Początek książki wyjątkowo senny, powiedziałabym nawet że
nudny. Pod koniec historia nieco się rozkręca, a szczególnie wątek Winony.
Zamiarem autorki było zdaje się pokazanie, że rodzina jest najważniejsza. Chciała
przedstawić najstarszą siostrę w złym świetle, która niesiona zazdrością
przeciwstawia się rodzinie i cieszy się z nieszczęścia najmłodszej z sióstr, by
na koniec odpokutować swoje winy i wrócić na łono rodziny. Jednak dla mnie
właśnie Winona była najbardziej rzeczywista, z ludzkimi prawdziwymi uczuciami:
zazdrosna, nieszczęśliwa, rozdarta pomiędzy wyborem własnych marzeń a
oczekiwaniami rodziny. Vivi Ann denerwowała mnie – ze swoją urodą, wesołym
usposobieniem i niekończącym się pasmem sukcesów. A przy okazji naiwny wydał mi
się wątek, który pokazywał, ze miłość może zmienić największego twardziela, w
potulnego i delikatnego romantyka. Aurora jest nudna jak jej mąż, któremu
autorka nie poświęciła minimum uwagi. Postać bez charakteru, wszędzie szukająca
zgody. Najbardziej jednak ze wszystkich denerwował mnie ojciec rodziny –
introwertyczny pijak, który faworyzuje jedną z córek, nawet się z tym nie
kryjąc i oczekując, że wszyscy będą robić to, czego on sobie życzy.
Nie polubiłam większości z postaci, opisywana historia
ciągnie się i ciągnie, a uległość dorosłych kobiet wobec ojca pijaka jest denerwująca,
ale po przeczytaniu ostatniej strony nie mogę powiedzieć, że to jest zła
książka. Jak się przymknie oczy na to, co drażni i przebrnie przez część
pokazującą historię rodziny, to czyta się ją bardzo szybko i przyjemnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz