Wielokrotnie
przekonywałam się, że Cecelia nie lubi kalek. Każda z jej powieści jest inna
niż poprzednie, a autorka nie boi się sięgać po nowe gatunki i tematy. Nie jest
jej obca literatura dla młodzieży.
Tym
razem Cecelia wzięła na warsztat powieść dystopijną, gdzie w stworzonej przez
siebie nieokreślonej przyszłości, społeczeństwo żyje wg zasad narzuconych przez
Trybunał, gdzie wartością nadrzędną jest doskonałość, a wszelkie skazy
charakteru są piętnowane (dosłownie). Osoba naznaczona Skazą jest wykluczana ze
społeczeństwa.
Nie
jestem zwolennikiem takich powieści. Powstało już tak dużo książek i filmów o
podobnej tematyce, że trudno o oryginalność. Młoda dziewczyna, która trochę
przez przypadek i wbrew sobie, staje na czele rewolucji, mającej obalić
przyjęty porządek i przywrócić spokój społeczności, w której żyje. I o ile w
niektórych przypadkach efekt jest zadowalający, tak tutaj brakowało mi
spójności i ciągu przyczynowo skutkowego. 17-letnia Celestine wychowuje
się w doskonałej rodzinie, w przyjaźni z sędzią Trybunału. Zakochana w jego
synu snuje plany na radosną i spokojną przyszłość. Pewnego dnia robi coś wbrew
obowiązującym zasadom i zostaje postawiona przed Trybunałem, a w konsekwencji naznaczona
Skazą, co powoduje, że zaczyna inaczej postrzegać otaczający ją porządek. Mimo
że nie mogła nikomu ufać i nie chciała angażować się w rozgrywki polityczne,
zostaje twarzą społecznej rewolucji.
Rozumiem,
że nie jestem docelowym odbiorcą tej powieści, ponieważ wiek nastoletni mam już
dawno za sobą, jednak nie mogę się zgodzić na przegadanie, na brak logiki i konsekwencji
w treści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz