Mankamentem czytania książek w środkach transportu i w ogóle w miejscach publicznych jest to, że nie można poddać się falom emocji, jakie spływają na czytelnika w trakcie lektury. Jednak nie mogłam czekać na lepszy moment i musiałam sięgnąć po Zanim się pojawiłeś.
Zaczyna się jak u Hitchcock'a - trzęsieniem Ziemi, a potem napięcie tylko rośnie. I kartki same uciekają, bo musisz dowiedzieć się, czy jej się uda...
Lou i Will pochodzą z dwóch różnych światów i mimo że mieszkają bardzo blisko siebie nigdy się nie spotkali. Jednak kiedy Lou traci pracę w ulubionej kawiarence, jej nowym szefem zostaje Will. On nie chce jej zatrudniać, a ona nie chce dla niego pracować. Decyduje się jednak, bo jej rodzina rozpaczliwie potrzebuje pieniędzy. A poza tym, to tylko na pół roku. Te pół roku odmieniło jej życie. I odmieniło życie Willa.
Przepięknie napisani bohaterowie. Można ich niemal dotknąć, poczuć ich rozterki, zacząć myśleć, tak jak oni. Tu nic nie dzieje się za szybko, wszystko ma odpowiedni moment. Fantastycznie zbudowana dramaturgia, doskonałe poczucie humoru i świetnie opowiedziana historia. Jedna z najlepszych książek, jakie miałam w ręku. I mimo że nie wypada głośno śmiać się w autobusie i płakać w metrze, to jednak śmiałam się i płakałam, bo inaczej się nie dało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz