Ostatnio przeczytane

Ostatnio przeczytane

czwartek, 30 lipca 2015

Rzeczy, które czynimy z miłości - Kristin Hannah

Tytuł tej książki mówi wszystko - do czego jesteśmy zdolni w imię miłości? Ile jesteśmy w stanie poświęcić dla drugiej osoby? 
Angela DeSaria Malone ma wszystko - kochającego męża, dobrą pracę, pieniądze. Wszystko jej się udaje. Wszystko, oprócz wyczekiwanego macierzyństwa. 
Angie postanawia wrócić do swojej kochającej, hałaśliwej rodziny, by przy niej leczyć rany i nauczyć się żyć od nowa.
To jedna z takich książek, w których autor gra na emocjach, jak na strunach - raz delikatnie i lekko, innym razem mocno. Nie chodzi o to, żeby bezustannie zalewać się łzami, tylko o to, żeby w drobnych gestach, kolejnych epizodach odnaleźć sens tytułowych słów - jakie rzeczy czynimy z miłości? Z miłości można rozstać się z ukochanym, żeby oddać mu przestrzeń i wolność albo oddać dziecko do adopcji, wiedząc, że inni zapewnią mu lepszy byt. Można pozwolić córce czy synowi popełniać błędy, aby wyniósł z tego jak najlepszą lekcję. Można przełykać w ciszy łzy, aby nie nie obarczać bliskich swoją rozpaczą. Można pomagać siostrze lub bratu nie oczekując podziękowań. Małe sprawy, ale kiedy uświadomimy sobie, że mają miejsce dlatego, że ktoś nas kocha, nagle stają się wielkie i ważne.
Jestem zachwycona tą historią, wszystkimi jej wątkami, mądrością obserwacji i budowania relacji. Pochłonęła mnie bez reszty.

sobota, 18 lipca 2015

Moja bliskość największa - Janusz L. Wiśniewski

Opowiadania, felietony czy inne krótkie formy są tym w literaturze, czym szkice w malarstwie. Chociaż autor przekazał wszystko co miał do przekazania, odbiorcy może się wydawać, że to dzieło niedokończone. Kilka kresek, dłuższych i krótszych pociągnięć węglem na białej kartce. Kilkadziesiąt słów, urwane myśli, dwie, trzy zadrukowane strony...
To książka na chwilę, godzinę, nie dłużej. Krótka i ulotna. Nie znaczy, że nie ma o czym myśleć. 15 życiorysów naszkicowanych na papierze, podglądanych przez dziurkę od klucza. Ale oprócz obrazów można dostrzec uczucia, pragnienia i obawy. Dzięki temu właśnie, że nie są zatopione w tle, że reszta jest przezroczysta.
Wiele już razy podkreślałam, że nie lubię opowiadań. Czemu więc znowu po nie sięgam? Bo chcę się przekonać, czy nic się nie zmieniło. I mam wrażenie, że jednak coś we mnie drgnęło, że zaczęłam dostrzegać ich wartość.
Poza tym ta konkretna książka będzie mi przypominać o bardzo serdecznym spotkaniu z autorem w czasie WTK 2015. Mam nadzieję nie ostatnim.

piątek, 17 lipca 2015

Słodki świat Julii - Sarah Addisn Allen

Czy zapach ciasta może mieć moc odnawiania zerwanych więzi? Może, jeśli ma się w sobie odrobinę magii.
Julia piecze ciasta, co czwartek. Prowadzi restaurację swojego ojca, gdzie te ciasta sprzedaje, nie ma więc w tym nic nadzwyczajnego. No, może poza tym, że ta dziewczyna z różowym pasemkiem we włosach ma w tym swój ukryty cel...
Julia wraca do rodzinnego miasta, żeby spłacić długi ojca i rozliczyć się z przeszłością, z miejscem i ludźmi, którzy ją zgnębili. Przy okazji musi stawić czoło swoim wspomnieniom i uczuciom. Jednocześnie Julia postanawia zaopiekować się nastoletnią Emily, która po śmierci matki zamieszkała z dziadkiem w Mullaby. Dziadkiem, którego nie znała, ponieważ matka nigdy nie wspominała o swoich rodzicach i miejscu, w którym się wychowała. A miasteczko jest dość niezwykłe, a ludzie cokolwiek dziwni.
Bardzo przyjemna opowieść - ciekawa i ciepła. Może bez jakiejś wielkiej tajemnicy i bez fajerwerków, ale z czułością i z lekkim piórem. Słowa gładko uciekają, trochę jakby rozpływały się w głowie, jak ciasta Julii rozpływają się na języku. Kuszą, przyzywają, pachną. I dają nadzieję, że jeszcze wszystko może się zmienić na lepsze.

sobota, 11 lipca 2015

Krucha jak lód - Jodi Picoult

Jedna z moich licealnych koleżanek, zabierając się za jakąkolwiek książkę, zawsze zaczynała od ostatniego zdania. Ja nie zaglądam na ostatnie strony, ani środkowe. I nie czytam okładek. I tak się złożyło, że po przeczytaniu tego nieszczęsnego "rozlewiska", po którym narzekałam na beznadziejne przepisy w tekście, sięgnęłam po książkę, w której ten zabieg też jest stosowany. Ale z jaką inną mocą, z jaką wartością...
Charlotte jest mistrzem cukiernikiem, oddana swojej pracy, pasji, genialna w swoim fachu. Jednak kiedy rodzi córeczkę chorą na OI osteogenesis imperfecta, czyli wrodzoną łamliwość kości, musi zrezygnować z pracy i w pełni poświęca się opiece nad Willow. Zmagając się z trudnościami finansowymi i cierpieniem córki, Charlotte próbuje zapewnić jej dobrą przyszłość. Środkiem do tego celu jest odszkodowanie za błąd w sztuce lekarskiej - opiekujący się nią lekarz nie poinformował jej wystarczająco wcześnie, że dziecko jest chore. Problem polega na tym, że tym lekarzem jest przyjaciółka Charlotte.
Miliony uczuć, wątpliwości, emocji, reakcji. Rewelacyjne zarysowane charaktery, perfekcyjnie opisani bohaterowie, ich obawy, słabości, uczucia. Cudownie splątana nić ludzkich powiązań, wspomnień i decyzji. A w to wszystko wplecione przepisy na ciasta, ciasteczka i desery. A każdy z nich z głębokim uzasadnieniem, każdy umiejscowiony tak, że wnosi wartość do samej historii małej Willow i jej rodziny.
Przez 600 stron byłam twarda. Nie uroniłam ani jednej łzy, chociaż było blisko. Ale na końcu nie dałam rady, pękłam - jak kość Willow - roztrzaskałam się na kawałki. Te uczucia, które gromadziły się we mnie, w końcu wzięły górę, bo nawet ostatni książkowy przepis miał taki ładunek emocjonalny, że nic już nie mogło mnie powstrzymać przed wylaniem potoku łez.
Jodi nie zawiodła.

środa, 8 lipca 2015

Powroty nad rozlewiskiem - Małgorzata Kalicińska

Zastanawiam się ile lat ta książka stała na mojej półce. Dużo, jakieś 6 lat. Po przeczytaniu Domu nad rozlewiskiem nie wiedziałam jak zabrać się do dwóch kolejnych książek. I była to słuszna obawa. 
Bohaterką Powrotów jest Baśka, która opowiada historię domu i swojej rodziny. Snuje wspomnienia, spogląda krytycznie na swoją przeszłość, szuka swojej drogi życiowej. I nawet nie byłoby to tak nudne, gdyby nie było pisane na siłę. Nie wiem, co podkusiło autorkę (poza pieniędzmi) do napisania tej książki, ale brak pomysłu wylewa się z każdej strony. Wciąż i wciąż pojawiają się te same wątki, te same sądy, przypominane są wcześniejsze wydarzenia, o których czytelnik nie mógł przecież zapomnieć. A żeby tego było mało, to od czasu do czasu, tak nie z gruszki ni z pietruszki pojawiają się w tekście przepisy mamy Barbary, niejakiej Bronisławy. I obrazki. Wszystko po to, żeby dobrnąć to tych niespełna 300 stron. A na końcu powtórzone te wszystkie przepisy. 
Nawet nie będę zagłębiać się w treść tej książki, ponieważ wynudziłam się przeokropnie i nie polecę nikomu żadnego rozlewiska. Wiem, że czeka mnie jeszcze spotkanie z Miłością nad rozlewiskiem, ale pewnie poczekam kolejne 6 lat. Wprawdzie mąż próbuje wymusić na mnie obietnicę, że do końca tego roku przeczytam ostatnią część tej "pasjonującej" historii, ale nie wiem, czy zdołam się do tego zmusić, mając do wyboru wiele innych, znacznie ciekawszych, jak sądzę, lektur.

piątek, 26 czerwca 2015

Dzieci Ireny Sendlerowej - Anna Mieszkowska

Długo nie mogłam zebrać się do przeczytania tej książki. I nie ze względu na jej tematykę, tylko z bardzo prozaicznego względu - książka jest spora, ciężka, w twardej oprawie. Jak tu nosić ją w torebce? Jednak chciało mi się czegoś poważnego, mądrego i wartościowego. Uznałam, że te niedogodności związane z dźwiganiem książki warte są jej treści. I są.
Autorka w przepiękny sposób dokumentuje życie Ireny Sendler, która z ogromną ofiarnością i oddaniem wyprowadzała z getta żydowskie dzieci oraz zapewniała im bezpieczeństwo, na tyle, na ile było to możliwe w czasie wojny. Nie ma tutaj patosu, nadmiernych emocji czy niezdrowej sensacji. Choć całe życie bohaterki jest wyjątkowe i emocjonujące, to autorce udało się w rzetelny sposób, będąc z boku, przedstawić je w sposób mądry, nie uciekając jednakże od uczuć, które w książce o takiej tematyce muszą być obecne.
Dzieci Ireny Sendlerowej to wznowienie książki Matka Dzieci Holokaustu. W nowym wydaniu jest dodatkowy rozdział o życiu Ireny po książce. O zainteresowaniu, jakie na nią spadło, o niezamykających się drzwiach do jej pokoju, o spotkaniach, nagrodach, honorach. A ona do końca życia pozostała osobą skromną, cichą i uważała, że nie zasłużyła na to wszystko, bo przecież robiła tylko to, co każdy powinien robić. 
Irenę Sendler często porównuje się do Oskara Schindlera, licytując się, kto uratował więcej dzieci. Sama bohaterka tych porównań nie lubiła. Mówiła, że podstawowa różnica miedzy nimi jest taka, że ona, jak i żaden inny Polak, nie miała takich środków i możliwości by pomagać, jak mieli Niemcy. Schindler nie ryzykował życia dla ratowania Żydów. Nie umniejsza oczywiście to jego zasług, ale porównania są rzeczywiście niefortunne.
I strach tylko ogarnia, że ludzkość niczego się nie nauczyła, nie wyciąga wniosków z tamtych doświadczeń. Irena Sendler mówiła, że jedynym usprawiedliwieniem dla świata w okresie II wojny światowej było niedowierzanie. Dzisiaj zdaje się mamy powtórkę z historii, kiedy na naszych oczach, na oczach całego świata cywilizowanego dzieje się straszliwe zło, a my tylko przecieramy oczy ze zdumienia i wracamy do swoich codziennych spraw.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Czysty przypadek - Jane Green

Nie miałam żadnych oczekiwań, żadnych wyobrażeń. Chciałam sprawdzić, czy Jane Green potrafi mnie urzec i zainteresować. Nie potrafi.
Nie posiłkowałam się okładką mniej więcej do połowy powieści. Potem zajrzałam, żeby sprawdzić o czym czytam, bo z treści kompletnie nic nie wynikało. Nie działo się nic. Absolutnie nic. Historia związku Sylvie z Markiem po śmierci jej pierwszego męża. Lekko nakreślona sytuacja rodzinna - despotyczna i wymagająca matka, córka z zaburzeniami odżywania, kochający mąż, który dużo pracuje, często jest nieobecny, ale w sumie jest idealny. I tak przez 150 stron. Ziarno niepokoju, co do wierności Marka zasiane przez matkę Sylvie... A potem inne wydarzenia, które zdaje się miały być wstrząsem dla czytelnika, ale nie poruszyły moich emocji nawet odrobinę.
Naprawdę nie mam pojęcia co było zamiarem autorki, jaką historię zamierzała napisać. Bo nie jest to ani opowieść o zdradzie, o wybaczaniu, o pogodzeniu się z losem, ani o konsekwencjach złych wyborów, ani o rodzinie, ani o sile kobiet, ani o tym, czego może nauczyć nas życie. To jest książka tak bardzo o niczym, poskładana ze strzępów, urywana i niepoukładana, że nie czerpałam z tej lektury żadnej przyjemności poza spokojem, jaki ogarnia mnie zawsze kiedy spędzam czas z książką.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Razem będzie lepiej - Jojo Moyes

Dobro powraca. Tak twierdzi Jess - matka trudnego nastolatka i urokliwej, wybitnie uzdolnionej dziewczynki. Jess chce uszczęśliwić wszystkich, nierzadko swoim kosztem. Pracuje na dwa etaty, żeby związać koniec z końcem, nie oczekuje od ojca dzieci alimentów, póki ten nie stanie na nogi (a zajmuje mu to wyjątkowo dużo czasu) i jest na wskroś uczciwa. Mimo trudności, które stawia przed nią los jest wyjątkową optymistką i zawsze patrzy na jasną stronę życia. Dla swoich dzieci gotowa jest na wiele wyrzeczeń. W tym na podróż przez cały kraj, aby dowieźć swoją córkę na olimpiadę matematyczną. A towarzyszy jej nastoletni syn i wielki pies. No i Ed - przypadkowo spotkany mężczyzna, z którym jednak Jess ma coś wspólnego.
Niezwykła historia wyczerpującej podróży - tej fizycznej, jak i tej duchowej. Dla wszystkich uczestników "wycieczki" ta podróż oznacza zmianę. Zmianę mentalności, postrzegania świata, zmianę myślenia o sobie samym. Zabawna, mądra i ciepła opowieść o tym, że warto być dobrym, również dla siebie. Jojo jest mistrzynią powieści, w których wszystko ma swoje miejsce i czas, nic nie jest opisane na skróty i nie ma banalnych rozwiązań.

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Kiedy cię poznałam - Cecelia Ahern

Zwykle nie czytam nowości. Zwykle czekam. Stoi sobie takie to na półce, kusi i mami, ale idę swoim czytelniczym rytmem. Tym razem jednak uległam pokusie i wiem dlaczego. Strona tytułowa opatrzona została niedawno dedykacją i podpisem Cecelii, więc czytanie tej książki już teraz, utrzymywało wspomnienie miłego spotkania z autorką w czasie Warszawskich Targów Książki.
Kiedyś już napisałam: okładki kłamią. Również w sferze graficznej. Pozwolę sobie na dygresję. Wydawnictwa zbyt często, wydając tzw. literaturę kobiecą, idą na łatwiznę i na okładki wrzucają twarze pań, czasem w towarzystwie, czasem samotne. Nudne to i banalne. Tym razem okładka nie dość, że romantycznie obrzydliwa, to jeszcze zupełnie niekompatybilna z treścią. To nie jest romans. To nie jest książka o miłości. Z resztą znakiem rozpoznawczym Cecelii jest to, że o miłości to ona pisze raczej przy okazji. Tym razem również. Najważniejsze w tej historii jest to, jak zmienia się człowiek i w jaki sposób postrzegamy inne osoby. 
Jasmine żyje w pędzie. Jest pochłonięta pracą, nie umie tworzyć trwałych związków, ale jest szczęśliwa. Przynajmniej tak myśli. Któregoś dnia zostaje zwolniona z pracy i przymuszona do rocznego urlopu, w czasie którego nie może podjąć innego zajęcia. Ma wtedy czas na myślenie o sobie, o innych, na obserwowanie jakie życie toczy się poza jej światem. Poznaje sąsiadów, zawiera przyjaźnie, wchodzi w relacje z innymi ludźmi, zmienia zdanie. I wreszcie odkrywa siebie. Nie rozwiązuje wszystkich problemów, ale potrafi inaczej spojrzeć na swoje życie i na ludzi, którzy ją otaczają. 
Historia opowiedziana tylko z punktu widzenia Jasmine. W przenośni i dosłownie, bo częściowo widzimy to, co ona z okna swojego domu. Poznajemy jej sąsiadów, obserwujemy życie lokalnej społeczności. Jest jeszcze rodzina Jasmine - ojciec, który przeżywa drugą młodość u boku dużo młodszej żony i starsza siostra - rewelacyjnie mądra, choć dotknięta zespołem Downa. To właśnie Heather jest w wielu momentach drogowskazem i impulsem do zmian dla Jasmine. To była bardzo przyjemna lektura. Niebanalna, ciekawa i taka po prostu inna.

Piękny dzień - Elin Hilderbrand

Jennifer wychodzi za mąż. To ma być najpiękniejszy dzień w jej życiu, ale wszystko się komplikuje, kiedy na niewielkiej wyspie Nantucket spotyka się cała patchworkowa rodzina. Tata panny młodej ze swoją nową żoną i pasierbicą, rodzice pana młodego z przyrodnim bratem i jego matką, przyjaciele, rodzeństwo i kuzynostwo. A nad wszystkim ma czuwać pierwsza druhna, czyli siostra Jennifer - Margot. Tyle tylko, że i za nią ciągnie się ogon tajemnicy z przeszłości i wstyd teraźniejszości. Do tego wszystkiego jest jeszcze notatnik zmarłej mamy, która w szczegółowy sposób opisuje, jak wyobraża sobie ten dzień z życia najmłodszej córeczki. 
Rewelacyjna książka. Zabawna, momentami poważna i wzruszająca, choć nie ma tu przesady. Świetne zwroty akcji, przemyślenia bohaterów, obserwacje. Cała historia opisuje 3 dni poprzedzające ślub i ten jeden wyjątkowy dzień. I katastrofę zbliżającą się wielkimi krokami.
Nie jest to typowa komedia pomyłek. Fakt, że co chwila wypadają jakieś trupy z szafy, ale nie ma tu intrygi czy złej woli. Są wspomnienia, nowe decyzje, układanie myśli. I duża dawka dobrego humoru. Czytało się znakomicie.