Ostatnio przeczytane

Ostatnio przeczytane

czwartek, 30 czerwca 2016

Koronkowa robota - Pierre Lemaitre

Zacznijmy od tego, że kiedy w ubiegłym roku Pierre Lemaitre był jednym z gości WTK, ustawiała się do niego niewyczerpana kolejka ludzi, a on z niegasnącym uśmiechem pozował do zdjęć, ściskał dłonie, podpisywał książki. Teraz, po przeczytaniu Koronkowej roboty, ta kolejka wcale mnie nie dziwi.
Detektyw Camille Verhoeven prowadzi śledztwo w sprawie brutalnego morderstwa. Angażuje swój czas i prywatność w rozwiązanie zagadki. Jednak morderca jest zawsze krok przed nim, a detektyw odkrywa tylko tyle, na ile on mu pozwala. Ale zaskoczenie finału nie polega na odkryciu kim jest zabójca. Zaskakuje przede wszystkim kunszt autora w budowaniu misternej gry, zaskakuje zderzenie z tym, co zapamiętaliśmy, uderza nieuchronność zdarzeń.
Świetna, misterna robota. I śmiem twierdzić, że tytuł nie odnosi się tylko do fabuły. Tytuł to obraz tego, co Pierre Lemaitre wydziergał na 414 stronach. Geniusz.

Taka jak ty - Maureen Lindley

Kiedy coś mnie poruszy, zaskoczy lub zainteresuje w fabule, zawsze potem przekopuję Internet, żeby dowiedzieć się skąd autor brał inspirację do napisania książki z tym wątkiem.
Tym razem zetknęłam się z niezbyt popularną informacją o Amerykańskich obozach internowania dla Japończyków. Niewiele o tym napisano, to nie jest narodowa duma Amerykanów. W 1941, po ataku na Pearl Harbor, kiedy Japonia zaczęła stanowić realne zagrożenie dla USA rząd Stanów Zjednoczonych wysłał wszystkich obywateli japońskiego pochodzenia (z domieszką japońskiej krwi w 1/16!) z zachodniego wybrzeża do obozów internowania, tutaj do Manzanaru. Wysłano tam starców, dzieci, bez znaczenia. Uznano, że mogą oni stanowić zagrożenie dla kraju.
Manzanzar to nie był obóz koncentracyjny, co nie znaczy, że warunki życia w nim były godne, a ludzie wolni. Mimo tego, że mówiono im, że obóz powstał, aby ich chronić, to zadawano sobie pytania - po co w takim razie wieżyczki strażnicze i skierowana w ich stronę broń?, czemu drut kolczasty wywinięty jest do wewnątrz?
Obóz internowania to jedyny interesujący wątek w tej książce. Satomi jest półkrwi Japonką. Jej ojciec, Amerykanin, zginął w Pearl Harbor, a ona razem z matką zostały zmuszone do wyjazdu, ich dom i ziemia zostały zaanektowane przez rząd. Satomi nigdy nie czuła się w pełni Amerykanką, ani nie czuła się Japonką. Rozdarta między dwiema kulturami, nie mogła znaleźć dla siebie miejsca. Paradoksalnie właśnie w obozie znajduje drogę dla swojej przyszłości.
Czyli generalnie nuda, z nieudolną próbą grania na emocjach.

czwartek, 16 czerwca 2016

Nie lubię kotów - Katarzyna Zyskowska-Ignaciak

Zawsze kiedy wracamy z biblioteki z nową porcją książek, moja córka przegląda, co wypożyczyłam, czyta tytuły i sprawdza liczbę stron. Gdy wzięła do ręki tę książkę, powiedziała: „Mamo, pasuje do ciebie, bo też nie lubisz kotów”. Odpowiedziałam, że właśnie dlatego ją wzięłam.
Jak zwykle  nie czytałam opisu, nie zaglądałam do środka. Popatrzyłam tylko na okładkę, pogłaskałam książkę i pomyślałam „biorę”.
Bohaterami są mieszkańcy Warszawy, trzydziestokilkuletni, robiący karierę, układający swoje życia. Szczęśliwi, nieszczęśliwi. Podążają różnymi ścieżkami, dokonują wyborów, udają. Ich losy są ze sobą splecione, a oni sami pozamykani we własnych światach, nie dostrzegają człowieka w człowieku. Pokazują swoją powierzchowność i tyle samo dostają od innych.
Zwykle, kiedy czytam polskiego autora, szczególnie, gdy kiedy akcja rozgrywa się współcześnie, w Polsce, nie mogę odpędzić od siebie myśli o udawaniu, o sztuczności, o specyficznym klimacie polskości. A tutaj absolutne zaskoczenie. Początek wprawdzie nieco mnie znużył, trochę uśpił. Historia Wojtka nie poruszyła mnie specjalnie, nawet go nie polubiłam, ani nie próbowałam zrozumieć. Ale dalej, kiedy składałam te puzzle ludzkich życiorysów, przychodziły mi do głowy jedynie pozytywne myśli.
Zaskakująca, nietuzinkowa, mądra książka, napisana pięknym językiem pełnym metafor. Ciekawa konstrukcja, celne powiązania. Naprawdę wyjątkowa.

piątek, 10 czerwca 2016

Bez mojej zgody - Jodi Picoult

Ktoś kto poznał już trochę pióro Jodi Picoult wie, jakiej narracji się spodziewać. Wie, że będzie poznawać emocje wielu bohaterów, ich różny punkt widzenia. Tutaj nic nie jest czarno-białe, z gruntu moralne lub nie.
Anna jest zupełnie zdrowa, ale przez 13 lat swojego życia była wiele razy hospitalizowana i przeszła mnóstwo zabiegów. Wszystko po to, żeby ratować życie swojej starszej siostry. Anna po to się narodziła, po to została „zaprojektowana”, by pod kątem genetycznym być dla Kate w pełni zgodnym dawcą. Ale kiedy Anna ma oddać siostrze swoją nerkę, postanawia iść do prawnika i zaskarżyć rodziców o usamodzielnienie w kwestii zabiegów medycznych.
To jest główny wątek, ale nie jedyny istotny. Pojawia się też kwestia buntu, bycia niewidzialnym dla rodziców, stara niepełniona miłość, ucieczka przed uczuciami w imię wyższego dobra, brak pogodzenia się ze śmiercią i wiele innych wątków, które budują tę piękną historię.
Uwielbiam taki sposób opowiadania, który pozwala mi zaglądać w myśli i emocje różnych osób, kiedy muszę postawić swoją moralność obok ich wielkich dylematów. Teoretycznie wiem, co zrobiłabym w podobnej sytuacji. Ale to tylko teoria. I obym nigdy nie musiała stanąć przed takim wyborem, jak bohaterowie powieści.
Nie byłam jakoś specjalnie zaskoczona rozstrzygnięciami i zwrotami akcji, ale mimo to uważam, że to jedna z bardziej poruszających książek, jakie czytałam. A to za sprawą trudnej tematyki i genialnego stylu autorki.
A ponieważ wydanie tej książki jest z filmową okładką, wspomnę tylko, że po przeczytaniu powieści, obejrzałam też film. W konfrontacji ze słowem pisanym wygląda blado - temat został totalnie spłaszczony, wiele ważnych kwestii pominiętych, a radosna muzyka kompletnie nie pasowała do obrazu. Zdecydowanie 1:0 dla książki.