Czy można uciec od swoich pragnień, od marzeń, od niepowodzeń? Mabel i Jack próbują odciąć się od tego, co im w życiu nie wyszło. A nie wyszło im jedno - stracili przedwcześnie urodzone dziecko. I to wydarzenie położyło cień na całym ich życiu. Chcą uciec, zaszyć się gdzieś, gdzie nikt ich nie zna. Wybierają Alaskę, która jawi im się jako kraina spokojna, cicha i oderwana od cywilizacji.
Sęk w tym, że ani Alaska nie jest taka, jak ją sobie wyobrażali, ani ucieczka tak prosta, jak założyli. Nigdy bowiem nie wyzbyli się marzeń o dziecku i zabrali te pragnienia ze sobą. A tam, w bieli padającego śniegu pojawiła się w ich życiu dziewczynka. Dziecko śniegu, o której Mabel słuchała w dzieciństwie bajki.
Smutna historia o nieuchronności zdarzeń i o wielkiej sile zawiedzionych nadziei. Baśniowa historia, niedopowiedziana, z pogranicza realnego świata i krainy magii.
Dla mnie ta historia ma drugie dno, wcale nie ukryte głęboko. Nie da się uciec od siebie samego i swoich przeżyć. Trzeba stawić im czoło i zmierzyć się z niepowodzeniami. Dopiero kiedy jesteśmy szczerzy wobec siebie i swoich bliskich, można podnieść się po tragedii i iść naprzód, nawet jeśli ciągniemy za sobą jakąś pustkę serca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz