Karolina i Tomasz Elbanowscy opisują historię, która
przywiodła ich do tego miejsca, w którym są dzisiaj. Opisują jak rodził się w
nich bunt przeciw wykorzystywaniu dzieci do łatania dziury w ZUS-ie, jak razem
z nimi budzili się rodzice w całej Polsce. To jest książka o wielkiej sile
ducha, o walce rok po roku o dobrą edukację dla polskich dzieci. Dla wielu
ludzi, szczególnie odbiorców głównych mediów, Elbanowscy są szaleni, podburzają
społeczeństwo i na pewno są związani z PiS-em. Dla mnie małżeństwo z Legionowa
jest źródłem niewyczerpanej siły, determinacji i pokory. Pamiętam, jak pani
Karolina błagała Ewę Kopacz o zmianę decyzji w sprawie ostatniej inicjatywy
Rodzice chcą mieć wybór. Błagała ją z mównicy sejmowej, chowając do kieszeni
całą swoją dumę i dumę wszystkich rodziców. P. premier pozostała niewzruszona.
O akcji Ratuj maluchy dowiedziałam się przy okazji szukania
informacji o programie MEN – Wyprawka szkolna, który to program umożliwia nam,
jako rodzinie wielodzietnej, ubiegać się o zwrot części wydatków na szkolne
podręczniki. Weszłam na ich stronę i wsiąknęłam. Otworzyłam szeroko oczy i nie
mogłam już być obojętna. Nie jestem typem społecznika (tak często ludzie to
powtarzają), ale o jedno mogę walczyć do upadłego – o moje dzieci. Od tamtej
pory, kiedy stoczyliśmy z mężem niemal bój o zwrot za podręczniki, jesteśmy
wrogiem nr 1 dla pani pedagog (do dzisiaj nas pamięta). Ale szczerze mówiąc nie
obchodzi mnie szczególnie czy p. pedagog lub p. dyrektor będzie odpowiadać na
moje „dzień dobry”. Wszyscy powinni sobie uświadomić, że nie walczymy przeciw
komuś, tylko walczymy o nasze prawa, również o prawo do decydowania o edukacji
naszych dzieci. Ważne jest, żeby móc z nich korzystać i żeby w publicznych
szkołach w końcu zaczęto myśleć o dzieciach. W szkołach, samorządach, w
rządzie. Dla inicjatyw Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców nie zrobiłam wiele – raptem kilkaset podpisów (a i to przy ogromnym udziale mojej rodziny), kilka odpowiedzi na apele, jakaś wpłata na ich statutowe działania. Tym większe było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam swoje nazwisko na liście osób wymienionych jako te, które brały udział w akcjach. I zdjęcie moich dzieciaczków. Mąż jest dumny.
Jednej tylko rzeczy brakuje mi w tej książce – nadal nie wiem, co odpisał (i czy w ogóle odpisał) prezydent Komorowski na list otwarty skierowany przez Tomka Elbanowskiego po przegranym głosowaniu o referendum. Sama też byłam autorem listu do prezydenta – oczywiście nie doczekałam się odpowiedzi.
Polecam tę książkę wszystkim Polakom. Nie tylko tym, którzy mają małe dzieci, nie tylko przeciwnikom obecnej koalicji rządzącej, ale również ich wyborcom. A także samym posłom i dziennikarzom, których denerwują działania rodziców w sprawie edukacji. Spójrzcie na siebie naszymi oczami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz