Cassie Barrett zostaje odnaleziona na cmentarzu – nie wiadomo
dlaczego tam się znalazła i co jej się stało. Wiadomo tylko, że ma dużą ranę na
głowie i cierpi na amnezję. Wkrótce okazuje się, że Cassie jest żoną słynnego
hollywoodzkiego aktora, a sama jest antropologiem i pracownikiem uniwersytetu. Z
pozoru szczęśliwe życie u boku przystojnego i bardzo bogatego mężczyzny wkrótce
pokazuje swoją ciemniejszą stronę, a Cassie wraz z odzyskiwaną pamięcią zdaje
sobie sprawę z niebezpieczeństwa, które na nią czyha we własnym domu. Decyduje,
że musi uciec i poszukać schronienia, a z pomocą przychodzi jej policjant indiańskiego
pochodzenia - Will.
Ta książka jest tak bardzo inna od znanej mi Jodi, że miałam
wrażenie, że napisała ją inna osoba. I po części mam rację, ponieważ jest to
jedna z pierwszych książek pisarki, jeszcze nie ukształtowanej. Historia mocno
się dłuży, a wątek gorącego uczucia, które wybuchło pomiędzy Cassie, a jej
przyszłym mężem Aleksem jest powierzchowny i oderwany od realiów. Najciekawszy
był wątek Willa i jego indiańskich korzeni, dziadków mieszkających w
rezerwacie, ich historii i wierzeń. Niestety autorka wolała skupić się na
karierze Aleksa i jego nastrojach oraz na usprawiedliwianiu dramatów czterech
ścian za pomocą płomiennego uczucia. Momentami książka ociera się o realizm magiczny, choć mam wrażenie, że jest to zabieg niezamierzony. Być może, gdyby książka podążyła w tym kierunku, efekt byłby lepszy.