Opowiadania, felietony czy inne krótkie formy są tym w literaturze, czym szkice w malarstwie. Chociaż autor przekazał wszystko co miał do przekazania, odbiorcy może się wydawać, że to dzieło niedokończone. Kilka kresek, dłuższych i krótszych pociągnięć węglem na białej kartce. Kilkadziesiąt słów, urwane myśli, dwie, trzy zadrukowane strony...
To książka na chwilę, godzinę, nie dłużej. Krótka i ulotna. Nie znaczy, że nie ma o czym myśleć. 15 życiorysów naszkicowanych na papierze, podglądanych przez dziurkę od klucza. Ale oprócz obrazów można dostrzec uczucia, pragnienia i obawy. Dzięki temu właśnie, że nie są zatopione w tle, że reszta jest przezroczysta.
Wiele już razy podkreślałam, że nie lubię opowiadań. Czemu więc znowu po nie sięgam? Bo chcę się przekonać, czy nic się nie zmieniło. I mam wrażenie, że jednak coś we mnie drgnęło, że zaczęłam dostrzegać ich wartość.
Poza tym ta konkretna książka będzie mi przypominać o bardzo serdecznym spotkaniu z autorem w czasie WTK 2015. Mam nadzieję nie ostatnim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz