Długo nie mogłam zebrać się do przeczytania tej książki. I nie ze względu na jej tematykę, tylko z bardzo prozaicznego względu - książka jest spora, ciężka, w twardej oprawie. Jak tu nosić ją w torebce? Jednak chciało mi się czegoś poważnego, mądrego i wartościowego. Uznałam, że te niedogodności związane z dźwiganiem książki warte są jej treści. I są.
Autorka w przepiękny sposób dokumentuje życie Ireny Sendler, która z ogromną ofiarnością i oddaniem wyprowadzała z getta żydowskie dzieci oraz zapewniała im bezpieczeństwo, na tyle, na ile było to możliwe w czasie wojny. Nie ma tutaj patosu, nadmiernych emocji czy niezdrowej sensacji. Choć całe życie bohaterki jest wyjątkowe i emocjonujące, to autorce udało się w rzetelny sposób, będąc z boku, przedstawić je w sposób mądry, nie uciekając jednakże od uczuć, które w książce o takiej tematyce muszą być obecne.
Dzieci Ireny Sendlerowej to wznowienie książki Matka Dzieci Holokaustu. W nowym wydaniu jest dodatkowy rozdział o życiu Ireny po książce. O zainteresowaniu, jakie na nią spadło, o niezamykających się drzwiach do jej pokoju, o spotkaniach, nagrodach, honorach. A ona do końca życia pozostała osobą skromną, cichą i uważała, że nie zasłużyła na to wszystko, bo przecież robiła tylko to, co każdy powinien robić.
Irenę Sendler często porównuje się do Oskara Schindlera, licytując się, kto uratował więcej dzieci. Sama bohaterka tych porównań nie lubiła. Mówiła, że podstawowa różnica miedzy nimi jest taka, że ona, jak i żaden inny Polak, nie miała takich środków i możliwości by pomagać, jak mieli Niemcy. Schindler nie ryzykował życia dla ratowania Żydów. Nie umniejsza oczywiście to jego zasług, ale porównania są rzeczywiście niefortunne.
I strach tylko ogarnia, że ludzkość niczego się nie nauczyła, nie wyciąga wniosków z tamtych doświadczeń. Irena Sendler mówiła, że jedynym usprawiedliwieniem dla świata w okresie II wojny światowej było niedowierzanie. Dzisiaj zdaje się mamy powtórkę z historii, kiedy na naszych oczach, na oczach całego świata cywilizowanego dzieje się straszliwe zło, a my tylko przecieramy oczy ze zdumienia i wracamy do swoich codziennych spraw.
Ostatnio przeczytane
piątek, 26 czerwca 2015
poniedziałek, 22 czerwca 2015
Czysty przypadek - Jane Green
Nie miałam żadnych oczekiwań, żadnych wyobrażeń. Chciałam sprawdzić, czy Jane Green potrafi mnie urzec i zainteresować. Nie potrafi.
Nie posiłkowałam się okładką mniej więcej do połowy powieści. Potem zajrzałam, żeby sprawdzić o czym czytam, bo z treści kompletnie nic nie wynikało. Nie działo się nic. Absolutnie nic. Historia związku Sylvie z Markiem po śmierci jej pierwszego męża. Lekko nakreślona sytuacja rodzinna - despotyczna i wymagająca matka, córka z zaburzeniami odżywania, kochający mąż, który dużo pracuje, często jest nieobecny, ale w sumie jest idealny. I tak przez 150 stron. Ziarno niepokoju, co do wierności Marka zasiane przez matkę Sylvie... A potem inne wydarzenia, które zdaje się miały być wstrząsem dla czytelnika, ale nie poruszyły moich emocji nawet odrobinę.
Naprawdę nie mam pojęcia co było zamiarem autorki, jaką historię zamierzała napisać. Bo nie jest to ani opowieść o zdradzie, o wybaczaniu, o pogodzeniu się z losem, ani o konsekwencjach złych wyborów, ani o rodzinie, ani o sile kobiet, ani o tym, czego może nauczyć nas życie. To jest książka tak bardzo o niczym, poskładana ze strzępów, urywana i niepoukładana, że nie czerpałam z tej lektury żadnej przyjemności poza spokojem, jaki ogarnia mnie zawsze kiedy spędzam czas z książką.
Nie posiłkowałam się okładką mniej więcej do połowy powieści. Potem zajrzałam, żeby sprawdzić o czym czytam, bo z treści kompletnie nic nie wynikało. Nie działo się nic. Absolutnie nic. Historia związku Sylvie z Markiem po śmierci jej pierwszego męża. Lekko nakreślona sytuacja rodzinna - despotyczna i wymagająca matka, córka z zaburzeniami odżywania, kochający mąż, który dużo pracuje, często jest nieobecny, ale w sumie jest idealny. I tak przez 150 stron. Ziarno niepokoju, co do wierności Marka zasiane przez matkę Sylvie... A potem inne wydarzenia, które zdaje się miały być wstrząsem dla czytelnika, ale nie poruszyły moich emocji nawet odrobinę.
Naprawdę nie mam pojęcia co było zamiarem autorki, jaką historię zamierzała napisać. Bo nie jest to ani opowieść o zdradzie, o wybaczaniu, o pogodzeniu się z losem, ani o konsekwencjach złych wyborów, ani o rodzinie, ani o sile kobiet, ani o tym, czego może nauczyć nas życie. To jest książka tak bardzo o niczym, poskładana ze strzępów, urywana i niepoukładana, że nie czerpałam z tej lektury żadnej przyjemności poza spokojem, jaki ogarnia mnie zawsze kiedy spędzam czas z książką.
poniedziałek, 15 czerwca 2015
Razem będzie lepiej - Jojo Moyes
Dobro powraca. Tak twierdzi Jess - matka trudnego nastolatka i urokliwej, wybitnie uzdolnionej dziewczynki. Jess chce uszczęśliwić wszystkich, nierzadko swoim kosztem. Pracuje na dwa etaty, żeby związać koniec z końcem, nie oczekuje od ojca dzieci alimentów, póki ten nie stanie na nogi (a zajmuje mu to wyjątkowo dużo czasu) i jest na wskroś uczciwa. Mimo trudności, które stawia przed nią los jest wyjątkową optymistką i zawsze patrzy na jasną stronę życia. Dla swoich dzieci gotowa jest na wiele wyrzeczeń. W tym na podróż przez cały kraj, aby dowieźć swoją córkę na olimpiadę matematyczną. A towarzyszy jej nastoletni syn i wielki pies. No i Ed - przypadkowo spotkany mężczyzna, z którym jednak Jess ma coś wspólnego.
Niezwykła historia wyczerpującej podróży - tej fizycznej, jak i tej duchowej. Dla wszystkich uczestników "wycieczki" ta podróż oznacza zmianę. Zmianę mentalności, postrzegania świata, zmianę myślenia o sobie samym. Zabawna, mądra i ciepła opowieść o tym, że warto być dobrym, również dla siebie. Jojo jest mistrzynią powieści, w których wszystko ma swoje miejsce i czas, nic nie jest opisane na skróty i nie ma banalnych rozwiązań.
Niezwykła historia wyczerpującej podróży - tej fizycznej, jak i tej duchowej. Dla wszystkich uczestników "wycieczki" ta podróż oznacza zmianę. Zmianę mentalności, postrzegania świata, zmianę myślenia o sobie samym. Zabawna, mądra i ciepła opowieść o tym, że warto być dobrym, również dla siebie. Jojo jest mistrzynią powieści, w których wszystko ma swoje miejsce i czas, nic nie jest opisane na skróty i nie ma banalnych rozwiązań.
poniedziałek, 1 czerwca 2015
Kiedy cię poznałam - Cecelia Ahern
Zwykle nie czytam nowości. Zwykle czekam. Stoi sobie takie to na półce, kusi i mami, ale idę swoim czytelniczym rytmem. Tym razem jednak uległam pokusie i wiem dlaczego. Strona tytułowa opatrzona została niedawno dedykacją i podpisem Cecelii, więc czytanie tej książki już teraz, utrzymywało wspomnienie miłego spotkania z autorką w czasie Warszawskich Targów Książki.
Kiedyś już napisałam: okładki kłamią. Również w sferze graficznej. Pozwolę sobie na dygresję. Wydawnictwa zbyt często, wydając tzw. literaturę kobiecą, idą na łatwiznę i na okładki wrzucają twarze pań, czasem w towarzystwie, czasem samotne. Nudne to i banalne. Tym razem okładka nie dość, że romantycznie obrzydliwa, to jeszcze zupełnie niekompatybilna z treścią. To nie jest romans. To nie jest książka o miłości. Z resztą znakiem rozpoznawczym Cecelii jest to, że o miłości to ona pisze raczej przy okazji. Tym razem również. Najważniejsze w tej historii jest to, jak zmienia się człowiek i w jaki sposób postrzegamy inne osoby.
Jasmine żyje w pędzie. Jest pochłonięta pracą, nie umie tworzyć trwałych związków, ale jest szczęśliwa. Przynajmniej tak myśli. Któregoś dnia zostaje zwolniona z pracy i przymuszona do rocznego urlopu, w czasie którego nie może podjąć innego zajęcia. Ma wtedy czas na myślenie o sobie, o innych, na obserwowanie jakie życie toczy się poza jej światem. Poznaje sąsiadów, zawiera przyjaźnie, wchodzi w relacje z innymi ludźmi, zmienia zdanie. I wreszcie odkrywa siebie. Nie rozwiązuje wszystkich problemów, ale potrafi inaczej spojrzeć na swoje życie i na ludzi, którzy ją otaczają.
Historia opowiedziana tylko z punktu widzenia Jasmine. W przenośni i dosłownie, bo częściowo widzimy to, co ona z okna swojego domu. Poznajemy jej sąsiadów, obserwujemy życie lokalnej społeczności. Jest jeszcze rodzina Jasmine - ojciec, który przeżywa drugą młodość u boku dużo młodszej żony i starsza siostra - rewelacyjnie mądra, choć dotknięta zespołem Downa. To właśnie Heather jest w wielu momentach drogowskazem i impulsem do zmian dla Jasmine. To była bardzo przyjemna lektura. Niebanalna, ciekawa i taka po prostu inna.
Kiedyś już napisałam: okładki kłamią. Również w sferze graficznej. Pozwolę sobie na dygresję. Wydawnictwa zbyt często, wydając tzw. literaturę kobiecą, idą na łatwiznę i na okładki wrzucają twarze pań, czasem w towarzystwie, czasem samotne. Nudne to i banalne. Tym razem okładka nie dość, że romantycznie obrzydliwa, to jeszcze zupełnie niekompatybilna z treścią. To nie jest romans. To nie jest książka o miłości. Z resztą znakiem rozpoznawczym Cecelii jest to, że o miłości to ona pisze raczej przy okazji. Tym razem również. Najważniejsze w tej historii jest to, jak zmienia się człowiek i w jaki sposób postrzegamy inne osoby.
Jasmine żyje w pędzie. Jest pochłonięta pracą, nie umie tworzyć trwałych związków, ale jest szczęśliwa. Przynajmniej tak myśli. Któregoś dnia zostaje zwolniona z pracy i przymuszona do rocznego urlopu, w czasie którego nie może podjąć innego zajęcia. Ma wtedy czas na myślenie o sobie, o innych, na obserwowanie jakie życie toczy się poza jej światem. Poznaje sąsiadów, zawiera przyjaźnie, wchodzi w relacje z innymi ludźmi, zmienia zdanie. I wreszcie odkrywa siebie. Nie rozwiązuje wszystkich problemów, ale potrafi inaczej spojrzeć na swoje życie i na ludzi, którzy ją otaczają.
Historia opowiedziana tylko z punktu widzenia Jasmine. W przenośni i dosłownie, bo częściowo widzimy to, co ona z okna swojego domu. Poznajemy jej sąsiadów, obserwujemy życie lokalnej społeczności. Jest jeszcze rodzina Jasmine - ojciec, który przeżywa drugą młodość u boku dużo młodszej żony i starsza siostra - rewelacyjnie mądra, choć dotknięta zespołem Downa. To właśnie Heather jest w wielu momentach drogowskazem i impulsem do zmian dla Jasmine. To była bardzo przyjemna lektura. Niebanalna, ciekawa i taka po prostu inna.
Piękny dzień - Elin Hilderbrand
Jennifer wychodzi za mąż. To ma być najpiękniejszy dzień w jej życiu, ale wszystko się komplikuje, kiedy na niewielkiej wyspie Nantucket spotyka się cała patchworkowa rodzina. Tata panny młodej ze swoją nową żoną i pasierbicą, rodzice pana młodego z przyrodnim bratem i jego matką, przyjaciele, rodzeństwo i kuzynostwo. A nad wszystkim ma czuwać pierwsza druhna, czyli siostra Jennifer - Margot. Tyle tylko, że i za nią ciągnie się ogon tajemnicy z przeszłości i wstyd teraźniejszości. Do tego wszystkiego jest jeszcze notatnik zmarłej mamy, która w szczegółowy sposób opisuje, jak wyobraża sobie ten dzień z życia najmłodszej córeczki.
Rewelacyjna książka. Zabawna, momentami poważna i wzruszająca, choć nie ma tu przesady. Świetne zwroty akcji, przemyślenia bohaterów, obserwacje. Cała historia opisuje 3 dni poprzedzające ślub i ten jeden wyjątkowy dzień. I katastrofę zbliżającą się wielkimi krokami.
Nie jest to typowa komedia pomyłek. Fakt, że co chwila wypadają jakieś trupy z szafy, ale nie ma tu intrygi czy złej woli. Są wspomnienia, nowe decyzje, układanie myśli. I duża dawka dobrego humoru. Czytało się znakomicie.
Rewelacyjna książka. Zabawna, momentami poważna i wzruszająca, choć nie ma tu przesady. Świetne zwroty akcji, przemyślenia bohaterów, obserwacje. Cała historia opisuje 3 dni poprzedzające ślub i ten jeden wyjątkowy dzień. I katastrofę zbliżającą się wielkimi krokami.
Nie jest to typowa komedia pomyłek. Fakt, że co chwila wypadają jakieś trupy z szafy, ale nie ma tu intrygi czy złej woli. Są wspomnienia, nowe decyzje, układanie myśli. I duża dawka dobrego humoru. Czytało się znakomicie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)