Podobno zmarli wrócą na ziemię. I nie w postaci duchowej czy jako zombie. Wrócą, gdy nastąpi koniec świata.
Co zrobią ludzie, którzy pożegnali już swoich ukochanych rodziców, przyjaciół, swoje dzieci? Co zrobią Harold i Lucille, którzy 50 lat wcześniej stracili ukochanego ośmioletniego syna, kiedy ten w swoim dawnym ciele stanie na progu ich domu? Czy to nadal ich syn, czy jakiś obcy? Czy przywróconych należy przyjąć na ten świat bezwarunkowo, czy izolować od prawdziwie żyjących?
Mnóstwo mocnych pytań, choć niestety nie znalazłam odpowiedzi. Mott więcej napisał w słowie od autora, niż w samej powieści. Wielu z nas, którzy stracili kogoś bliskiego, chciałoby choć raz jeszcze z nim porozmawiać, choć przez chwilę na niego popatrzeć. I tym właśnie jest ta książka dla autora - możliwością rozmowy z matką, która umarła kilka lat wcześniej. I gdyby na tej więzi utkana była struktura historii, to mogłaby to być doskonała książka. A tak jest tylko inna niż większość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz