Ostatnio przeczytane

Ostatnio przeczytane

piątek, 28 kwietnia 2017

Małe cuda - Heather Gudenkauf

Nieczęsto mam w życiu coś wspólnego z systemem prawnym czy opieką socjalną, ale czasem znajduję się w sytuacji, w której muszę liczyć na pomoc instytucji państwowych, które mają dbać o bezpieczeństwo obywateli. Po tych kilku doświadczeniach, które mam za sobą wiem, że procedury i rutyna zabijają empatię i zaangażowanie. Ludzie pracujący w policji, sądach, opiece społecznej są tak oswojeni z ludzkim nieszczęściem, że kolejny przypadek nie robi na nich żadnego wrażenia. Ich praca ogranicza się do pisania notatek, rutynowych działań kontrolnych i wysyłania listów. Wiem, że generalizuję, ale tak to widzę.
Kiedy czytam książki, których istotnym elementem jest amerykański system prawny, to widzę, że Polska niczym nie odbiega od niechlubnych standardów światowych. Tam też procedury i kruczki prawne są ważniejsze od sprawiedliwości, a kompetencje urzędnika wykorzystywane są w sposób bezduszny i zerojedynkowy. Jeśli ktoś wpadnie w sidła systemu, ciężko jest wyjść z tego z poczuciem sprawiedliwości.
Ellen Morre jest pracownikiem społecznym. Pracuje na rzecz dzieci narażonych na przemoc w rodzinie, głód i poniżenie, żyjące w ciągłym strachu, a jednocześnie często uzależnione od swoich oprawców. Pewnego dnia w skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności Ellen naraża swoje najmłodsze dziecko na niebezpieczeństwo i sama staje się niewolnikiem systemu, którego jest przedstawicielem. Jej przełożeni skrupulatnie przestrzegają procedur, przez co pozbawiają ją prawa do trwania przy córce w najtrudniejszych momentach jej życia. Ellen musi udowodnić, że nie jest złą matką i nie stanowi zagrożenia dla swoich dzieci. Jednocześnie boryka się z poczuciem winy i problemami, które dotykają jej matkę.
Jenny Briard ma 10 lat, wychowywana jest przez ojca alkoholika. Nie ma stałego miejsca zamieszkania, które dawałoby jej poczcie bezpieczeństwa i stabilizacji. Pewnego dnia Jenny wyrusza w samotną podróż w poszukiwaniu babci, która w jej wyobrażeniach stworzy dla niej dom, o jakim marzy. Losy Ellen i Jenny tylko pozornie nie mają punktów stycznych.
Ta książka to przede wszystkim obraz tego, co się dzieje, kiedy urzędnicy państwowi ślepo przestrzegają procedur w sytuacji, gdy ich uprawienia mają wpływ na życie innych. Przykre, że urzędnik czy funkcjonariusz nie potrafi lub nie chce dostrzec ludzkiego nieszczęścia. Nie kwestionuję tego, że procedury są istotne dla zachowania porządku w postępowaniu, ale oprócz rutyny powinno znaleźć się miejsce na zaangażowanie i empatię.
Niewiele napisałam o samej książce, choć niczego jej nie brakuje, ale czasem jest tak, że przeczytana historia nie zatrzymuje moich myśli, ale przekierowuje je na mój własny ogródek.

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Srebrna zatoka - Jojo Moyes

Bierzesz sobie taką książkę, niepozorną, przewidywalną, z jakimś morzem na okładce i prostym tytułem. Spodziewasz się romantycznej historii ze szczęśliwym zakończeniem. I w zasadzie masz rację. Na początku poznajesz bohaterów: Lizę – melancholijną, smutną kobietę, skrywającą jakąś tajemnicę i noszącą ogromne poczucie winy, jej córkę, 11-letnią Hannę – zafascynowaną morzem, delfinami i wielorybami dziewczynkę i ciotkę Lizy, Kathleen – właścicielkę hotelu Srebrna Zatoka, mieszczącego się na wybrzeżu Australii. Czytasz o krajobrazie, życiu morskich stworzeń, pracy wielorybników i o Mike’u, który przyjechał z Londynu pozyskać teren pod nową wielką inwestycję. I nawet ci się to dłuży. Owszem, język powieści bez zarzutu, bohaterowie ładnie opisani, okoliczności przyrody sympatyczne. Liza i Mike, dwa różne światy, ale wiadomo, że kto się czubi, ten się lubi. I nie byłoby tutaj nic ciekawego, gdyby nie kilka naprawdę sporych niespodzianek w fabule. Początek może nieco nużący, ale końcówka to już Jojo w pełnej krasie. Jedynie czego mi brakowało, to cudowne poczucie humoru autorki, które uwielbiam i które zawsze wprawia mnie w dobry nastrój, często usypiając moją czujność, przez co daję się zaskoczyć emocjom w trakcie lektury.

Prawdziwe kolory - Kristin Hannah

W rodzinie Grey więzy krwi są ważniejsze niż wszystko inne, a to co ludzie powiedzą często ma większe znaczenie niż szczęście osobiste. Najstarsza z sióstr – Winona od śmierci mamy stara się przypodobać ojcu i zrobić coś, co zasłuży na jego aprobatę. Druga, Aurora, wiedzie nudne życie u boku nudnego męża, będąc jednocześnie rozjemcą rodzinnym w trakcie wszelkich sporów. Natomiast Vivi Ann jest ulubienicą tatusia i ulubienicą wszystkich dookoła. Wszystko jej się w życiu udaje, jest piękna, zaradna i świetnie jeździ konno. Chcąc ratować podupadające ranczo, rodzina Grey postanawia zorganizować wyścigi konne i konkursy pętania byków. Do pomocy zatrudniają obcego, który niepodziewanie pojawia się w ich miasteczku. Jego zła reputacja kroczy tuż za nim, jednak to nie zniechęca młodziutkiej Vivi Ann, która ulega jego urokowi. A to niesie konsekwencje dla jej rodziny i całej społeczności miasteczka.
Początek książki wyjątkowo senny, powiedziałabym nawet że nudny. Pod koniec historia nieco się rozkręca, a szczególnie wątek Winony. Zamiarem autorki było zdaje się pokazanie, że rodzina jest najważniejsza. Chciała przedstawić najstarszą siostrę w złym świetle, która niesiona zazdrością przeciwstawia się rodzinie i cieszy się z nieszczęścia najmłodszej z sióstr, by na koniec odpokutować swoje winy i wrócić na łono rodziny. Jednak dla mnie właśnie Winona była najbardziej rzeczywista, z ludzkimi prawdziwymi uczuciami: zazdrosna, nieszczęśliwa, rozdarta pomiędzy wyborem własnych marzeń a oczekiwaniami rodziny. Vivi Ann denerwowała mnie – ze swoją urodą, wesołym usposobieniem i niekończącym się pasmem sukcesów. A przy okazji naiwny wydał mi się wątek, który pokazywał, ze miłość może zmienić największego twardziela, w potulnego i delikatnego romantyka. Aurora jest nudna jak jej mąż, któremu autorka nie poświęciła minimum uwagi. Postać bez charakteru, wszędzie szukająca zgody. Najbardziej jednak ze wszystkich denerwował mnie ojciec rodziny – introwertyczny pijak, który faworyzuje jedną z córek, nawet się z tym nie kryjąc i oczekując, że wszyscy będą robić to, czego on sobie życzy.
Nie polubiłam większości z postaci, opisywana historia ciągnie się i ciągnie, a uległość dorosłych kobiet wobec ojca pijaka jest denerwująca, ale po przeczytaniu ostatniej strony nie mogę powiedzieć, że to jest zła książka. Jak się przymknie oczy na to, co drażni i przebrnie przez część pokazującą historię rodziny, to czyta się ją bardzo szybko i przyjemnie.

piątek, 14 kwietnia 2017

Idealna - Magda Stachula

Zawsze jest ktoś, kto nas obserwuje. Często sami wystawiamy się na inwigilację, szczególnie poprzez socialmedia, ale również w sposób nieuświadomiony jesteśmy w zasięgu miejskiego monitoringu, kamer samochodowych lub pod czujnym okiem sąsiada.
Anita spędza całe dnie w domu. Kiedyś praca we własnym mieszkaniu, wg swojego rytmu wydawała się jej błogosławieństwem, dzisiaj dom jest jej kryjówką. Anita izoluje się od ludzi, od realnego świata, świadomie odcina się od wszystkich, ponieważ woli poddawać się swojej obsesji, jaką jest brak możliwości zajścia w ciążę i urodzenia dziecka. Od dwóch lat bezskutecznie starają się z mężem o dziecko i ta porażka ma niebagatelny wpływ na psychikę Anity, na jej relacje z mężem i rodziną. Czas zajmuje jej obserwowanie ludzi przez kamery miejskiego monitoringu. Przenosi się w różne rejony świata i wymyśla historie ludzi, których widzi. Szczególnie upodobała sobie Pragę i nie jest to bez znaczenia dla całej historii.
Z czasem okazuje się jednak, że nie tylko Anita podgląda ludzi, ale i ona sama jest obserwowana, że ktoś wie o niej więcej niż sama chciałaby powiedzieć.
Świetnie napisany thriller, poskładany obraz z różnych punktów widzenia, z niebagatelną narracją. Może nie każda decyzja była dla mnie zrozumiała i nie wszyscy bohaterowie wiarygodni, ale autorka zadbała o wyjaśnienie wszystkich szczegółów powiązań między postaciami. Za to duże brawa.