Trudno nazwać tę publikację książką, choć oczywiście w
takiej formie jest wydana. To taki jakby poradnik, zbiór myśli, próśb, które
być może dzieci chciałby powiedzieć swoim rodzicom. Mam mieszane uczucia po
lekturze. Bo z jednej strony jest tam kilka cennych rad (nie porównuj mnie z
innymi, nie mów o mnie źle w mojej obecności, nie przezywaj mnie, nie lekceważ
moich lęków), ale forma ich podania zupełnie do mnie nie trafia. Mówienie w
imieniu dziecka wymaga trochę innego słownictwa, trochę innej mocy. Zakładam,
że ta forma miała sprawić, że prośby dziecka będą bardziej czytelne, będą
trafiały prosto do serc mamy i taty. Jednak moim zdaniem ten styl tylko
wprowadził chaos, zamęt i niepotrzebne rozdrażnienie w odbiorze. Nie neguję
całej treści, z którą w większości się zgadzam, nie podoba mi się forma i to,
że po przeczytaniu tej książeczki rodzic może poczuć się podstawiony pod
ścianą, może mieć wrażenie, że wszystko, co robi, robi źle i z krzywdą dla
swojego dziecka. Nie ma tu żadnej wskazówki, jak połączyć obowiązki domowe,
pracę zawodową z dobrym wychowywaniem dzieci. Nie ma żadnej pochwały dla
rodziców, którzy szukają równowagi między tymi sferami. Można odnieść wrażenie,
że cokolwiek robimy, zawsze zbyt mało czasu poświęcamy dzieciom – zabawie z
nimi, przytulaniu, chwaleniu. Myślę, że się nie pomylę, jeśli napiszę, że każdy
rodzic ma sobie coś do zarzucenia, ma o coś do siebie pretensję. Ale życie nie
polega tylko na byciu z dziećmi (z całą miłością dla nich), ale również na
takich prozaicznych rzeczach jak dojazd do pracy, zakupy, praca zawodowa,
gotowanie obiadów, sprzątanie, pranie, wizyty w warsztacie samochodowym, itd. Jako
mama, która kocha swoje dzieci miłością bezgraniczną wiem, że nie liczy się
tylko to ile czasu poświęcamy swoim pociechom, ale przede wszystkim jakość tego czasu, który z nimi spędzamy. Moim
zdaniem to jest sedno rodzicielstwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz