałam strzępy z ich życia, fragment, który miał mi zobrazować sytuację, w której się znajdują i być przyczyną kolejnych zdarzeń. Jednak za chwilę musiałam się pożegnać z tymi bohaterami, by poznać kolejnych i kolejnych. Za dużo jak dla mnie. Wolałabym, żeby autor skupił się na tej jednej wiodącej historii, ażeby bohaterowie tej powieści zagościli na jej kartach na dłużej, aby ich pojawienie się miało sens. Wolałabym poznać całą historię kochającego się rodzeństwa, a nie tylko jej urywki. Piękna, dobra relacja, która łączyła tych dwoje nie powinna zatracić się w pobocznych wątkach. Brakowało mi klamry, która spinałaby to wszystko. Myślałam, że taką będzie pan Markos, ale nawet on nie był wspólnym mianownikiem dla tak wielu historii.

poniedziałek, 3 marca 2014

Miłość oraz inne dysonanse - Janusz L. Wiśniewski, Irada Wownenko

Powieść na miarę "S@motności w sieci" - dumnie zapowiada okładka. Mimo że J.L. Wiśniewski niedawno jeszcze, a dokładnie, wydając "Na fejsie z moim synem", mówił: "Dajcie mi wreszcie, proszę, spokój z tą S@motnością...", pozwolił na taką nieuzasadnioną gloryfikację swojej nowej powieści. Jakkolwiek on sam, albo wydawca, albo ktokolwiek inny mógłby uznać, że jest to równie dobra książka, to faktyczną ocenę wystawiają czytelnicy. Moja niestety nie jest pozytywna. A od "S@motności..." dzielą ją lata świetlne.
Schemat jest wprawdzie zbliżony: on - geniusz w swojej dziedzinie, niepokorny, idealny, zniszczony psychicznie przez swoje ograniczenia, przez ludzi, przez los i ona - nieszczęśliwa, dusząca się w nieudanym małżeństwie, marząca o miłości, o zmianie swojego życia. Oddzieleni od siebie kilometrami, połączeni jedynie metafizycznym białym gołębiem [sic!]. Ich losy co jakiś czas się przenikają, choć nie mają o sobie pojęcia. A w międzyczasie spotykają na swojej drodze ludzi, którzy w przypływie nagłej potrzeby opowiadają im swoje dramatyczne historie miłosne, rodzinne, mówią o śmierci, stracie swoich bliskich. I tym sposobem poznajemy wspomnienia przypadkowych ludzi, którzy nie wnoszą nic do zasadniczej treści. Większość z nich wyszła spod pióra Irady Wownenko i nie wiem, czy J.L.Wiśniewski świadomie próbował dopiec współautorce, czy nie, ale w połowie książki pisze: "Czasami (…) miałem wrażenie, że czytam na głos jakąś kiczowatą książkę, której autor koniecznie chciał na dwustu stronach opisać dwieście jeden tragedii." To samo poczułam, stykając się z kolejnym i kolejnym dramatem.
Pióro Wiśniewskiego znam i cenię, ale nawet mnie, fana jego powieści, zabolały i obrzydziły sceny erotyczne i do znudzenia powtarzane opisy seksu oralnego. Ani między głównymi bohaterami, ani między pobocznymi, namiętności nie było, tylko czyste wyuzdanie, a to co ostatecznie połączyło Annę i Strunę nijak nie można nazwać miłością. Żeby tego było mało, to książka kończy się niczym - dosłownie niczym. To nawet nie jest otwarte zakończenie. Miałam wrażenie, że autorom nie chciało się dopisać pół strony tekstu, żeby domknąć opowieść.
Ani jeden akapit mnie nie poruszył, nie dotknął, nie wniknął w moje emocje. Nie uroniłam ani jednej łzy, nie uśmiechnęłam się ani razu. Czytając, zastanawiałam się tylko, kiedy i czy w ogóle, zagra jakaś struna w mojej duszy. Nie zagrała.