Jak bardzo może zranić utracona miłość? Na jak długo może oddzielić człowieka od świata? Dla Jean'a Perdu to było 21 lat. 21 lat nie-życia. Samotny, zraniony, opuszczony. Jean Perdu, właściciel pływającej, choć uwięzionej przy brzegu, księgarni. A właściwie Apteki Literackiej, ponieważ Jean przy pomocy książek potrafi uleczyć każdą zranioną duszę, poprawić humor lub po prostu uspokoić. Zna "lekarstwa" na każdą dolegliwość. Nie potrafi tylko pomóc sam sobie.
I znowu spotkałam się z opisem miłości tak wielkiej, tak nieskazitelnej, że aż nierealnej. Jest jednak w tej książce coś urokliwego, nieuchwytnego. Coś co sprawia, że nie można powiedzieć o niej nic złego. Ten patos nie jest męczący, nie wylewa się z każdego słowa. I chociaż jest obecny, to nie przeszkadza. Powiedziałabym nawet, że ma swoje uzasadnienie.
Jean prowadzi swoją księgarnię, śpi, je, egzystuje. I stara się zapomnieć, chociaż niezamknięty rozdział życia ciągle trzyma go w przeszłości nie pozwala zrobić kroku naprzód. On nawet tego nie chce. Zamknął się w sobie, w swoim smutnym świecie, zasłonił (dosłownie i w przenośni) to, co przypominało mu o Niej. Jest jeszcze list napisany ręką kobiety, którą kochał. Kiedy wreszcie Jean znajduje odwagę, by go przeczytać, postanawia wyruszyć w podróż. Chce odnaleźć siebie, swoje stracone uczucia, chęć do życia. Chce rozliczyć się z przeszłością, prosić o wybaczenie i zmierzyć się z tym, co odebrało mu wszystko.
Ostatnio przeczytane
czwartek, 30 października 2014
niedziela, 12 października 2014
3 płatki kamelii - Lara La Voe
Przyjaźń, miłość i sztuka. Tylko tyle i aż tyle, żeby namalować piękną historię.
Klara Benett i Veronica Angeli przyjaźnią się i wspólnie tworzą - Klara studiuje fotografię, Veronika malarstwo. Klarę pokonała choroba, jednak to nie kończy wszystkiego - raczej rozpoczyna. Śmierć Klary łączy życia kilku osób i wpływa na ich decyzje, na ich wybory.
I bardzo bym chciała napisać wiele dobrego o tej książce, ale nie mogę. Nigdy nie czytałam czegoś tak patetycznego, tak nierealnego w języku, czegoś tak momentami głupiego. O Matko! Ileż razy krzywiłam się czytając kolejne zdania. Ile razy zastanawiałam się, po co autorka powtarza te same wersy, te same strony.
Ja wiem, że to taki zabieg artystyczny, Ja wiem, że historia nie ma chronologii i że obrazuje spojrzenie z wielu stron na ten sam moment. Ale po co powtarzać ten sam trik 30 razy w książce? Autorka próbuje stworzyć wrażenie retrospekcji i mistycznego połączenia między kilkoma osobami, które, mimo że rozrzucone są na trzech kontynentach, to jednak mają ze sobą coś wspólnego. Ale to coś jest tak wydumane, tak nieprawdopodobne i tak skrajne tragiczne, że nijak do mnie nie trafiło. Ani razu. No i jeszcze - zwracanie się do czytelnika w treści, zadawanie retorycznych pytań, ciągłe przekonywanie, że miłość bohaterów jest największa, najczystsza i wręcz z pogranicza boskości. Do wyrzygania. A motywy działań bohaterów są po prostu głupie.
Gdyby obedrzeć tę historię z patosu, ekstazy, natchnienia i banału, to wyszłaby z tego piękna książka o miłości i przyjaźni ze sztuką w tle. A tak jest kicz i nuda. Jedyne co jest na mały plus to to, że jak na polską autorkę, to pomysł na konstrukcję tej książki jest niezwykły. Gorzej z realizacją tego pomysłu.
Klara Benett i Veronica Angeli przyjaźnią się i wspólnie tworzą - Klara studiuje fotografię, Veronika malarstwo. Klarę pokonała choroba, jednak to nie kończy wszystkiego - raczej rozpoczyna. Śmierć Klary łączy życia kilku osób i wpływa na ich decyzje, na ich wybory.
I bardzo bym chciała napisać wiele dobrego o tej książce, ale nie mogę. Nigdy nie czytałam czegoś tak patetycznego, tak nierealnego w języku, czegoś tak momentami głupiego. O Matko! Ileż razy krzywiłam się czytając kolejne zdania. Ile razy zastanawiałam się, po co autorka powtarza te same wersy, te same strony.
Ja wiem, że to taki zabieg artystyczny, Ja wiem, że historia nie ma chronologii i że obrazuje spojrzenie z wielu stron na ten sam moment. Ale po co powtarzać ten sam trik 30 razy w książce? Autorka próbuje stworzyć wrażenie retrospekcji i mistycznego połączenia między kilkoma osobami, które, mimo że rozrzucone są na trzech kontynentach, to jednak mają ze sobą coś wspólnego. Ale to coś jest tak wydumane, tak nieprawdopodobne i tak skrajne tragiczne, że nijak do mnie nie trafiło. Ani razu. No i jeszcze - zwracanie się do czytelnika w treści, zadawanie retorycznych pytań, ciągłe przekonywanie, że miłość bohaterów jest największa, najczystsza i wręcz z pogranicza boskości. Do wyrzygania. A motywy działań bohaterów są po prostu głupie.
Gdyby obedrzeć tę historię z patosu, ekstazy, natchnienia i banału, to wyszłaby z tego piękna książka o miłości i przyjaźni ze sztuką w tle. A tak jest kicz i nuda. Jedyne co jest na mały plus to to, że jak na polską autorkę, to pomysł na konstrukcję tej książki jest niezwykły. Gorzej z realizacją tego pomysłu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)