Początek świetny. W ogóle mi nie przeszkadzała myśl, że ktoś kto umarł, żyje sobie gdzieś na drugim końcu świata. Kilka świetnie opisanych przygód głównych bohaterów.
A potem się posypało. Zrobiło się dziwnie i niespójnie. Zaczęły pojawiać się coraz bardziej wymyślne postacie, a całość przestała do siebie pasować.
Finał miłości Shelley i Maxa jest na granicy jawy i snu, więc też nie przynosi jakiegoś jednoznacznego rozwiązania.
Nie wiem dla kogo jest ta książka – bo ani to romans, ani
obyczajówka, ani książka przygodowa czy historyczna. Wszystkiego po trochu i
nic w pełni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz