Powroty bywają trudne.
Dla Roberta Brakata, który wyjechał z Polski w czasach PRL, powrót
do kraju to zderzenie ze współczesnością, która bardzo odstaje od tego, co
zapamiętał. Nie miał okazji obserwować zmian, które następowały. Zaskoczenie
jest tym większe, że ostatnie 18 lat Robert spędził w Azji, gdzie kultura i
obyczaje są tak różne od europejskich, że nie można ich w żaden sposób porównać
i tym samym przygotować się do konfrontacji.
Dla mnie to też był powrót – do Bruczkowskiego.
Debiutancką
książę Bezsenność w Tokio przeczytałam kilkanaście lat temu i do dziś pamiętam
jej oryginalny klimat, wyjątkowy zmysł obserwacji autora i dowcipne pióro.
Później nie miałam styczności z twórczością Bruczkowskiego, aż do teraz, kiedy,
podobnie jak bohater powieści, wracam do czegoś, co się zmieniło, a ja nie
miałam możliwości obserwowania procesu.
Sam pomysł umiejscowienia Roberta Brakata w obcych mu realiach
uważam za świetny. Jego zagubienie, odwoływanie się do przeszłości i
wspomnienia, bywają bardzo zabawne i zaskakujące. Natomiast historia, w którą
ten jego powrót został ubrany już mi się nie podoba. Tajemniczy mieszkańcy
kamienicy, nieprawdopodobne spotkania, elitarna działalność – to wszystko jest już tak mało prawdopodobna, że moje ponowne
spotkanie z bohaterem nie było tak przyjemne jak się spodziewałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz