John Hart pisze fantastycznie. Uwielbiam obyczajowość jego powieści kryminalnych. Morderstwo morderstwem, tajemnica tajemnicą, ale najważniejsi są ludzie. Zawsze. Ich problemy, emocje, wspomnienia, traumy, ich uczucia i marzenia.
Adam Chase opuścił
rodzinny dom po procesie w sprawie morderstwa. Został uniewinniony, ale dla
sąsiadów i tak był winny. Obiecał sobie, że nigdy nie wróci do Salisbury.
Po 5. latach telefon od przyjaciela z dzieciństwa zapala jednak iskrę wspomnień
o rodzinie i o miejscu, które było jego domem. Adam chce na nowo być częścią społeczności,
która go odrzucała, choć początkowo sobie tego nie uświadamia. Jednak po jego
przyjeździe w okolicy znowu ginie człowiek i znowu on zostaje podejrzanym.
Wszystko odpowiednio pokomplikowane, sporo bohaterów, wątki poboczne – nie ma się do czego przyczepić. To naprawdę świetna książka. Tylko moja uwaga dość szybko skupiła się na osobie odpowiedzialnej za zbrodnię sprzed lat, więc nie miałam już przyjemności bycia zaskoczoną. A chciałabym być.
Wszystko odpowiednio pokomplikowane, sporo bohaterów, wątki poboczne – nie ma się do czego przyczepić. To naprawdę świetna książka. Tylko moja uwaga dość szybko skupiła się na osobie odpowiedzialnej za zbrodnię sprzed lat, więc nie miałam już przyjemności bycia zaskoczoną. A chciałabym być.