To zapewne jest jedna z ważniejszych książek dla autorki. Być
może włożyła sporo pracy w poznanie życiorysu belgijskiej bohaterki ruchu oporu
Andrée de Jongh, który stał się inspiracją do napisania tej historii. Prawdopodobnie
wielu czytelników uznało tę książkę za wyjątkową i wzruszającą.
„Zapewne, być może i prawdopodobnie” nie wystarczyło jednak,
żeby ta książka poruszyła moje serce. Mimo wielu zapisanych stron, wszystkiego
jest mi za mało. Za mało siostrzanych relacji, za mało wojny, za mało trudów
tamtych czasów, za mało nienawiści, za mało człowieczeństwa, za mało miłości.
Nie widzę tu żadnego tematu przewodniego. Nie wiem, czy autorka chciała
pokazać, że miłość zdarza się również w traumatycznych czasach, czy chciała
mówić o tym, że wojna jest złem, czy o tym, że nawet w najtrudniejszych
chwilach można pozostać człowiekiem. Jedyny przekaz, jaki trafił do mnie bez
zakłóceń jest taki, że rola kobiet w czasie okupacji była niedoceniana i do
dziś wiele bohaterskich czynów kobiet zostało przemilczanych. Trzeba o tym
mówić i przypominać te heroiczne, dzielne dziewczyny, ale przekaz powinien być
głośny i wyraźny, a nie rozmyty w tysiącu spraw opisywanych na kilkuset
stronach powieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz