Czy zapach ciasta może mieć moc odnawiania zerwanych więzi? Może, jeśli ma się w sobie odrobinę magii.
Julia piecze ciasta, co czwartek. Prowadzi restaurację swojego ojca, gdzie te ciasta sprzedaje, nie ma więc w tym nic nadzwyczajnego. No, może poza tym, że ta dziewczyna z różowym pasemkiem we włosach ma w tym swój ukryty cel...
Julia wraca do rodzinnego miasta, żeby spłacić długi ojca i rozliczyć się z przeszłością, z miejscem i ludźmi, którzy ją zgnębili. Przy okazji musi stawić czoło swoim wspomnieniom i uczuciom. Jednocześnie Julia postanawia zaopiekować się nastoletnią Emily, która po śmierci matki zamieszkała z dziadkiem w Mullaby. Dziadkiem, którego nie znała, ponieważ matka nigdy nie wspominała o swoich rodzicach i miejscu, w którym się wychowała. A miasteczko jest dość niezwykłe, a ludzie cokolwiek dziwni.
Bardzo przyjemna opowieść - ciekawa i ciepła. Może bez jakiejś wielkiej tajemnicy i bez fajerwerków, ale z czułością i z lekkim piórem. Słowa gładko uciekają, trochę jakby rozpływały się w głowie, jak ciasta Julii rozpływają się na języku. Kuszą, przyzywają, pachną. I dają nadzieję, że jeszcze wszystko może się zmienić na lepsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz