Mąż Ellie ginie w wypadku, a razem z nim w spalonym
samochodzie znajduje się ciało kobiety. Policja zamyka sprawę, kwalifikując ją
jako wypadek komunikacyjny, a wszyscy znajomi uznają, że Greg miał romans.
Ellie nie wierzy w zdradę męża i próbuje dowiedzieć się, kim była Milena i co
ją łączyło z Gregiem.
Przeżywanie żałoby, niemożność pogodzenia się ze śmiercią
ukochanej osoby, ufność we własne małżeństwo – to wszystko zostało bardzo
zgrabnie ubrane w słowa. Uwierzyłam Ellie, kiedy nie płakała po śmierci męża,
bo nie dopuszczała do siebie wiadomości o tym, że jego już nie ma. Uwierzyłam,
kiedy chciała walczyć o dobrą pamięć o nim. Natomiast zagadka, która była do
rozwiązania zupełnie mnie nie zainteresowała. Ani to kim była Milena, ani to,
co ją łączyło z Gregiem, ani to w jaki sposób Ellie dotrze do prawdy. I
zupełnie mnie nie zainteresowało, jaka ta prawda jest.
Nie wiem w jaki sposób autorski duet (Nicci Gerard i Sean French) komunikuje swoje
pomysły, w jaki sposób znajdują porozumienie w kwestii poprowadzenia wątłej
nici śledztwa przez labirynt niedopowiedzeń. W każdym razie miałam wrażenie, że
to wszystko rozmyło się w przeżywaniu i rozmyślaniach bohaterki. Zachwiały się
proporcje pomiędzy tym, co nadaje powieści tempo, a tym co każe się
czytelnikowi zatrzymać. Brakuje tu spójności i kontynuacji wątków, rozwinięcia
myśli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz