Kupując tę książkę, wiedziałam, że nie mogę liczyć na długą
i bogatą treść. Spodziewałam się jednak opowiadania, historii ojca i syna, ich
dramatycznej ucieczki z własnego domu. Dostałam kilka wersów, niewiele słów, do
których sama muszę dobudować treść. Muszę sobie wyobrazić dom, którego już nie
ma, rodzinę, która została rozbita, zniszczone dzieciństwo małego Marwana.
Wyczytać mogę jedynie słowa modlitwy ojca, który boi się podróży przez morze i
boi się tego, co czeka ich na nowym lądzie. Wie jednak, że nie mogą zostać.
Jeśli odrzucić własne niespełnione oczekiwania i zagłębić
się w lęki ojca, można poczuć jego strach i żal.
Uwielbiam pióro tego autora i rozumiem jego potrzebę
wypowiedzenia się w sprawie uchodźców (robi to zresztą od bardzo dawna), jednak
trudno było mi pogodzić się z tym, że książkę, na którą czekałam kilka lat,
musiałam odłożyć po kilku minutach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz