Wiele napisano już książek o II wojnie światowej i o
uczuciach, które nie miały prawa się zdarzyć. Niektóre są głębokie i
poruszające, inne ślizgają się po temacie, jakby autor nie wiedział, o czym chce pisać.
Esesman i Żydówka to niestety druga kategoria. Niby o wojnie, ale zbyt powierzchowne,
niby o uczuciach niemożliwych, a w sumie tani romans.
Debora – Żydówka, ale z nieortodoksyjnej spolszczonej rodziny,
przebywająca wśród katolików, bardzo tolerancyjna i dobra. Bruno – esesman,
który wychowywał się na styku dwóch światów, arystokratycznego i ludzi pracy, zagubiony
w swoich decyzjach, Niemiec, który nie chciał zabijać.
Gdybym nie znała tragicznej wojennej historii Polski, po
przeczytaniu tej książki mogłabym przypuszczać, że wojna działa się gdzieś
indziej, na innych ziemiach, wśród innych ludzi. No, coś stało się w Warszawie,
ale właściwie nie wiadomo co. Życie upływało na jedzeniu czereśni i
spacerowaniu po Krakowie, na piciu kawy i przejażdżkach motocyklem. Owszem,
było jakieś getto, ktoś umarł, ale w zasadzie główną bohaterkę poznajemy jako
beztroską dziewczynę, która nie ma żadnych problemów z uwagi na swoje
pochodzenie. Los postawił na jej drodze przystojnego Niemca i co jakiś czas
wpadali na siebie niespodziewanie.
Zbyt dużo tu zbiegów okoliczności, zbyt prosto wszystko się
działo.
Wiem, że to nie jest książka historyczna i nie oczekuję, że
taka będzie, ale używanie wojny jako tła do zobrazowania miłości niemożliwej
uważam za pójście na łatwiznę. A jeśli już sięga się po takie środki, nie można
ich spłycać, nie można upraszczać. Wychodzi z tego bowiem taki komiks, a nie
głęboka powieść o zakazanych uczuciach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz