Zastanawiam się ile lat ta książka stała na mojej półce. Dużo, jakieś 6 lat. Po przeczytaniu Domu nad rozlewiskiem nie wiedziałam jak zabrać się do dwóch kolejnych książek. I była to słuszna obawa.
Bohaterką Powrotów jest Baśka, która opowiada historię domu i swojej rodziny. Snuje wspomnienia, spogląda krytycznie na swoją przeszłość, szuka swojej drogi życiowej. I nawet nie byłoby to tak nudne, gdyby nie było pisane na siłę. Nie wiem, co podkusiło autorkę (poza pieniędzmi) do napisania tej książki, ale brak pomysłu wylewa się z każdej strony. Wciąż i wciąż pojawiają się te same wątki, te same sądy, przypominane są wcześniejsze wydarzenia, o których czytelnik nie mógł przecież zapomnieć. A żeby tego było mało, to od czasu do czasu, tak nie z gruszki ni z pietruszki pojawiają się w tekście przepisy mamy Barbary, niejakiej Bronisławy. I obrazki. Wszystko po to, żeby dobrnąć to tych niespełna 300 stron. A na końcu powtórzone te wszystkie przepisy.
Nawet nie będę zagłębiać się w treść tej książki, ponieważ wynudziłam się przeokropnie i nie polecę nikomu żadnego rozlewiska. Wiem, że czeka mnie jeszcze spotkanie z Miłością nad rozlewiskiem, ale pewnie poczekam kolejne 6 lat. Wprawdzie mąż próbuje wymusić na mnie obietnicę, że do końca tego roku przeczytam ostatnią część tej "pasjonującej" historii, ale nie wiem, czy zdołam się do tego zmusić, mając do wyboru wiele innych, znacznie ciekawszych, jak sądzę, lektur.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz