Inspiracją do napisania tej powieści była historia Heleny Citronovej i Franza Wunscha. Książkowe postaci – Milena Zinger i Franz Weimart są fikcyjne, ale w tej wymyślonej opowieści jest mnóstwo faktów z życia Heleny, o których opowiedziała krótko przed swoją śmiercią. Taki zabieg ma na celu stworzyć w głowie czytelnika wrażenie, że wszystko to, o czym czyta, zdarzyło się naprawdę.
Żeby nie być gołosłowną - Milena, podobnie jak jej rzeczywisty odpowiednik, trafiła do obozu Auschwitz pierwszym transportem w marcu 1942 r. Początkowo pracowała przy rozbiórce domów w Oświęcimiu, zachorowała na tyfus, a potem pracowała w „Kanadzie”, czyli w magazynie, gdzie sortowało odzież przybyłych do obozu więźniów. Franz zakochał się w Milenie po tym, jak zaśpiewała na jego urodzinach. Komunikował się z nią później poprzez krótkie liściki. Na prośbę kobiety, uratował kilka osób od śmierci, w tym siostrę Mileny. Oboje byli posądzeni o romans, za co groziła im śmierć. Jednak z braku dowodów przeżyli i wrócili do pracy w Auschwitz. Tuż przed wyzwoleniem obozu i marszem śmierci Franz podarował Milenie ciepłą odzież, która pomogła jej przetrwać morderczą drogę. Podczas procesu Franza Milena opowiedziała o tym, jak esesman ratował jej życie i kilku innym osobom. Dzięki jej zeznaniom Austriak uniknął więzienia.
Wszystkie te zdarzenia są spójne z historią Heleny i Franza Wuncha.
Z jednej strony jest to opowieść o koszmarze życia w KL Auschwitz-Birkenau, ze szczegółami przedstawiająca transporty w bydlęcych wagonach, selekcje na rampie, egzekucje i nieludzkie traktowanie więźniów, głód, poniżanie, masowe mordy, krematoria i okrucieństwo obozu. Z drugiej strony autor chciał opisać historię miłości niemożliwej, niespełnionej. Przede wszystkim jednak chciał zajrzeć do duszy młodego esesmana, który przeszedł długą drogę od pobożnego ministranta, poprzez zafascynowanego ideologią hitlerowską nastolatka, bezwzględnego i wyjątkowo okrutnego strażnika obozu, aż do jego wewnętrznej przemiany w człowieka, który znowu potrafi odróżnić dobro od zła. Ku mojemu zaskoczeniu ta przemiana wcale nie dokonała się za sprawą miłości do żydowskiej więźniarki.
Mam sporo zastrzeżeń do narracji – zbyt częste powtórzenia, przez które czułam się jak czytelnik ułomny, niezdolny do zapamiętania faktów, idealizowanie Franza odkąd zakochał się w Milenie czy brak dogłębnej analizy relacji strażnika i więźniarki. Autor bezkrytycznie założył, że to była miłość, początkowo jednostronna, potem odwzajemniona. Nie ma tutaj słowa o uzależnieniu Mileny od swojego oprawcy, o tym, jak zniewolenie działa na psychikę ludzi, o tym, że ich relacja wcale nie była krystaliczna, bo oparta na strachu Mileny o własne życie. Podobnie przecież reagują czasem kobiety, żony bite i gwałcone przez swoich mężów, maltretowane dzieci, które mówią, że kochają swoich rodziców. Oni nie widzą wyjścia z sytuacji, w której się znaleźli, nie widzą drogi ucieczki, często uzależnieni emocjonalnie czy ekonomicznie od swoich oprawców. Taki sam mechanizm zadziałał w przypadku Mileny i Franza i choć można przypuszczać, że w sercu Austriaka zrodziło się ciepłe uczucie, to w miłość uwięzionej kobiety do brutalnego esesmana, który miał nad nią władzę absolutną, trudno jest uwierzyć.
Ostatnio przeczytane

piątek, 25 października 2019
wtorek, 8 października 2019
Magiczna chwila - Kristin Hannah
Nie wiem, jaki był zamysł autorki – czy miał to być romans, czy powieść psychologiczna? Nie wyszło ani jedno, ani drugie.
W niewielkim, sennym miasteczku pojawia się pewnego dnia mała, brudna dziewczynka. Nie mówi, nie nawiązuje kontaktu, za to jest bardzo zwinna i szybka. Policja próbuje ustalić tożsamość dziecka, a jednocześnie do miasteczka przyjeżdża słynna psycholog dziecięca Julia Cates. Pani doktor jest zdeterminowana, by pomóc dziewczynce, ale okoliczności sprawiają, że nawiązuje z nią bliską więź. Jednocześnie Julia zwraca uwagę na przystojnego miejscowego pediatrę, który jest chyba również ginekologiem i neonatologiem, który do tej pory był niedostępny dla żadnej z kobiet, mieszkających w okolicy.
Bardzo łatwo jest domyślić się, jaki jest rozwój wypadków. Nie dzieje się w zasadzie nic więcej. Warstwa psychologiczna niepodparta fachową wiedzą, romans zbyt oczywisty. Nie było to moje najbardziej udane spotkanie z Kristin.
W niewielkim, sennym miasteczku pojawia się pewnego dnia mała, brudna dziewczynka. Nie mówi, nie nawiązuje kontaktu, za to jest bardzo zwinna i szybka. Policja próbuje ustalić tożsamość dziecka, a jednocześnie do miasteczka przyjeżdża słynna psycholog dziecięca Julia Cates. Pani doktor jest zdeterminowana, by pomóc dziewczynce, ale okoliczności sprawiają, że nawiązuje z nią bliską więź. Jednocześnie Julia zwraca uwagę na przystojnego miejscowego pediatrę, który jest chyba również ginekologiem i neonatologiem, który do tej pory był niedostępny dla żadnej z kobiet, mieszkających w okolicy.
Bardzo łatwo jest domyślić się, jaki jest rozwój wypadków. Nie dzieje się w zasadzie nic więcej. Warstwa psychologiczna niepodparta fachową wiedzą, romans zbyt oczywisty. Nie było to moje najbardziej udane spotkanie z Kristin.
czwartek, 26 września 2019
(Nie)pamięć - Marc Levy
W nocie od autorka Marc Levy napisał: „Pisać, to móc sobie wyobrazić wszystko”. I tutaj autor wyobraził sobie niemożliwe. Niemożliwe dzisiaj, ale przecież nie na zawsze. Kiedyś niemożliwe były transfuzje krwi, operacje mózgu, transplantacje. Niemożliwe było wszystko, co dziś jest powszechne, choć dla wielu nadal niewyobrażalne. A wszystko zaczyna się od jednej myśli. Nauka nie ruszyłaby z miejsca, gdyby nie pomysł na niemożliwe. Nie powstałby żaden wynalazek, gdyby nie otwarte umysły ludzi, gdyby nie ich chęć tworzenia.
Josh jest studentem neurobiologii, wyjątkowo utalentowanym, wręcz genialnym. Razem z przyjacielem opracowują metodę zapisu ludzkiej świadomości. Josh i Hope są w sobie zakochani, ale Hope umiera. Chłopak postanawia oszukać śmierć i zachować pamięć Hope za pomocą swojego wynalazku. Czy to etyczne? Moralne? Jeszcze nie. Ale chce to zrobić z miłości do dziewczyny, która wypełniła jego świat.
Jak daleko można się posunąć, by ocalić ukochaną? Josh wie, że to nie ciało stanowi o nas, a nasza świadomość, pamięć i emocje. Gdybyśmy potrafili je zachować, bylibyśmy nieśmiertelni.
Umysł pisarza artysty nie jest niczym ograniczony, a to co wymyśli i opisze w książce, staje się realne w głowie czytelnika. Uwielbiam to uczucie.
Josh jest studentem neurobiologii, wyjątkowo utalentowanym, wręcz genialnym. Razem z przyjacielem opracowują metodę zapisu ludzkiej świadomości. Josh i Hope są w sobie zakochani, ale Hope umiera. Chłopak postanawia oszukać śmierć i zachować pamięć Hope za pomocą swojego wynalazku. Czy to etyczne? Moralne? Jeszcze nie. Ale chce to zrobić z miłości do dziewczyny, która wypełniła jego świat.
Jak daleko można się posunąć, by ocalić ukochaną? Josh wie, że to nie ciało stanowi o nas, a nasza świadomość, pamięć i emocje. Gdybyśmy potrafili je zachować, bylibyśmy nieśmiertelni.
Umysł pisarza artysty nie jest niczym ograniczony, a to co wymyśli i opisze w książce, staje się realne w głowie czytelnika. Uwielbiam to uczucie.
poniedziałek, 23 września 2019
Kłamstwo doskonałe - Lisa Scottoline
To, co całkiem dobrze ogląda się w kinie akcji, niekoniecznie musi się sprawdzić w książce. Nieprawdopodobne pościgi, świetnie wyszkoleni tajni agenci i zagadka do rozwiązania – takie filmy zawsze są dla mnie na pograniczu absurdu i komedii, dlatego bardzo je lubię. Zawsze komentuję i śmieję się z niewiarygodnych sytuacji, ludzi duchów, których cechuje niezwykła siła charakteru i wyjątkowa sprawność fizyczna. Na ekranie taka historia ma swoje tempo, efekty wizualne i dźwiękowe i ogląda się to zwykle z jakąś przyjemnością, nawet jeśli 90% przedstawionej akcji jest kompletnie nierealna.
W książce to już nie wygląda tak dobrze. Opisanie próby odbicia zakładnika z jadącego samochodu za pomocą helikoptera jest tak słabe, że trudno to przyjąć bez poczucia żenady. Ale to szczegół. Wprawdzie właśnie ten detal zaważył na mojej opinii, ale całość nie przedstawia się wiele lepiej.
Chris Brennan zatrudnia się w liceum małego miasteczka w Pensylwanii. Ma tylko tydzień na to, by poznać tamtejszych uczniów i wytypować tego, który może mu pomóc w realizacji jego tajemniczego planu. Pierwsza część książki przekonuje czytelnika, że Chris ma złe zamiary. Wprawdzie matka jednego z uczniów wzbudza w nim cieplejsze uczucia, co może sugerować, że jednak nie jest tak do szpiku kości zły, ale sam siebie przekonuje, że prowadzi takie życie, które uniemożliwia jakikolwiek związek.
A potem w połowie książki okazuje się, że jednak zamiary głównego bohatera nie są tak niecne jak nam się miało od początku wydawać. Dlaczego o tym piszę, zdradzając przyszłym czytelnikom to, co być może miało być zaskoczeniem? Dlatego, że mam wrażenie, że autorka sama nie potrafiła utrzymać tego w tajemnicy. Oddzieliła grubą kreską pierwszą część książki od drugiej i to co wcześniej opisywała jako negatywne, później przedstawia jako szlachetne. W to wszystko próbowała jeszcze wpleść romans, który wypadł absolutnie kuriozalnie. Bo która dorosła kobieta, matka nastolatka, zareagowałaby histerycznymi spazmami i obrażeniem na wieść, że facet, z którym spędziła tylko chwilę, który niczego jej nie obiecywał, ale w którym zadurzyła się bez pamięci, nie jest tym, za kogo się podawał?... Nie uwierzyłam żadnemu bohaterowi tej książki. Wydali mi się śmieszni, a ich historia zupełnie niewiarygodna.
Aha, a okładka zupełnie bez sensu.
W książce to już nie wygląda tak dobrze. Opisanie próby odbicia zakładnika z jadącego samochodu za pomocą helikoptera jest tak słabe, że trudno to przyjąć bez poczucia żenady. Ale to szczegół. Wprawdzie właśnie ten detal zaważył na mojej opinii, ale całość nie przedstawia się wiele lepiej.
Chris Brennan zatrudnia się w liceum małego miasteczka w Pensylwanii. Ma tylko tydzień na to, by poznać tamtejszych uczniów i wytypować tego, który może mu pomóc w realizacji jego tajemniczego planu. Pierwsza część książki przekonuje czytelnika, że Chris ma złe zamiary. Wprawdzie matka jednego z uczniów wzbudza w nim cieplejsze uczucia, co może sugerować, że jednak nie jest tak do szpiku kości zły, ale sam siebie przekonuje, że prowadzi takie życie, które uniemożliwia jakikolwiek związek.
A potem w połowie książki okazuje się, że jednak zamiary głównego bohatera nie są tak niecne jak nam się miało od początku wydawać. Dlaczego o tym piszę, zdradzając przyszłym czytelnikom to, co być może miało być zaskoczeniem? Dlatego, że mam wrażenie, że autorka sama nie potrafiła utrzymać tego w tajemnicy. Oddzieliła grubą kreską pierwszą część książki od drugiej i to co wcześniej opisywała jako negatywne, później przedstawia jako szlachetne. W to wszystko próbowała jeszcze wpleść romans, który wypadł absolutnie kuriozalnie. Bo która dorosła kobieta, matka nastolatka, zareagowałaby histerycznymi spazmami i obrażeniem na wieść, że facet, z którym spędziła tylko chwilę, który niczego jej nie obiecywał, ale w którym zadurzyła się bez pamięci, nie jest tym, za kogo się podawał?... Nie uwierzyłam żadnemu bohaterowi tej książki. Wydali mi się śmieszni, a ich historia zupełnie niewiarygodna.
Aha, a okładka zupełnie bez sensu.
czwartek, 29 sierpnia 2019
Nie pozwól mu odejść - Kathryn Croft
Zoe i Jack wiedli szczęśliwe życie w pobliżu Londynu do czasu, aż ich młodszy syn Ethan utonął w rzece razem ze swoim kolegą. Po tym zdarzeniu, które uznano za nieszczęśliwy wypadek, rodzina wyprowadza się do stolicy. Tutaj, gdzie nic nie przypomina już Ethana Zoe, Jack i ich starszy syn … składają swoje życie na nowo. Po trzech latach od śmierci chłopca, Zoe otrzymuje anonimowe SMS’y, w których ktoś sugeruje, że śmierć jej syna nie była wynikiem przypadku. Policja nie bierze tego na serio, mąż bagatelizuje problem, więc Zoe, pozostawiona sama sobie, chce dociec prawdy. Musi dowiedzieć się, co działo się w życiu jej syna przed wypadkiem.
Absolutnie świetna książka. Nawet nie tyle poprzez konstrukcję czy jakąś niezwykłą narrację. Jest świetna za sprawą tajemnicy do rozwikłania i wyjątkowego rozwiązania tej historii. Poza tym śledztwo Zoe wydaje się być bardzo wiarygodne. Nie ma tutaj nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności i odkrytego po latach pamiętnika. Jest za to skrupulatne zbieranie informacji i zestawienie ich z tym, co wcześniej było wiadomo. Naprawdę dobry thriller.
piątek, 16 sierpnia 2019
Sonia - Magdalena Louis
Dzisiaj sporo wiemy o pedofilii, o mechanizmach, którymi posługują się molestujący dzieci, o tym, w jaki sposób budują zaufanie ofiary. Mimo to nadal nie potrafimy zrozumieć, jak łatwo w pułapkę pedofilów wpadają ludzie dorośli, opiekunowie dzieci. Zamykają oczy, nie chcąc widzieć tego, co niewygodne, niezrozumiałe. Chcą trwać w swoim własnym bezpieczeństwie, czasem uzależnieni finansowo od oprawcy, czasem dla prestiżu i kariery, a niekiedy z czystej bezsilności. Mężczyźni często wytrząsają się o tym, co by zrobili z takim pedofilem, gdyby dorwali go w swoje ręce, kobiety lubią oceniać inne kobiety zadając oskarżające pytanie: „Gdzie była wtedy matka?!”, ale prawda jest taka, że często naszą reakcją jest milczenie, niedowierzanie lub po prostu brak zrozumienia.
Dziś jesteśmy dużo bardziej świadomi, jako społeczeństwo, a mimo to często nadal ślepi na krzywdę dzieci.
W PRL-u ochrona dzieci przez skrzywdzeniem była jeszcze trudniejsza. Ludzie chcieli, żeby wszystko co niewygodne zostało w czterech ścianach, żeby nikt się nie dowiedział. Księża byli autorytetami, ojciec był żywicielem rodziny, niemal równy Bogu, ojczym, wujek, sąsiad – mężczyźni, bez których kobieta była narażona na złe spojrzenia sąsiadek, na ostracyzm, na plotki. Jak w takim świecie mówić głośno o tym, że w moim domu, w mojej rodzinie dochodzi do molestowania seksualnego dziecka?
W taki świat, miniony, ale ciągle żywy w mentalności wielu z nas, zabiera nas autorka. Maluje obrazy, które moje pokolenie doskonale pamięta – zapracowana, zmęczona mama, ciasnota w mieszkaniach, dym papierosowy na zasłonkach w kwiaty, białe podkolanówki co niedziela i ślepe zapatrzenie w mężczyznę, nawet jeśli pił i bił.
Sonia jest młodszą córką państwa Hamerów. W 1979 roku Sonia i jej o pięć lat starsza siostra spędzają ostatnie święta Bożego Narodzenia w pełnej, normalnej jak na tamte czasy rodzinie. Dzień później ich ojciec opuszcza dom i wyjeżdża z kochanką do Ameryki. Matka dziewczynek musi od tej pory sama utrzymać dom i wychować córki. Wsparcie otrzymuje od matki księdza, którą dość często gości w swoim domu. To jej stara się przypodobać, to jej opowiada o swoich problemach. To smutne życie przytłoczyło ją tak bardzo, że nie zauważa, jak jej młodsza córka zmienia się i jakie sygnały wysyła, jak niemo prosi o pomoc.
Bardzo dobra, mocna książka. Wwierca się w serce i umysł czytelnika, nie pozostawia obojętnym, zmusza do otworzenia oczu. Po jej przeczytaniu czujemy się w obowiązku patrzeć i słuchać uważniej.
Dziś jesteśmy dużo bardziej świadomi, jako społeczeństwo, a mimo to często nadal ślepi na krzywdę dzieci.
W PRL-u ochrona dzieci przez skrzywdzeniem była jeszcze trudniejsza. Ludzie chcieli, żeby wszystko co niewygodne zostało w czterech ścianach, żeby nikt się nie dowiedział. Księża byli autorytetami, ojciec był żywicielem rodziny, niemal równy Bogu, ojczym, wujek, sąsiad – mężczyźni, bez których kobieta była narażona na złe spojrzenia sąsiadek, na ostracyzm, na plotki. Jak w takim świecie mówić głośno o tym, że w moim domu, w mojej rodzinie dochodzi do molestowania seksualnego dziecka?
W taki świat, miniony, ale ciągle żywy w mentalności wielu z nas, zabiera nas autorka. Maluje obrazy, które moje pokolenie doskonale pamięta – zapracowana, zmęczona mama, ciasnota w mieszkaniach, dym papierosowy na zasłonkach w kwiaty, białe podkolanówki co niedziela i ślepe zapatrzenie w mężczyznę, nawet jeśli pił i bił.
Sonia jest młodszą córką państwa Hamerów. W 1979 roku Sonia i jej o pięć lat starsza siostra spędzają ostatnie święta Bożego Narodzenia w pełnej, normalnej jak na tamte czasy rodzinie. Dzień później ich ojciec opuszcza dom i wyjeżdża z kochanką do Ameryki. Matka dziewczynek musi od tej pory sama utrzymać dom i wychować córki. Wsparcie otrzymuje od matki księdza, którą dość często gości w swoim domu. To jej stara się przypodobać, to jej opowiada o swoich problemach. To smutne życie przytłoczyło ją tak bardzo, że nie zauważa, jak jej młodsza córka zmienia się i jakie sygnały wysyła, jak niemo prosi o pomoc.
Bardzo dobra, mocna książka. Wwierca się w serce i umysł czytelnika, nie pozostawia obojętnym, zmusza do otworzenia oczu. Po jej przeczytaniu czujemy się w obowiązku patrzeć i słuchać uważniej.
sobota, 3 sierpnia 2019
To, co nas dzieli - Anna McPartlin
Z Anną McParlin jest trochę tak, jak z Jojo Moyes – po kilku dobrych, choć niedostrzeżonych książkach, wydaje absolutną perełkę, bestseller, w którym czytelnicy się zakochują. Wtedy wydawnictwo decyduje się opublikować jej wcześniejsze tytuły, choć niektórym czytelnikom wydaje się, że to kolejne, które napisała.
W PL najpierw pojawiły się Ostatnie dni Królika, które wyszły spod pióra autorki w 2015 r., potem Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu i kolejno To, co nas dzieli, które powstało cztery lata wcześniej. Uważam, że jeśli chce się porównywać książki jednego autora, trzeba wziąć pod uwagę kolejność ich powstawania. Nie wspominając o szerszym kontekście, o okolicznościach, inspiracjach, momencie życia pisarza. Niełatwo zagłębić się we wszystkie detale, ale chronologii nie można pominąć. Bo przecież autor rozwija się, poprawia swój warsztat, bazuje na doświadczeniu oraz na odbiorze swoich poprzednich książek. Jest mnóstwo rzeczy, które wpływają na kolejne jego dzieła. Jeśli umieścimy ocenianą książkę w odpowiednim miejscu na osi twórczości pisarza, łatwiej o właściwe wnioski.
Anna zawsze porusza trudną tematykę – pojawia się śmierć, strata bliskiej osoby, niełatwe relacje rodzinne. Ale to, co wyróżnia tę autorkę, to niezwykłe poczucie humoru i lekkość w opowiadaniu o tym, co najtrudniejsze.
Eve Hayes i Lily Brennan – niegdyś najlepsze przyjaciółki, nierozłączne. Nic nie wskazywało na to, żeby cokolwiek miało je rozdzielić. Zawsze się wspierały, pomagały sobie, zawsze blisko siebie. Nawet wtedy, gdy Lily wyjeżdża, by w czasie wakacji zarobić na studia, piszą do siebie niemal codziennie. Te listy tłumaczą czytelnikowi to co stało się w przeszłości, a co miało wpływ na życie tych dwóch fantastycznych dziewczyn. Coś, co je rozdzieliło na dwadzieścia lat.
Główną osią powieści jest czas współczesny - Eve osiągnęła zawodowy sukces i zmęczona życiem na świeczniku wraca do Dublina. Kiedy po poważnym wypadku trafia do szpitala okazuje się, że jej dawna przyjaciółka pracuje tam, jako pielęgniarka. To spotkanie po latach daje szansę na naprawienie relacji między kobietami i na to, by życie obu znowu wróciło na właściwe tory.
Fantastyczna książka. Zabawna, a jednocześnie trudna i niebanalna. Będę niecierpliwie czekała na kolejne lub poprzednie książki tej autorki, po które, mam nadzieję, sięgnie wydawnictwo HarperCollins Polska.
W PL najpierw pojawiły się Ostatnie dni Królika, które wyszły spod pióra autorki w 2015 r., potem Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu i kolejno To, co nas dzieli, które powstało cztery lata wcześniej. Uważam, że jeśli chce się porównywać książki jednego autora, trzeba wziąć pod uwagę kolejność ich powstawania. Nie wspominając o szerszym kontekście, o okolicznościach, inspiracjach, momencie życia pisarza. Niełatwo zagłębić się we wszystkie detale, ale chronologii nie można pominąć. Bo przecież autor rozwija się, poprawia swój warsztat, bazuje na doświadczeniu oraz na odbiorze swoich poprzednich książek. Jest mnóstwo rzeczy, które wpływają na kolejne jego dzieła. Jeśli umieścimy ocenianą książkę w odpowiednim miejscu na osi twórczości pisarza, łatwiej o właściwe wnioski.
Anna zawsze porusza trudną tematykę – pojawia się śmierć, strata bliskiej osoby, niełatwe relacje rodzinne. Ale to, co wyróżnia tę autorkę, to niezwykłe poczucie humoru i lekkość w opowiadaniu o tym, co najtrudniejsze.
Eve Hayes i Lily Brennan – niegdyś najlepsze przyjaciółki, nierozłączne. Nic nie wskazywało na to, żeby cokolwiek miało je rozdzielić. Zawsze się wspierały, pomagały sobie, zawsze blisko siebie. Nawet wtedy, gdy Lily wyjeżdża, by w czasie wakacji zarobić na studia, piszą do siebie niemal codziennie. Te listy tłumaczą czytelnikowi to co stało się w przeszłości, a co miało wpływ na życie tych dwóch fantastycznych dziewczyn. Coś, co je rozdzieliło na dwadzieścia lat.
Główną osią powieści jest czas współczesny - Eve osiągnęła zawodowy sukces i zmęczona życiem na świeczniku wraca do Dublina. Kiedy po poważnym wypadku trafia do szpitala okazuje się, że jej dawna przyjaciółka pracuje tam, jako pielęgniarka. To spotkanie po latach daje szansę na naprawienie relacji między kobietami i na to, by życie obu znowu wróciło na właściwe tory.
Fantastyczna książka. Zabawna, a jednocześnie trudna i niebanalna. Będę niecierpliwie czekała na kolejne lub poprzednie książki tej autorki, po które, mam nadzieję, sięgnie wydawnictwo HarperCollins Polska.
środa, 31 lipca 2019
Nigdy nie zapomnieć - Michel Bussi
Bussi przyzwyczaił mnie już do tego, że to, co wydaje się oczywiste i jednoznaczne, wcale takie nie jest.
Jamal przyjechał do Yport, żeby na tamtejszych wzgórzach przygotowywać się do ulrtamaratonu, najtrudniejszego biegu na świecie. W trakcie porannego treningu widzi dziewczynę na zboczu klifu. Chwilę później dziewczyna leży na skalistej plaży. Czy to było samobójstwo czy Jamal ją zepchnął? I jaki to ma związek ze śledztwem sprzed 10. laty, kiedy ten sam scenariusz rozegrał się w tym samym miejscu?
Jamal ma niewiele czasu, by udowodnić swoją niewinność. Ktoś prowadzi go jak po sznurku, podrzucając mu kolejne wskazówki dotyczące morderstwa sprzed lat. Nie wiadomo tylko, czy powinien temu ufać.
Ze względu na mnogość wątków i bohaterów, na ich role i powiązania, trudno jest zauważyć, kiedy ten z pozoru zwykły kryminał zamienia się w thriller psychologiczny, po czym płynnie przechodzi w nieoczywisty romans, by na nowo zagłębić się w skomplikowaną intrygę. Zdradzę, że zakończenie nie mieści się ramach „i żyli długo i szczęśliwie”. Zakończenie, jak przystało na mistrza, zaskakuje, wyjaśnia wszystkie wątki i wzrusza.
Jamal przyjechał do Yport, żeby na tamtejszych wzgórzach przygotowywać się do ulrtamaratonu, najtrudniejszego biegu na świecie. W trakcie porannego treningu widzi dziewczynę na zboczu klifu. Chwilę później dziewczyna leży na skalistej plaży. Czy to było samobójstwo czy Jamal ją zepchnął? I jaki to ma związek ze śledztwem sprzed 10. laty, kiedy ten sam scenariusz rozegrał się w tym samym miejscu?
Jamal ma niewiele czasu, by udowodnić swoją niewinność. Ktoś prowadzi go jak po sznurku, podrzucając mu kolejne wskazówki dotyczące morderstwa sprzed lat. Nie wiadomo tylko, czy powinien temu ufać.
Ze względu na mnogość wątków i bohaterów, na ich role i powiązania, trudno jest zauważyć, kiedy ten z pozoru zwykły kryminał zamienia się w thriller psychologiczny, po czym płynnie przechodzi w nieoczywisty romans, by na nowo zagłębić się w skomplikowaną intrygę. Zdradzę, że zakończenie nie mieści się ramach „i żyli długo i szczęśliwie”. Zakończenie, jak przystało na mistrza, zaskakuje, wyjaśnia wszystkie wątki i wzrusza.
poniedziałek, 22 lipca 2019
Nie otwieraj oczu - Josh Malerman
Czy można zginąć od samego patrzenia? Na świecie pojawia się COŚ, co sprawia, że ludzie, którzy to zobaczą wpadają w amok i najpierw zabijają innych ludzi, a potem siebie. Niezależnie od tego, czy patrzą na to bezpośrednio, czy poprzez soczewkę, czy nawet poprzez nagrany obraz. Ci którzy chcą przetrwać muszą nauczyć się żyć z zamkniętymi oczami. Jedną z takich osób jest Malorie. Kiedy następuje eskalacja niewyjaśnionych śmierci, dziewczyna odkrywa, że jest w ciąży. Musi ukryć się w ciemności, aby nie zobaczyć tego, co zabija, by przeżyć i dać życie swojemu dziecku.
Po tej lekturze naszła mnie myśl, że im dziwniejszą wymyślisz fabułę, tym mocniejsze musi być zakończenie. To COŚ zabija, ale nie wiadomo dlaczego, nie wiadomo co to jest, ani skąd się wzięło, dokąd zmierza, jaki ma cel. Te pytania nie znalazły odpowiedzi, a moim zdaniem czytelnik zasługuje na wyjaśnienie. Całkowicie pominięto rolę osób niewidomych, które w tej historii powinni mieć kluczowe znaczenie i to oni powinni prowadzić widzących – role i definicja niepełnosprawności powinny być odwrócone. No i zakończenie, tak grzeczne i tak bez polotu, że nie miało szansy mnie zaskoczyć, ani mną wstrząsnąć.
Potencjał tej książki był ogromny, ale autor nie umiał wykorzystać swojego świetnego pomysłu.
Po tej lekturze naszła mnie myśl, że im dziwniejszą wymyślisz fabułę, tym mocniejsze musi być zakończenie. To COŚ zabija, ale nie wiadomo dlaczego, nie wiadomo co to jest, ani skąd się wzięło, dokąd zmierza, jaki ma cel. Te pytania nie znalazły odpowiedzi, a moim zdaniem czytelnik zasługuje na wyjaśnienie. Całkowicie pominięto rolę osób niewidomych, które w tej historii powinni mieć kluczowe znaczenie i to oni powinni prowadzić widzących – role i definicja niepełnosprawności powinny być odwrócone. No i zakończenie, tak grzeczne i tak bez polotu, że nie miało szansy mnie zaskoczyć, ani mną wstrząsnąć.
Potencjał tej książki był ogromny, ale autor nie umiał wykorzystać swojego świetnego pomysłu.
piątek, 12 lipca 2019
Czarownice z Salem Falls - Jodi Picoult
Mam specjalną półkę z nieprzeczytanymi książkami Jodi. I choć wracam do niej dosyć często, to ciągle mam wrażenie, że nic z niej nie ubywa.
Tym razem postanowiłam przeczytać Czarownice z Salem Falls. Tytuł i nazwa miasteczka nieprzypadkowa i jednoznacznie kojarząca się z książką Arthura Millera. Motywem łączącym te dwie powieści, oczywiście oprócz wątku magii, jest wyrządzona krzywda, której nie można odkupić.
Jack St. Bride jest nauczycielem WF w prywatnej szkole dla dziewcząt. Za sprawą zakochanej w nim uczennicy zostaje oskarżony o molestowanie nieletniej. Po namowach adwokata, przyznaje się do winy i spędza kilka miesięcy w areszcie. Chcąc zapomnieć o przeszłości, próbuje znaleźć miejsce, gdzie będzie mógł zacząć od nowa. Zatrudnia się jako pomywacz w małej restauracji w Salem Falls. Niestety historia lubi się powtarzać i Jack staje się obiektem westchnień jednej z miejscowych nastolatek. Kiedy zostaje oskarżony o gwałt i ponownie musi stanąć przed wymiarem sprawiedliwości, postanawia bronić prawdy o sobie.
Lubię prawne aspekty u Jodi. Amerykański system prawny ma więcej wspólnego z teatrem niż z balet trzylatków. Domyślam się, że obraz może być przerysowany, jednak ogólnie oddaje, jak wiele w procesie zależy od umiejętności aktorskich prokuratora i adwokata. Zupełnie jakby byli na scenie przed publicznością.
Zakończenie tej historii może być zaskoczeniem (jak to często u Jodi), ale nawet, jeśli wpadniecie na nie sami, nie poczujecie żadnej satysfakcji.
Tym razem postanowiłam przeczytać Czarownice z Salem Falls. Tytuł i nazwa miasteczka nieprzypadkowa i jednoznacznie kojarząca się z książką Arthura Millera. Motywem łączącym te dwie powieści, oczywiście oprócz wątku magii, jest wyrządzona krzywda, której nie można odkupić.
Jack St. Bride jest nauczycielem WF w prywatnej szkole dla dziewcząt. Za sprawą zakochanej w nim uczennicy zostaje oskarżony o molestowanie nieletniej. Po namowach adwokata, przyznaje się do winy i spędza kilka miesięcy w areszcie. Chcąc zapomnieć o przeszłości, próbuje znaleźć miejsce, gdzie będzie mógł zacząć od nowa. Zatrudnia się jako pomywacz w małej restauracji w Salem Falls. Niestety historia lubi się powtarzać i Jack staje się obiektem westchnień jednej z miejscowych nastolatek. Kiedy zostaje oskarżony o gwałt i ponownie musi stanąć przed wymiarem sprawiedliwości, postanawia bronić prawdy o sobie.
Lubię prawne aspekty u Jodi. Amerykański system prawny ma więcej wspólnego z teatrem niż z balet trzylatków. Domyślam się, że obraz może być przerysowany, jednak ogólnie oddaje, jak wiele w procesie zależy od umiejętności aktorskich prokuratora i adwokata. Zupełnie jakby byli na scenie przed publicznością.
Zakończenie tej historii może być zaskoczeniem (jak to często u Jodi), ale nawet, jeśli wpadniecie na nie sami, nie poczujecie żadnej satysfakcji.
Subskrybuj:
Posty (Atom)