Najbardziej w książkach Bussiego lubię to, że już na
początku zdarza się coś, co sprawia, że kawałki układanki wskakują na właściwe
miejsce. I ktoś wie… a ja nie wiem. Tak jest i tutaj – okazuje się, że rozwiązanie
zagadki było na pierwszej stronie gazety, która 18 lat wcześniej jako pierwsza
poinformowała o katastrofie samolotu na zboczu Mont Trrible. Gazety, którą
każdy zainteresowany sprawą widział wielokrotnie. Dlaczego więc dopiero po 18. latach
to rozwiązanie stało się oczywiste?
W grudniu 1980 r. rozbił się airbus relacji Stambuł-Paryż. Jedynym pasażerem, który przeżył jest 3-miesięczne
dziecko. Problem w tym, że na pokładzie były dwie trzymiesięczne dziewczynki, a
żaden sędzia nie umiał orzec, czy ocalała z katastrofy to Emilie Vitral,
dziewczynka pochodząca z biednej rodziny, czy raczej Lyse-Rose de Carville,
dziedziczka rodzinnej fortuny.
Mathilde de Carville, domniemana babcia dziecka, nie szczędziła pieniędzy na drobiazgowe
i długotrwałe śledztwo, które miało ponad wszelką wątpliwość ustalić tożsamość
dziewczynki. Wynajęty detektyw Credul Grand-Duc miał za zadanie iść każdym
niestandardowym tropem i sprawdzić wszystkie możliwe wątki, byle dotrzeć do
prawdy.
Bussi jest zawsze krok przed czytelnikiem, odpowiada na
każdą wątpliwość, która pojawia się w twojej głowie – zdjęcia dziewczynki,
ubranka, testy DNA. To wszystko ma wyjaśnienie, całkiem wiarygodne, zważywszy
na czas, w którym rozgrywa się akcja powieści. Oczywiście pewne zachowania
bohaterów są niezrozumiałe, ale również one tworzą tę historię i budują
napięcie.
Możesz być rozczarowany, jeśli domyślisz się przed finałem
kim jest (lub kim nie jest) ocalała dziewczynka, ale trick z gazetą uważam za
mistrzostwo świata. Rozbudzenie ciekawości – level master.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz