W nocie od autorka Marc Levy napisał: „Pisać, to móc sobie wyobrazić wszystko”. I tutaj autor wyobraził sobie niemożliwe. Niemożliwe dzisiaj, ale przecież nie na zawsze. Kiedyś niemożliwe były transfuzje krwi, operacje mózgu, transplantacje. Niemożliwe było wszystko, co dziś jest powszechne, choć dla wielu nadal niewyobrażalne. A wszystko zaczyna się od jednej myśli. Nauka nie ruszyłaby z miejsca, gdyby nie pomysł na niemożliwe. Nie powstałby żaden wynalazek, gdyby nie otwarte umysły ludzi, gdyby nie ich chęć tworzenia.
Josh jest studentem neurobiologii, wyjątkowo utalentowanym, wręcz genialnym. Razem z przyjacielem opracowują metodę zapisu ludzkiej świadomości. Josh i Hope są w sobie zakochani, ale Hope umiera. Chłopak postanawia oszukać śmierć i zachować pamięć Hope za pomocą swojego wynalazku. Czy to etyczne? Moralne? Jeszcze nie. Ale chce to zrobić z miłości do dziewczyny, która wypełniła jego świat.
Jak daleko można się posunąć, by ocalić ukochaną? Josh wie, że to nie ciało stanowi o nas, a nasza świadomość, pamięć i emocje. Gdybyśmy potrafili je zachować, bylibyśmy nieśmiertelni.
Umysł pisarza artysty nie jest niczym ograniczony, a to co wymyśli i opisze w książce, staje się realne w głowie czytelnika. Uwielbiam to uczucie.
Ostatnio przeczytane
czwartek, 26 września 2019
poniedziałek, 23 września 2019
Kłamstwo doskonałe - Lisa Scottoline
To, co całkiem dobrze ogląda się w kinie akcji, niekoniecznie musi się sprawdzić w książce. Nieprawdopodobne pościgi, świetnie wyszkoleni tajni agenci i zagadka do rozwiązania – takie filmy zawsze są dla mnie na pograniczu absurdu i komedii, dlatego bardzo je lubię. Zawsze komentuję i śmieję się z niewiarygodnych sytuacji, ludzi duchów, których cechuje niezwykła siła charakteru i wyjątkowa sprawność fizyczna. Na ekranie taka historia ma swoje tempo, efekty wizualne i dźwiękowe i ogląda się to zwykle z jakąś przyjemnością, nawet jeśli 90% przedstawionej akcji jest kompletnie nierealna.
W książce to już nie wygląda tak dobrze. Opisanie próby odbicia zakładnika z jadącego samochodu za pomocą helikoptera jest tak słabe, że trudno to przyjąć bez poczucia żenady. Ale to szczegół. Wprawdzie właśnie ten detal zaważył na mojej opinii, ale całość nie przedstawia się wiele lepiej.
Chris Brennan zatrudnia się w liceum małego miasteczka w Pensylwanii. Ma tylko tydzień na to, by poznać tamtejszych uczniów i wytypować tego, który może mu pomóc w realizacji jego tajemniczego planu. Pierwsza część książki przekonuje czytelnika, że Chris ma złe zamiary. Wprawdzie matka jednego z uczniów wzbudza w nim cieplejsze uczucia, co może sugerować, że jednak nie jest tak do szpiku kości zły, ale sam siebie przekonuje, że prowadzi takie życie, które uniemożliwia jakikolwiek związek.
A potem w połowie książki okazuje się, że jednak zamiary głównego bohatera nie są tak niecne jak nam się miało od początku wydawać. Dlaczego o tym piszę, zdradzając przyszłym czytelnikom to, co być może miało być zaskoczeniem? Dlatego, że mam wrażenie, że autorka sama nie potrafiła utrzymać tego w tajemnicy. Oddzieliła grubą kreską pierwszą część książki od drugiej i to co wcześniej opisywała jako negatywne, później przedstawia jako szlachetne. W to wszystko próbowała jeszcze wpleść romans, który wypadł absolutnie kuriozalnie. Bo która dorosła kobieta, matka nastolatka, zareagowałaby histerycznymi spazmami i obrażeniem na wieść, że facet, z którym spędziła tylko chwilę, który niczego jej nie obiecywał, ale w którym zadurzyła się bez pamięci, nie jest tym, za kogo się podawał?... Nie uwierzyłam żadnemu bohaterowi tej książki. Wydali mi się śmieszni, a ich historia zupełnie niewiarygodna.
Aha, a okładka zupełnie bez sensu.
W książce to już nie wygląda tak dobrze. Opisanie próby odbicia zakładnika z jadącego samochodu za pomocą helikoptera jest tak słabe, że trudno to przyjąć bez poczucia żenady. Ale to szczegół. Wprawdzie właśnie ten detal zaważył na mojej opinii, ale całość nie przedstawia się wiele lepiej.
Chris Brennan zatrudnia się w liceum małego miasteczka w Pensylwanii. Ma tylko tydzień na to, by poznać tamtejszych uczniów i wytypować tego, który może mu pomóc w realizacji jego tajemniczego planu. Pierwsza część książki przekonuje czytelnika, że Chris ma złe zamiary. Wprawdzie matka jednego z uczniów wzbudza w nim cieplejsze uczucia, co może sugerować, że jednak nie jest tak do szpiku kości zły, ale sam siebie przekonuje, że prowadzi takie życie, które uniemożliwia jakikolwiek związek.
A potem w połowie książki okazuje się, że jednak zamiary głównego bohatera nie są tak niecne jak nam się miało od początku wydawać. Dlaczego o tym piszę, zdradzając przyszłym czytelnikom to, co być może miało być zaskoczeniem? Dlatego, że mam wrażenie, że autorka sama nie potrafiła utrzymać tego w tajemnicy. Oddzieliła grubą kreską pierwszą część książki od drugiej i to co wcześniej opisywała jako negatywne, później przedstawia jako szlachetne. W to wszystko próbowała jeszcze wpleść romans, który wypadł absolutnie kuriozalnie. Bo która dorosła kobieta, matka nastolatka, zareagowałaby histerycznymi spazmami i obrażeniem na wieść, że facet, z którym spędziła tylko chwilę, który niczego jej nie obiecywał, ale w którym zadurzyła się bez pamięci, nie jest tym, za kogo się podawał?... Nie uwierzyłam żadnemu bohaterowi tej książki. Wydali mi się śmieszni, a ich historia zupełnie niewiarygodna.
Aha, a okładka zupełnie bez sensu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)