Nie miałam żadnych oczekiwań, żadnych wyobrażeń. Chciałam sprawdzić, czy Jane Green potrafi mnie urzec i zainteresować. Nie potrafi.
Nie posiłkowałam się okładką mniej więcej do połowy powieści. Potem zajrzałam, żeby sprawdzić o czym czytam, bo z treści kompletnie nic nie wynikało. Nie działo się nic. Absolutnie nic. Historia związku Sylvie z Markiem po śmierci jej pierwszego męża. Lekko nakreślona sytuacja rodzinna - despotyczna i wymagająca matka, córka z zaburzeniami odżywania, kochający mąż, który dużo pracuje, często jest nieobecny, ale w sumie jest idealny. I tak przez 150 stron. Ziarno niepokoju, co do wierności Marka zasiane przez matkę Sylvie... A potem inne wydarzenia, które zdaje się miały być wstrząsem dla czytelnika, ale nie poruszyły moich emocji nawet odrobinę.
Naprawdę nie mam pojęcia co było zamiarem autorki, jaką historię zamierzała napisać. Bo nie jest to ani opowieść o zdradzie, o wybaczaniu, o pogodzeniu się z losem, ani o konsekwencjach złych wyborów, ani o rodzinie, ani o sile kobiet, ani o tym, czego może nauczyć nas życie. To jest książka tak bardzo o niczym, poskładana ze strzępów, urywana i niepoukładana, że nie czerpałam z tej lektury żadnej przyjemności poza spokojem, jaki ogarnia mnie zawsze kiedy spędzam czas z książką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz