Często sięgam po moich ulubionych autorów. Szczególnie
chętnie, jeśli na półce czeka jeszcze kilka nieprzeczytanych książek. Z
przyjemnością powróciłam wiec do Cecelii Ahern, której Kraina zwana Tutaj swoje
już odleżała i nabrała mocy urzędowej.
Sandy Shortt ma obsesję na punkcie zagubionych rzeczy. Szuka
wytrwale wszystkich zawieruszonych przedmiotów, odkąd skończyła 10 lat. Chce
wiedzieć, gdzie przenoszą się pojedyncze skarpetki, zagubione klucze czy
zabawki. Kiedy Sandy dorasta, zakłada agencję zajmującą się odnajdywaniem
zaginionych osób – rozdzielonego rodzeństwa, biologicznych rodziców i tych,
którzy w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęli, a policja nigdy nie zdołała
ustalić ich miejsca pobytu. Sandy nawiązuje bliskie relacje z rodzinami, którzy
utracili swoich bliskich, ale zastanawia się również, co czują osoby, które się
zgubiły. Wkrótce sama ma się o tym przekonać. Sandy wie, że jedyną bardziej przygnębiającą
rzeczą od niemożności odnalezienia kogoś, jest bycie nieodnalezionym. Chce,
żeby ktoś ją odnalazł, tylko nie ma pewności, czy znajdzie się ktoś, kto będzie
jej szukał.
Jest coś niezwykłego w tej książce, coś co daje nadzieję,
ale jednocześnie trzyma w niepewności. Do końca nie wiadomo, jak potoczy się ta
historia. A jeśli jej się nie uda? A jeśli uda, co zapamięta?...
I w końcu dowiedziałam się, gdzie są wszystkie moje rzeczy,
które gubią się w pralce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz