Nic się nie dzieje. Po prostu jadą, a mimo to kartki
powieści uciekają, jak droga pod kołami samochodu. Trzy siostry wyruszają w
podróż na urodziny taty, ale od początku nic nie układa się tak jak powinno. Blanka
jest spóźniona, uciekł jej pies, córki nie chcą współpracować, mąż nie pomaga,
a kilkumiesięczny syn domaga się jedzenia, przewinięcia i uwagi. Olga wybiera
się w tę podróż z synem, choć najchętniej zostałaby w domu. Samotne wychowywanie
dziecka wymaga wielu poświęceń, a po tygodniu pracy Olga ma ochotę tylko
odpocząć. Kristýna zabalowała poprzedniej nocy, więc wyjazd jest jej wyjątkowo
nie na rękę. Wszystkie trzy jednak wsiadają do tego samego samochodu, a my
możemy poznać ich myśli, wspomnienia, obawy i żale. Zadawnione pretensje
narastają i w końcu ta bańka musi pęknąć. Pytanie tylko, w którym momencie i
jaki to będzie miało wpływ na rodzinne więzi.
Doskonała książka, bardzo prawdziwie pokazująca relacje
między rodzeństwem – pomiędzy dziećmi, a potem między dorosłymi. Siłą tej
powieści jest warstwa psychologiczna – mimo że siostry wychowywane były przez
tych samych rodziców, każda z nich jest inna i każda ma inne wspomnienie
rodzinnego domu. Jak w życiu.
Zawiedziona byłam jedynie zakończeniem, które nie wyjaśniło tego,
co wg mnie powinno zostać wyjaśnione. Spodziewałam się, że ta podróż jest po
to, żeby przeciąć węzeł wzajemnych niedopowiedzeń, że to być może zmieni czyjeś
życie. Stało się inaczej, spokojniej i bez fajerwerków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz