Luke Warren jest wybitnym przyrodnikiem. Poświęcił życie
wilkom, zgłębianiu ich natury, zwyczajów, zachowań. Pewnego dnia Luke wraz ze
swoją 17-letnią córką ulega wypadkowi, w wyniku którego Luke zapada w śpiączkę.
Jego córka Cara i syn Edward, jako jedyni członkowie rodziny muszą podjąć
decyzję co do dalszego podtrzymywania jego życia. Sęk w tym, że ich opinie są
sprzeczne. Co nimi kieruje? Jakie skrywają tajemnice? Czy uda się na nowo
scalić rodzinę?
Niezwykła opowieść o rodzinie, która jest największą
wartością – w życiu wilków w praktyce, u ludzi, często tylko w teorii.
Pasjonujący świat dzikiej przyrody, wilcze zwyczaje, szczegóły dotyczące watahy
– to wszystko opisane w taki sposób, że można się dziwić, że Jodi sama nie jest
przyrodnikiem. Drobiazgowe przygotowanie do pisania tej powieści autorska
uzyskała od Shauna Ellis’a, badacza wilków, który, podobnie jak bohater
książki, przeniknął do dzikiej watahy i spędził z nią rok życia. Opowieści o
wilkach to dodatkowa, wyjątkowa wartość tej powieści.Ostatnio przeczytane
sobota, 31 grudnia 2016
Pół życia - Jodi Picoult
Są takie książki, które mimo swojej
pokaźnej objętości czytają się same. Moim zadaniem jest tylko przerzucać
kartki. Do takich należą powieści Jodi Picoult. Niektórych nuży pojawiająca się
tematyka około medyczna w połączeniu z procesem, ale dla mnie ważniejsza jest
warstwa psychologiczna, trudne moralnie wybory, przeszłość bohaterów, która
ukształtowała ich w określony sposób i zdeterminowała ich decyzje. To jest
prawdziwa wartość książek Jodi i dlatego chętnie do nich wracam.
piątek, 30 grudnia 2016
Jeżynowa zima - Sarah Jio
Z pewną taką
nieśmiałością podeszłam do tej książki, bo do tej pory Sarah Jio nie trafiła w
mój czytelniczy gust. Pomyślałam sobie jednak, że Jeżynowa zima już
wystarczająco długo czeka na swoją szansę.
Majowa zima
nie jest zjawiskiem często spotykanym, więc kiedy 2 maja 2010 na Seattle spada
gruba warstwa śniegu Claire zaczyna pisać artykuł o tym niezwykłym zjawisku.
Odrywa, że dokładnie 77 lat wcześniej miasto również pokryte było śniegiem i że
tego dnia zaginął 3-letni Daniel. Chłopiec nigdy nie został odnaleziony i
Claire postanawia dowiedzieć się, co z nim się stało.
Być może
jest tutaj trochę za dużo zbiegów okoliczności i właściwych osób, które
pojawiają się w odpowiednim momencie, ale jeśli usiądzie się do tej lektury z
dobrym nastawieniem, to okazuje się, że jest to bardzo przyjemna książka. Trochę
zagadkowej historii, trochę romantyzmu, odrobina wzruszeń (jeśli ktoś ma bardzo
miękkie serce lub podobne doświadczenia). Czyta się niezwykle szybko i z
zaciekawieniem. Jestem bardzo zaskoczona, że mogłam tak pozytywnie odebrać tę
książkę. Oczywiście nie było żadnego zaskoczenia w rozwiązaniu zagadki
zniknięcia Daniela, ale nie przeszkodziło to w przyjemności czytania.
Nie mów, że się boisz - Giuseppe Catozzella
Samia Yusuf Omar, młoda somalijska biegaczka, reprezentantka kraju na
olimpiadzie w Pekinie w 2008. Była drobna, wręcz chuda, ale bardzo szybka.
Biegała od zawsze, początkowo z przyjacielem Alim, później sama. Okutana w
burkę biegała po zrujnowanych ulicach Mogadiszu lub nocą na podziurawionej
przez kule bieżni miejskiego stadionu. Biegała, bo to było jej życie i chciała,
by jej szczupłe nogi wybiegały wolność dla somalijskich kobiet. W Pekinie była
na mecie ostatnia, ale miała nadzieję na start na olimpiadzie w Londynie. Chciała
z dumą reprezentować swój kraj i tym razem być pierwsza. Taki był jej cel. Żeby
go osiągnąć musiała odbyć podróż ze środkowej Afryki do Grecji. Podróż
niezwykle niebezpieczną, ale przecież możliwą do przebycia.
W Internecie można znaleźć zdjęcia Samii, przypomnieć sobie jej start w Pekinie, przeczytać o najważniejszych zdarzeniach z jej życia. Jednak dopiero ta książka oddaje (choć zapewne jedynie w części) prawdę o ciężkim życiu rodziny Samii, o trudach wszystkich Somalijczyków, o strasznych bratobójczych walkach, o ograniczonych prawach kobiet, wreszcie o niebezpieczeństwach czyhających na uchodźców.
Język jest dosyć prosty, jakby Samia sama o tym wszystkim opowiadała, ale trafia do odbiorcy. Historia tej młodej lekkoatletki jest poruszająca, bo ona poświęciła wszystko (a wszystko to zdecydowanie zbyt wiele) dla spełnienia swojego marzenia.
W Internecie można znaleźć zdjęcia Samii, przypomnieć sobie jej start w Pekinie, przeczytać o najważniejszych zdarzeniach z jej życia. Jednak dopiero ta książka oddaje (choć zapewne jedynie w części) prawdę o ciężkim życiu rodziny Samii, o trudach wszystkich Somalijczyków, o strasznych bratobójczych walkach, o ograniczonych prawach kobiet, wreszcie o niebezpieczeństwach czyhających na uchodźców.
Język jest dosyć prosty, jakby Samia sama o tym wszystkim opowiadała, ale trafia do odbiorcy. Historia tej młodej lekkoatletki jest poruszająca, bo ona poświęciła wszystko (a wszystko to zdecydowanie zbyt wiele) dla spełnienia swojego marzenia.
Zalecenia na wypadek upałów - Maggie O'Farrell
Do czego zdolni są ludzie w obliczu zagrożenia? Jeśli nieszczęście spada na
nas nagle działamy instynktownie, wzrasta poziom adrenaliny, więc reagujemy
szybko i zdecydowanie. A co jeśli niebezpieczeństwo sączy się i przenika
powoli, otaczając nas, zmierzając do nieuniknionego? W takiej właśnie sytuacji
znajdują się mieszkańcy Londynu w roku 1976, kiedy Wielką Brytanię ogarnęła
niespotykana fala upałów. Upał staje się przyczyną irracjonalnych zachowań,
dziwnych decyzji mieszkańców miasta.
Robert Riordan, jak co dzień wychodzi rano po gazetę. Wychodzi i już nie wraca. Jego żona Gretta sprowadza do domu swoje dorosłe dzieci, mimo że podejrzewa, gdzie może być jej mąż i nie obawia się o jego bezpieczeństwo. Każde z nich przywozi swoje bieżące problemy i zaszłe nieporozumienia. Muszą skonfrontować ze sobą wybory, które podjęli. A wszystko to w sytuacji permanentnego gorąca.
Maggie O’Farrell pisze tak, że przed długi czas zastanawiasz się, o co chodzi. Nie gubisz się w fabule, ale nie wiesz, co się dzieje z bohaterami i co przywiodło ich do tego punktu, w którym ich zastajesz. Musisz skupić się na ich przeżyciach, na ich doświadczeniach, żeby zrozumieć postępowanie każdego z nich. Zarówno Gretty, jej dzieci, jak i nawet nieobecnego Roberta. I to jest wielka zaleta tej książki – konieczność poświęcenia maksimum uwagi.
Robert Riordan, jak co dzień wychodzi rano po gazetę. Wychodzi i już nie wraca. Jego żona Gretta sprowadza do domu swoje dorosłe dzieci, mimo że podejrzewa, gdzie może być jej mąż i nie obawia się o jego bezpieczeństwo. Każde z nich przywozi swoje bieżące problemy i zaszłe nieporozumienia. Muszą skonfrontować ze sobą wybory, które podjęli. A wszystko to w sytuacji permanentnego gorąca.
Maggie O’Farrell pisze tak, że przed długi czas zastanawiasz się, o co chodzi. Nie gubisz się w fabule, ale nie wiesz, co się dzieje z bohaterami i co przywiodło ich do tego punktu, w którym ich zastajesz. Musisz skupić się na ich przeżyciach, na ich doświadczeniach, żeby zrozumieć postępowanie każdego z nich. Zarówno Gretty, jej dzieci, jak i nawet nieobecnego Roberta. I to jest wielka zaleta tej książki – konieczność poświęcenia maksimum uwagi.
środa, 30 listopada 2016
Niedoskonałe zakończenie - Zoe FitzGerald Carter
Zoe zawsze była ulubienicą mamy. Miała z nią wyjątkowo
bliskie relacje, mimo że mama miała surowe zasady i spore wymagania. Zoe i jej
siostry muszą zmierzyć się z decyzją ich mamy o zakończeniu życia. Margaret od
wielu lat jest chora i skazana na powolne umieranie. Nie chce się jednak temu
poddać i postanawia sama wybrać datę swojej śmierci. Chce jednak, aby córki
były przy niej, gdy odejdzie z tego świata. Pomoc w samobójstwie jest karalna,
więc dużą część czasu poświęconego na przygotowania do samobójstwa zajmuje
wybór sposobu odebrania sobie życia. Zoe, Hannah i Katherine muszą zdecydować,
czy chcą brać w tym udział i muszą poradzić sobie z emocjami, jakie niesie
decyzja ich mamy.
Wyjątkowo ciepła powieść. Trudna moralnie, ale pięknie
opisująca relacje Zoe z rodzicami, szczególnie z matką i z siostrami. Nie bez
uwagi pozostaje też wątek jej małżeństwa, które wskutek decyzji mamy zostaje
poddane próbie. Mam wrażenie, że książka miała być terapią dla umęczonej duszy
Zoe, że była sposobem na uporządkowanie w głowie tego, co się stało i dlaczego
się stało. A przy okazji, w zasadzie jako skutek uboczny, powstała piękna
opowieść o miłości w rodzinie i o szczególnych więziach, jakie łączą matki z
ich najmłodszymi córkami.
Odwagi Kate! - Carrie Kabak
Kate Cadogan przez całe swoje życie zabiegała o akceptację matki.
Wszystkie wybory jakich dokonywała miały zadowolić mamę, a nie być spełnieniem
pragnień Kate. Nawet jako dorosła kobieta, Kate nie mogła uwolnić się od
krytycznego osądu ze strony rodziców, męża, w końcu syna. Dopiero w wieku 40. lat
Kate spojrzała na swoje życie z boku i postanowiła zrobić coś dla siebie.
Zwykle w tego typu książkach punkt zwrotny (przeprowadzka,
nowy związek, radykalne decyzje) następuje na początku historii i dalej dzieje się
tzw. nowe życie bohatera. Owszem, pojawiają się wspomnienia i retrospekcje, ale
zawsze w odniesieniu do zmian, które zaszły w bohaterze.
Tutaj sytuacja wygląda trochę inaczej. Na początku również
jest opisany ten moment, w którym Kate postanawia zmienić swoje życie, ale
potem poznajemy szczegółowo jej przeszłość, jej relacje z rodzicami,
przyjaciółmi, zmiany, które w niej zachodziły. Wszystko zmierza do tego
kulminacyjnego momentu, w którym Kate powiedziała „dość!”. To co nastąpiło
potem jest tylko niewielkim fragmentem tej historii.
Kate to zabawna, ale i denerwująca postać. Niezdecydowana,
bez uzewnętrznionego buntu, tak głęboko lojalna wobec zaborczej matki, że aż
chce się nią potrząsnąć. A jednocześnie można próbować ją zrozumieć, można zaakceptować
to, że kosztem swojego szczęścia stara się zadowolić najbliższe osoby.
W kategorii lekka proza zupełnie przyzwoita książka.
piątek, 25 listopada 2016
Pomaluj to na czarno - Janet Fitch
Podobno każdy zasługuje na miłość. Być może, ale Josie nigdy
jej nie dostała – ani od patologicznych rodziców, ani od zdemoralizowanych
braci. Kiedy Josie poznała Michaela, myślała, że los już na zawsze się do niej
uśmiechnął. Kochali się, marzyli, tworzyli, uzupełniali się. Do czasu, kiedy
Michael popełnił samobójstwo, jego ostatni ważny projekt. Josie pogrąża się w
żalu i bólu, obwinia się i zastanawia się, co było przyczyną. W trakcie
poszukiwań odpowiedzi odkrywa, że nie znała prawdziwego Michaela, że niewiele o
nim wiedziała. Tak samo mało jak jego matka Meredith. Obie przeżywają stratę i
każda z nich chce dowiedzieć się jak najwięcej o człowieku, którego kochały. Nie
wiadomo jednak czy uda im się nawiązać porozumienie.
To jest ciężka powieść. Snuje się i dłuży w tej pośmiertnej
rozpaczy. Są tutaj trudne charaktery Josie i Meredith, wyimaginowany świat
miłości między Josie i Michaelem, skomplikowane relacje między matką i synem, zawiła
historia ich rodziny. Do końca nie wiadomo, czy Josie uda się dojrzeć światełko
w tym tunelu, czy życie bez Michaela jest w ogóle możliwe.
Nie umiem zdecydować komu mogłabym polecić tę książkę. Jest
w niej coś wartościowego, ale jest zbyt trudna dla młodego czytelnika, zbyt
przygnębiająca dla smutnych dorosłych i zbyt ponura dla szczęśliwych i
spełnionych. Nie wiem, w jakim stanie ducha trzeba być, żeby tę powieść w pełni
docenić.
poniedziałek, 31 października 2016
Cztery drogi - Tommi Kinnunen
Niezwykły sposób narracji, urywany, fragmentaryczny,
początkowo denerwujący - i to bardzo. Czytając, złościłam się, że to co mnie
zainteresowało nie ma dalszego ciągu. Po chwili odnajdywałam postać, którą już polubiłam
w innym momencie jej życia, w innej rzeczywistości. Z czasem jednak doceniłam
ten rodzaj opowiadania historii fińskiej rodziny, historii, która dzieje się na
przestrzeni kilkudziesięciu lat.
Maria - pragnęła
wykształcić się i pomagać ludziom, jako położna. Musiała stawić czoła swoim
czasom, kiedy kobieta pracująca nie była powszechnym zjawiskiem. Ciężką pracą i
determinacją zdobyła zaufanie i dobrą opinię wśród bliższych i dalszych
sąsiadów.
Lahija – córka Marii, wychowywana bez ojca, żyjąca w cieniu
szanowanej matki. Założyła rodzinę, ale nie potrafiła o nią zadbać. Nie umiała okazywać
czułości, nie potrafiła być blisko ani ze swoim mężem, ani później z synem i z
synową. Spełniała się za to na polu zawodowym.
Kaarina – synowa Lahiji, ciepła mądra kobieta, której jedynie
dobre serce i cierpliwość pozwoliły utrzymać rodzinę razem.
To nie jest łatwa powieść, ale warto po nią sięgnąć, żeby
przekonać się, gdzie tkwi siła kobiety. Kobiety, która jest cierpliwa,
kochająca, wrażliwa i mądra. Kobiety, która nie walczy z mężczyznami, ale
walczy o siebie, o spełnienie swoich marzeń. Dla siebie i swojej rodziny.
piątek, 30 września 2016
Król kłamstw - John Hart
Debiutancka książka Johna Harta wprowadza nas w świat amerykańskiej palestry, pokazuje
zależności pomiędzy prawnikami, detektywami i policją. Wskazuje na pokusy,
którym ulegają ci, którzy z założenia powinni być przykładem przejrzystości
intencji.
John Hart pisze z niezwykłą lekkością, lawiruje pomiędzy światem prawników, budowaną zagadką kryminalną, a światem osobistych przeżyć i pragnień bohaterów. Może nie porwała mnie ta historia tak jak poprzednio czytana przeze mnie książka Ostatnie dziecko, bo i tematyka zupełnie inna, i tło powieści mniej plastyczne, ale jest w niej coś ciekawego, coś co chce się uchwycić. Kibicowałam Workowi, mimo że nie był szczery ani wobec rodziny, ani wobec siebie. Polubiłam tego zagubionego kłamcę, który nie potrafił zadbać o swoich najbliższych. Mimo złych wyborów i miękkiego charakteru, da się go lubić. I mimo tego wszystkiego, co się stało za jego przyczyną.
Odnaleziono ciało Ezry Pickensa, znakomitego i bardzo
bogatego adwokata, który zaginał w dniu, gdy zmarła jego żona.
Podejrzenia padają na jego syna, głównego spadkobiercę
majątku Ezry. Jackson „Work” Pickens,
podobnie jak jego ojciec, jest adwokatem. Nie tak błyskotliwym i cenionym jak
Ezra, ale wciąż próbującym sprostać jego oczekiwaniom. Work stara się dowieść
swojej niewinności, odsunąć wszelkie podejrzenia od siostry, uchronić swoje
tajemnice oraz wykazać się lojalnością wobec żony i nieżyjącego ojca. Okazuje
się jednak, że połączenie tych wszystkich potrzeb nie jest możliwe. John Hart pisze z niezwykłą lekkością, lawiruje pomiędzy światem prawników, budowaną zagadką kryminalną, a światem osobistych przeżyć i pragnień bohaterów. Może nie porwała mnie ta historia tak jak poprzednio czytana przeze mnie książka Ostatnie dziecko, bo i tematyka zupełnie inna, i tło powieści mniej plastyczne, ale jest w niej coś ciekawego, coś co chce się uchwycić. Kibicowałam Workowi, mimo że nie był szczery ani wobec rodziny, ani wobec siebie. Polubiłam tego zagubionego kłamcę, który nie potrafił zadbać o swoich najbliższych. Mimo złych wyborów i miękkiego charakteru, da się go lubić. I mimo tego wszystkiego, co się stało za jego przyczyną.
Otuleni deszczem - Charles Martin
Tucker wychowywał się w wielkim domu bogatego ojca.
Początkowo był sam, potem dołączył do niego jego przyrodni brat Mutt. Ojciec
zapewniał im jedynie dach nad głową. Nic poza tym. Nie miał dla synów czasu,
cierpliwości. Nie miał ochoty być ojcem.
W dzieciństwie towarzyszyła im pomoc domowa – pani Ella,
którą chłopcy traktowali jak matkę, choć nie wolno im było okazywać jej uczuć w
obecności ojca. Pani Ella, głęboko wierząca kobieta, przekazywała im wartości
wiary wbrew woli ojca. Zależało jej, aby chłopcy mieli silny kręgosłup moralny
mimo niechęci ojca i jego złych wzorców.
Po latach Tucker musi zmierzyć się z tymi wartościami i
sprawdzić, czy silniejsza jest miłość do mamy Elli czy nienawiść do ojca.
Ta książka to nie jest powieść z wartką akcją i nagłymi zwrotami.
To jest taka historia, w której najważniejszą walką jest wewnętrzny konflikt
dobrych doświadczeń ze złymi wspomnieniami.
Niezrozumiałe są dla mnie niektóre decyzje Tuckera, jego
ojca i Katie, która była przyjaciółką chłopców w dzieciństwie. Charaktery tych
postaci mogłyby być lepiej dopracowane, bo nie wiem, co nimi kierowało. Jednie
pani Ella jest zbudowana od początku do końca, z jasno wyznaczonym kierunkiem
działania, z określonymi priorytetami i wielką mądrością płynącą z wiary.
Jeśli nie zależy ci na fajerwerkach w literaturze, jeśli
masz ochotę zatrzymać się i pomyśleć, co jest w życiu ważne, warto dać tej
książce szansę.
środa, 31 sierpnia 2016
Nic nie trwa wiecznie - Maureen Lee
Biblioteka ostatnio nie jest dla mnie łaskawa. Albo mój czytelniczy instynkt zawodzi. W każdym razie nie mogę pochwalić się ani wyszperanymi w ciemno perełkami, ani choćby dobrą literaturą, która po prostu by mi się podobała.
Prosty, klasyczny wstęp - cztery kobiety trafiają pod wspólny dach. Każda chce lub musi zmienić coś w swoim życiu. Mają mieszkać razem przez rok, by uporządkować swoje sprawy, a potem ma nadejść czas pożegnania.
Generalnie banał. Ale nawet banał można świetnie napisać. Not this time.
Nie ma tutaj żadnego rysu psychologicznego, żadnych motywów, doświadczeń. Cztery kobiety, każda niezdecydowana co ze sobą zrobić lub zdająca się na innych. Nie wiedziałam dokąd ta historia zmierza. Ciągnęła się ta opowieść i ciągnęła. Wyczekiwałam jakiegoś zwrotu akcji, czegoś, co nieco zakłóci tę sielankową atmosferę. Doczekałam się jakieś 20 stron przed końcem. Ale żeby było jeszcze ciekawiej pojawiła się wtedy nowa postać, która staje się obiektem uczucia jednej z głównych bohaterek. Zaznaczam - 20 stron przed końcem. Nie wiem skąd pomysł na taki element w kończącej się historii.
W zasadzie mogę powiedzieć tylko tyle - nie warto.
A ja chyba muszę zmienić moją proporcję czytania. W tej chwili jest to 5:1 (5 bibliotecznych, 1 moja). Te moje, które czekają na przeczytanie w 95% są dobre, starannie wybierane wśród moich ulubionych lub polecanych autorów. Sądzę, że jak będę czytać w stosunku 2:2, to będzie znacznie zdrowsze dla mojej głowy.
Prosty, klasyczny wstęp - cztery kobiety trafiają pod wspólny dach. Każda chce lub musi zmienić coś w swoim życiu. Mają mieszkać razem przez rok, by uporządkować swoje sprawy, a potem ma nadejść czas pożegnania.
Generalnie banał. Ale nawet banał można świetnie napisać. Not this time.
Nie ma tutaj żadnego rysu psychologicznego, żadnych motywów, doświadczeń. Cztery kobiety, każda niezdecydowana co ze sobą zrobić lub zdająca się na innych. Nie wiedziałam dokąd ta historia zmierza. Ciągnęła się ta opowieść i ciągnęła. Wyczekiwałam jakiegoś zwrotu akcji, czegoś, co nieco zakłóci tę sielankową atmosferę. Doczekałam się jakieś 20 stron przed końcem. Ale żeby było jeszcze ciekawiej pojawiła się wtedy nowa postać, która staje się obiektem uczucia jednej z głównych bohaterek. Zaznaczam - 20 stron przed końcem. Nie wiem skąd pomysł na taki element w kończącej się historii.
W zasadzie mogę powiedzieć tylko tyle - nie warto.
A ja chyba muszę zmienić moją proporcję czytania. W tej chwili jest to 5:1 (5 bibliotecznych, 1 moja). Te moje, które czekają na przeczytanie w 95% są dobre, starannie wybierane wśród moich ulubionych lub polecanych autorów. Sądzę, że jak będę czytać w stosunku 2:2, to będzie znacznie zdrowsze dla mojej głowy.
Głowa anioła - Hanna Cygler
Jakby to powiedzieć? Co z tego, że czytało się dobrze, skoro bohaterowie byli denerwujący, zwroty akcji jałowe, a wątek sensacyjny zbytnio wydumany?
Julia Sarnowska, młoda wdowa, zdolna pani architekt na prośbę szkolnego kolegi wraca do Polski, by pracować przy renowacji pałacyku. Dziwnym trafem kilka z pracujących przy odnowieniu osób rozstało się z życiem. Julia poznaje na budowie Aleksa Matulisa, który wedrze się niespodziewanie w jej prywatność. Julii i Aleksowi grozi niebezpieczeństwo.
Tak wygląda zarys fabuły. Zarówno zagadka z przeszłości, wątek kryminalny, jak i charaktery postaci pozostawiają wiele do życzenia.
Aleks jest bardziej tkliwy niż niejedna baba (wiem, że to stereotyp, ale oddaje to, co chcę wyrazić). Kompletnie mu nie uwierzyłam - przesadnie uczuciowy, wrażliwy, szybko zaangażowany.
Julia - chwiejny charakter, dziwne myśli, nielogiczne wnioski. Brak zdecydowania, co po tych doświadczeniach, które są jej udziałem i w tym wieku, w którym jest przedstawiana uważam za ułomność.
Przedziwne, nienaturalne zbiegi okoliczności, To, że z lat szkolnych pozostają niektóre przyjaźnie, ba, nawet małżeństwa wcale mnie nie dziwi. Ale to, że większa grupa trzyma się razem, odwiedza, spotyka przy grobie kolegi, wchodzi w związki małżeńskie i romanse we własnym gronie jest kompletnie niewiarygodne.
Podsumowując - czytadło dla zabicia czasu lub przyjemności przewracania kartek - TAK, książka, którą można miło spędzić czas, zrelaksować się lub wysilić umysł, rozwiązując zagadkę kryminalną - NIE.
Julia Sarnowska, młoda wdowa, zdolna pani architekt na prośbę szkolnego kolegi wraca do Polski, by pracować przy renowacji pałacyku. Dziwnym trafem kilka z pracujących przy odnowieniu osób rozstało się z życiem. Julia poznaje na budowie Aleksa Matulisa, który wedrze się niespodziewanie w jej prywatność. Julii i Aleksowi grozi niebezpieczeństwo.
Tak wygląda zarys fabuły. Zarówno zagadka z przeszłości, wątek kryminalny, jak i charaktery postaci pozostawiają wiele do życzenia.
Aleks jest bardziej tkliwy niż niejedna baba (wiem, że to stereotyp, ale oddaje to, co chcę wyrazić). Kompletnie mu nie uwierzyłam - przesadnie uczuciowy, wrażliwy, szybko zaangażowany.
Julia - chwiejny charakter, dziwne myśli, nielogiczne wnioski. Brak zdecydowania, co po tych doświadczeniach, które są jej udziałem i w tym wieku, w którym jest przedstawiana uważam za ułomność.
Przedziwne, nienaturalne zbiegi okoliczności, To, że z lat szkolnych pozostają niektóre przyjaźnie, ba, nawet małżeństwa wcale mnie nie dziwi. Ale to, że większa grupa trzyma się razem, odwiedza, spotyka przy grobie kolegi, wchodzi w związki małżeńskie i romanse we własnym gronie jest kompletnie niewiarygodne.
Podsumowując - czytadło dla zabicia czasu lub przyjemności przewracania kartek - TAK, książka, którą można miło spędzić czas, zrelaksować się lub wysilić umysł, rozwiązując zagadkę kryminalną - NIE.
Podarunek - Cecelia Ahern
Na półce stoi już nowa książka Cecelii, uznałam zatem, że
mogę uszczuplić moje zapasy o jedną pozycję jednej z moich ulubionych autorek.
Padło na Podarunek.
Klimat książki jest wprawdzie zimowy, przedświąteczny, ale właśnie
historia zapracowanego Lou trafiła w moje ręce tym razem.
Lou jest mężem i ojcem, ale od dłuższego czasu nie poświęca
się rodzinie. Czuje, jakby tracił przy nich czas. W pogoni za pieniądzem, stanowiskiem
i sukcesem przestaje zauważać, że poza firmą jest jeszcze życie. Najchętniej
byłby w dwóch miejscach jednocześnie, ale niekoniecznie w domu.
Historia jest dosyć banalna, opowiadania przez policjanta,
który próbuje wyjaśnić młodemu chuliganowi, że w życiu są ważniejsze rzeczy niż
zawiść i chowanie urazy. Snuta jak bajka, od czasu do czasu przerywana
bieżącymi wydarzeniami.
Nie porwała mnie ta powieść. Owszem, jest przyjemna, morał
czytelny, wartości w życiu wyraźnie zaznaczone. Brakowało mi jednak spójności,
wspólnego mianownika dla historii Lou i chłopaka, który rzucał zamarzniętym
indykiem w okno (jakkolwiek by to nie zabrzmiało).
Kobiety Łazarza - Marina Stepnova
Literatura rosyjska nie jest najbardziej popularnym trendem, dlatego tym chętniej sięgnęłam po książkę, która przeniosła mnie w klimat XX-wiecznej Rosji. Trudny czas dla naszych wschodnich sąsiadów (o ile kiedykolwiek było im łatwo).
Łazarz Josifowicz Lindt jako młody chłopak trafia do domu wybitnego matematyka Siergieja Czałdanowa i pracuje jako jego asystent w instytucie. Łazarz zakochuje się w żonie Czałdanowa – Marusi. I to ona jest głównym motorem sprawczym wszystkich jego późniejszych działań i decyzji. Ta niezdrowa, niespełniona miłość każe mu w przyszłości poślubić łudząco podobną do Marusi – Gałoczkę. Gałoczka była młodziutką dziewczyną, zakochaną w swoim rówieśniku, ale zastraszona, w obawie przed skrzywdzeniem swojego narzeczonego, zgadza się wyjść za mąż za dużo starszego Łazarza. Ten był już wtedy uznanym, wybitnym fizykiem, bardzo cennym umysłem dla stalinowskiego rządu. Życie w luksusie nie rekompensuje Galinie braku miłości i staje się ona zgorzkniałą, okrutną kobietą, a pod jej skrzydła trafia potem wnuczka – ufna i pogodna Lidoczka.
Te trzy kobiety – Marusia, Galina i Lidoczka są obrazem życia Łazarza i jego naukowego świata. Wszystko na tle zmieniającej się Rosji, przemian politycznych i gospodarczych, przymusowych przesiedleń, badań naukowych, skrajnej biedy i niewyobrażalnego bogactwa. Jest w tej książce dużo pięknego wschodniego klimatu, a barwny język pokazuje bezbłędnie tamtejszą kulturę i obyczaje.
niedziela, 31 lipca 2016
Srebrna dziewczyna - Elin Hilderbrand
Urlop to zdecydowanie czas na literaturę lekką, co nie
znaczy głupią. Elin Hilderbrand jak do tej pory mnie w tej kwestii nie
zawiodła. Zatem wybór padł na błękitną okładkę Srebrnej dziewczyny.
Przyznam, że jestem nieco rozczarowana. Głównie dlatego, że
tematyka oscyluje wokół niewdzięcznego tematu afery finansowej z początku XXI
wieku, a sama autorska przyznała, że ta książka należy do tych trudniejszych.
Meredith Delinn jest żoną Frediego, który dopuścił się
oszustw finansowych, budując piramidę Ponziego, wyłudzając tym samym od inwestorów
60 mld $. Fredy zostaje skazany na 150 lat więzienia (zupełnie jak jego
pierwowzór Bernard Madoff), a Meredith ukrywa się na wyspie Nantucket u swojej
dawnej przyjaciółki Constance. W tym czasie toczy się wobec niej postępowanie
wyjaśniające, czy była zmieszana w oszustwa męża. Meredith współpracuje z
organami ścigania i prokuraturą, próbując przez to udowodnić swoją niewinność,
czy raczej nieświadomość, co do poczynań męża. Jednocześnie rozpamiętuje swoją
przeszłość, powody, dla których podejmowała życiowe decyzje.
Uśpiła mnie ta książka. Nie dlatego, że nie była ciekawa,
tylko dlatego, że nie trafiła w moje oczekiwania. Miałam nadzieję, trochę
pośmiać i odprężyć (bo tak do tej pory bywało z książkami Elin), ale tym razem po
prostu zmęczyłam się tymi wynurzeniami z przeszłości, które co gorsza nie
prowadziły do żadnych wniosków.
Kiedy odszedłeś - Jojo Moyes
Moje wakacyjne czytanie zaczęłam od książki, na którą
czekałam od lutego 2015, czyli od momentu kiedy dowiedziałam się, że Jojo
napisała dalsze losy Louisy Clark. Ale polskie wydawnictwo niespecjalnie
spieszyło się z wydaniem tej książki. Czułam, że czekają z premierą (i ze
wznowieniem I części historii Lou – Zanim się pojawiłeś) do momentu aż w kinach
pojawi się ekranizacja pierwszej części. I tak właśnie było – w ślad za
premierą kinową znalazły się w
księgarniach świeżutkie okładki filmowe Zanim się pojawiłeś i nowa książka o
Lou w pasiastych rajstopach.
Uwielbiam pióro Jojo Moyes. Uwielbiam jej humor, to że nazywa rzeczy po imieniu, używa prostych słów i tworzy doskonały klimat.
Trudno pisać o drugiej części książki, tak aby nie zdradzić tego, co najważniejsze w pierwszej (żeby nie psuć przyjemności poznawania tamtej historii tym, którzy chcieliby jeszcze przeczytać Zanim się pojawiłeś). Ale spróbuję.
Loiusa ulega wypadkowi – spada z dachu, co niesie ze sobą szereg konsekwencji. Przede wszystkim musi na jakiś czas wrócić do swojego hałaśliwego domu. Do zwariowanych rodziców, pociesznego dziadka i szczerej do bólu siostry. No i do wyrośniętego nieco siostrzeńca. W tym towarzystwie Lou próbuje dość do siebie i zacząć na nowo o sobie decydować. Wkrótce okaże się jednak, że musi zadbać nie tylko o siebie, ale również o zbuntowaną nastolatkę, która namiesza w jej życiu i za sprawą której życie kilku osób wywróci się do góry nogami.
Zakończenie nie jest przesłodzone, nie jest jednoznaczne. Jest takie jak lubię – dowcipne, zaczepne i niedopowiedziane.
To nie jest książka do płakania. Nie musi taka być. Ale jest ciepła, mądra i bardzo zabawna. A jednocześnie w piękny sposób nazywa rzeczy, o których wszyscy marzą (lub jeśli mają szczęście, już ich doświadczają) – być centrum czyjegoś wszechświata, być dla drugiej osoby tym, dla kogo ten ktoś chce żyć.
Uwielbiam pióro Jojo Moyes. Uwielbiam jej humor, to że nazywa rzeczy po imieniu, używa prostych słów i tworzy doskonały klimat.
Trudno pisać o drugiej części książki, tak aby nie zdradzić tego, co najważniejsze w pierwszej (żeby nie psuć przyjemności poznawania tamtej historii tym, którzy chcieliby jeszcze przeczytać Zanim się pojawiłeś). Ale spróbuję.
Loiusa ulega wypadkowi – spada z dachu, co niesie ze sobą szereg konsekwencji. Przede wszystkim musi na jakiś czas wrócić do swojego hałaśliwego domu. Do zwariowanych rodziców, pociesznego dziadka i szczerej do bólu siostry. No i do wyrośniętego nieco siostrzeńca. W tym towarzystwie Lou próbuje dość do siebie i zacząć na nowo o sobie decydować. Wkrótce okaże się jednak, że musi zadbać nie tylko o siebie, ale również o zbuntowaną nastolatkę, która namiesza w jej życiu i za sprawą której życie kilku osób wywróci się do góry nogami.
Zakończenie nie jest przesłodzone, nie jest jednoznaczne. Jest takie jak lubię – dowcipne, zaczepne i niedopowiedziane.
To nie jest książka do płakania. Nie musi taka być. Ale jest ciepła, mądra i bardzo zabawna. A jednocześnie w piękny sposób nazywa rzeczy, o których wszyscy marzą (lub jeśli mają szczęście, już ich doświadczają) – być centrum czyjegoś wszechświata, być dla drugiej osoby tym, dla kogo ten ktoś chce żyć.
czwartek, 28 lipca 2016
Mów do niej - Francisco Goldman
Historia prawdziwa - Francisco Goldman napisał książkę non fiction, historię swojego związku z młodziutką Aurą Estrada.
Napisał zapewne bardzo szczerze i bez wstydu. Mam jednak wielki problem z tą książką. Bo o ile rozumiem chęć spisania historii swojej miłości po śmierci ukochanej żony, to już nie rozumiem powodu wydania tych wspomnień. Szczególnie, kiedy opisuje się w negatywach jej matkę, rodzinę i nie daje się im możliwości przedstawienia swojego punktu widzenia.
Nie umiem znaleźć klucza do tej książki. Wspomnienia kręciły się bez składu po wszystkich kartach, chaotycznie i jednostronne. Aura jest idealizowana, opisywana jako, niezwykła artystka, wybitna pisarka, genialny umysł. Najpiękniejsza, najbardziej wrażliwa i najmądrzejsza. Taki wspomnieniowy ulepek.
Napisał zapewne bardzo szczerze i bez wstydu. Mam jednak wielki problem z tą książką. Bo o ile rozumiem chęć spisania historii swojej miłości po śmierci ukochanej żony, to już nie rozumiem powodu wydania tych wspomnień. Szczególnie, kiedy opisuje się w negatywach jej matkę, rodzinę i nie daje się im możliwości przedstawienia swojego punktu widzenia.
Nie umiem znaleźć klucza do tej książki. Wspomnienia kręciły się bez składu po wszystkich kartach, chaotycznie i jednostronne. Aura jest idealizowana, opisywana jako, niezwykła artystka, wybitna pisarka, genialny umysł. Najpiękniejsza, najbardziej wrażliwa i najmądrzejsza. Taki wspomnieniowy ulepek.
czwartek, 30 czerwca 2016
Koronkowa robota - Pierre Lemaitre
Zacznijmy od tego, że kiedy w ubiegłym roku Pierre Lemaitre był jednym z gości WTK, ustawiała się do niego niewyczerpana kolejka ludzi, a on z niegasnącym uśmiechem pozował do zdjęć, ściskał dłonie, podpisywał książki. Teraz, po przeczytaniu Koronkowej roboty, ta kolejka wcale mnie nie dziwi.
Detektyw Camille Verhoeven prowadzi śledztwo w sprawie brutalnego morderstwa. Angażuje swój czas i prywatność w rozwiązanie zagadki. Jednak morderca jest zawsze krok przed nim, a detektyw odkrywa tylko tyle, na ile on mu pozwala. Ale zaskoczenie finału nie polega na odkryciu kim jest zabójca. Zaskakuje przede wszystkim kunszt autora w budowaniu misternej gry, zaskakuje zderzenie z tym, co zapamiętaliśmy, uderza nieuchronność zdarzeń.
Świetna, misterna robota. I śmiem twierdzić, że tytuł nie odnosi się tylko do fabuły. Tytuł to obraz tego, co Pierre Lemaitre wydziergał na 414 stronach. Geniusz.
Detektyw Camille Verhoeven prowadzi śledztwo w sprawie brutalnego morderstwa. Angażuje swój czas i prywatność w rozwiązanie zagadki. Jednak morderca jest zawsze krok przed nim, a detektyw odkrywa tylko tyle, na ile on mu pozwala. Ale zaskoczenie finału nie polega na odkryciu kim jest zabójca. Zaskakuje przede wszystkim kunszt autora w budowaniu misternej gry, zaskakuje zderzenie z tym, co zapamiętaliśmy, uderza nieuchronność zdarzeń.
Świetna, misterna robota. I śmiem twierdzić, że tytuł nie odnosi się tylko do fabuły. Tytuł to obraz tego, co Pierre Lemaitre wydziergał na 414 stronach. Geniusz.
Taka jak ty - Maureen Lindley
Kiedy coś mnie poruszy, zaskoczy lub zainteresuje w fabule, zawsze potem przekopuję Internet, żeby dowiedzieć się skąd autor brał inspirację do napisania książki z tym wątkiem.
Tym razem zetknęłam się z niezbyt popularną informacją o Amerykańskich obozach internowania dla Japończyków. Niewiele o tym napisano, to nie jest narodowa duma Amerykanów. W 1941, po ataku na Pearl Harbor, kiedy Japonia zaczęła stanowić realne zagrożenie dla USA rząd Stanów Zjednoczonych wysłał wszystkich obywateli japońskiego pochodzenia (z domieszką japońskiej krwi w 1/16!) z zachodniego wybrzeża do obozów internowania, tutaj do Manzanaru. Wysłano tam starców, dzieci, bez znaczenia. Uznano, że mogą oni stanowić zagrożenie dla kraju.
Manzanzar to nie był obóz koncentracyjny, co nie znaczy, że warunki życia w nim były godne, a ludzie wolni. Mimo tego, że mówiono im, że obóz powstał, aby ich chronić, to zadawano sobie pytania - po co w takim razie wieżyczki strażnicze i skierowana w ich stronę broń?, czemu drut kolczasty wywinięty jest do wewnątrz?
Obóz internowania to jedyny interesujący wątek w tej książce. Satomi jest półkrwi Japonką. Jej ojciec, Amerykanin, zginął w Pearl Harbor, a ona razem z matką zostały zmuszone do wyjazdu, ich dom i ziemia zostały zaanektowane przez rząd. Satomi nigdy nie czuła się w pełni Amerykanką, ani nie czuła się Japonką. Rozdarta między dwiema kulturami, nie mogła znaleźć dla siebie miejsca. Paradoksalnie właśnie w obozie znajduje drogę dla swojej przyszłości.
Czyli generalnie nuda, z nieudolną próbą grania na emocjach.
Tym razem zetknęłam się z niezbyt popularną informacją o Amerykańskich obozach internowania dla Japończyków. Niewiele o tym napisano, to nie jest narodowa duma Amerykanów. W 1941, po ataku na Pearl Harbor, kiedy Japonia zaczęła stanowić realne zagrożenie dla USA rząd Stanów Zjednoczonych wysłał wszystkich obywateli japońskiego pochodzenia (z domieszką japońskiej krwi w 1/16!) z zachodniego wybrzeża do obozów internowania, tutaj do Manzanaru. Wysłano tam starców, dzieci, bez znaczenia. Uznano, że mogą oni stanowić zagrożenie dla kraju.
Manzanzar to nie był obóz koncentracyjny, co nie znaczy, że warunki życia w nim były godne, a ludzie wolni. Mimo tego, że mówiono im, że obóz powstał, aby ich chronić, to zadawano sobie pytania - po co w takim razie wieżyczki strażnicze i skierowana w ich stronę broń?, czemu drut kolczasty wywinięty jest do wewnątrz?
Obóz internowania to jedyny interesujący wątek w tej książce. Satomi jest półkrwi Japonką. Jej ojciec, Amerykanin, zginął w Pearl Harbor, a ona razem z matką zostały zmuszone do wyjazdu, ich dom i ziemia zostały zaanektowane przez rząd. Satomi nigdy nie czuła się w pełni Amerykanką, ani nie czuła się Japonką. Rozdarta między dwiema kulturami, nie mogła znaleźć dla siebie miejsca. Paradoksalnie właśnie w obozie znajduje drogę dla swojej przyszłości.
Czyli generalnie nuda, z nieudolną próbą grania na emocjach.
czwartek, 16 czerwca 2016
Nie lubię kotów - Katarzyna Zyskowska-Ignaciak
Zawsze kiedy wracamy z biblioteki z nową porcją książek,
moja córka przegląda, co wypożyczyłam, czyta tytuły i sprawdza liczbę
stron. Gdy wzięła do ręki tę książkę, powiedziała: „Mamo, pasuje do ciebie, bo
też nie lubisz kotów”. Odpowiedziałam, że właśnie dlatego ją wzięłam.
Jak zwykle nie czytałam opisu, nie zaglądałam do środka. Popatrzyłam tylko na okładkę, pogłaskałam książkę i pomyślałam „biorę”.
Bohaterami są mieszkańcy Warszawy, trzydziestokilkuletni, robiący karierę, układający swoje życia. Szczęśliwi, nieszczęśliwi. Podążają różnymi ścieżkami, dokonują wyborów, udają. Ich losy są ze sobą splecione, a oni sami pozamykani we własnych światach, nie dostrzegają człowieka w człowieku. Pokazują swoją powierzchowność i tyle samo dostają od innych.
Zwykle, kiedy czytam polskiego autora, szczególnie, gdy kiedy akcja rozgrywa się współcześnie, w Polsce, nie mogę odpędzić od siebie myśli o udawaniu, o sztuczności, o specyficznym klimacie polskości. A tutaj absolutne zaskoczenie. Początek wprawdzie nieco mnie znużył, trochę uśpił. Historia Wojtka nie poruszyła mnie specjalnie, nawet go nie polubiłam, ani nie próbowałam zrozumieć. Ale dalej, kiedy składałam te puzzle ludzkich życiorysów, przychodziły mi do głowy jedynie pozytywne myśli.
Zaskakująca, nietuzinkowa, mądra książka, napisana pięknym językiem pełnym metafor. Ciekawa konstrukcja, celne powiązania. Naprawdę wyjątkowa.
Jak zwykle nie czytałam opisu, nie zaglądałam do środka. Popatrzyłam tylko na okładkę, pogłaskałam książkę i pomyślałam „biorę”.
Bohaterami są mieszkańcy Warszawy, trzydziestokilkuletni, robiący karierę, układający swoje życia. Szczęśliwi, nieszczęśliwi. Podążają różnymi ścieżkami, dokonują wyborów, udają. Ich losy są ze sobą splecione, a oni sami pozamykani we własnych światach, nie dostrzegają człowieka w człowieku. Pokazują swoją powierzchowność i tyle samo dostają od innych.
Zwykle, kiedy czytam polskiego autora, szczególnie, gdy kiedy akcja rozgrywa się współcześnie, w Polsce, nie mogę odpędzić od siebie myśli o udawaniu, o sztuczności, o specyficznym klimacie polskości. A tutaj absolutne zaskoczenie. Początek wprawdzie nieco mnie znużył, trochę uśpił. Historia Wojtka nie poruszyła mnie specjalnie, nawet go nie polubiłam, ani nie próbowałam zrozumieć. Ale dalej, kiedy składałam te puzzle ludzkich życiorysów, przychodziły mi do głowy jedynie pozytywne myśli.
Zaskakująca, nietuzinkowa, mądra książka, napisana pięknym językiem pełnym metafor. Ciekawa konstrukcja, celne powiązania. Naprawdę wyjątkowa.
piątek, 10 czerwca 2016
Bez mojej zgody - Jodi Picoult
Ktoś kto poznał już trochę pióro Jodi Picoult wie, jakiej
narracji się spodziewać. Wie, że będzie poznawać emocje wielu bohaterów, ich różny
punkt widzenia. Tutaj nic nie jest czarno-białe, z gruntu moralne lub nie.
Anna jest zupełnie zdrowa, ale przez 13 lat swojego życia była wiele razy hospitalizowana i przeszła mnóstwo zabiegów. Wszystko po to, żeby ratować życie swojej starszej siostry. Anna po to się narodziła, po to została „zaprojektowana”, by pod kątem genetycznym być dla Kate w pełni zgodnym dawcą. Ale kiedy Anna ma oddać siostrze swoją nerkę, postanawia iść do prawnika i zaskarżyć rodziców o usamodzielnienie w kwestii zabiegów medycznych.
To jest główny wątek, ale nie jedyny istotny. Pojawia się też kwestia buntu, bycia niewidzialnym dla rodziców, stara niepełniona miłość, ucieczka przed uczuciami w imię wyższego dobra, brak pogodzenia się ze śmiercią i wiele innych wątków, które budują tę piękną historię.
Uwielbiam taki sposób opowiadania, który pozwala mi zaglądać w myśli i emocje różnych osób, kiedy muszę postawić swoją moralność obok ich wielkich dylematów. Teoretycznie wiem, co zrobiłabym w podobnej sytuacji. Ale to tylko teoria. I obym nigdy nie musiała stanąć przed takim wyborem, jak bohaterowie powieści.
Nie byłam jakoś specjalnie zaskoczona rozstrzygnięciami i zwrotami akcji, ale mimo to uważam, że to jedna z bardziej poruszających książek, jakie czytałam. A to za sprawą trudnej tematyki i genialnego stylu autorki.
Anna jest zupełnie zdrowa, ale przez 13 lat swojego życia była wiele razy hospitalizowana i przeszła mnóstwo zabiegów. Wszystko po to, żeby ratować życie swojej starszej siostry. Anna po to się narodziła, po to została „zaprojektowana”, by pod kątem genetycznym być dla Kate w pełni zgodnym dawcą. Ale kiedy Anna ma oddać siostrze swoją nerkę, postanawia iść do prawnika i zaskarżyć rodziców o usamodzielnienie w kwestii zabiegów medycznych.
To jest główny wątek, ale nie jedyny istotny. Pojawia się też kwestia buntu, bycia niewidzialnym dla rodziców, stara niepełniona miłość, ucieczka przed uczuciami w imię wyższego dobra, brak pogodzenia się ze śmiercią i wiele innych wątków, które budują tę piękną historię.
Uwielbiam taki sposób opowiadania, który pozwala mi zaglądać w myśli i emocje różnych osób, kiedy muszę postawić swoją moralność obok ich wielkich dylematów. Teoretycznie wiem, co zrobiłabym w podobnej sytuacji. Ale to tylko teoria. I obym nigdy nie musiała stanąć przed takim wyborem, jak bohaterowie powieści.
Nie byłam jakoś specjalnie zaskoczona rozstrzygnięciami i zwrotami akcji, ale mimo to uważam, że to jedna z bardziej poruszających książek, jakie czytałam. A to za sprawą trudnej tematyki i genialnego stylu autorki.
A ponieważ wydanie tej książki jest z filmową okładką, wspomnę tylko, że po przeczytaniu powieści, obejrzałam też film. W konfrontacji ze słowem pisanym wygląda blado - temat został totalnie spłaszczony, wiele ważnych kwestii pominiętych, a radosna muzyka kompletnie nie pasowała do obrazu. Zdecydowanie 1:0 dla książki.
piątek, 27 maja 2016
Zdarzyła się miłość - Elizabeth Berg
Dużo łatwiej jest pisać, kiedy książka wzbudza emocje – jakiekolwiek.
Jeśli zachwyca, to słowa same wskakują pod palce, uciekają myśli z głowy i
trzeba je chwytać, żeby nie uleciały, żeby zapisały się na kartce lub ekranie.
Jeśli jakaś historia nie przypadnie mi do gustu, mogę bez większego wysiłku ją skrytykować,
w całości lub w jakiejś części. Gorzej, jeśli nic we mnie nie drgnęło. Wtedy najczęściej
rozmyślam, od czego zacząć, szukam punktu zaczepienia, czegoś co by mi się choć
trochę podobało lub czegoś, co zapamiętałam, jako negatywną emocję.
No i teraz jest właśnie taki moment, że nie mogę sobie
przypomnieć o czym czytałam.
John i Irene byli małżeństwem, mimo że żadne z nich nie szło
do ołtarza z pełnym przekonaniem o słuszności swojej decyzji. Po 8 latach
rozwiedli się i zamieszkali z dala od siebie. Ich córka Sadie musiała zmierzyć
się z tym rozstaniem. Teraz ma już 18 lat i przechodzi (spóźniony moim zdaniem)
okres buntu. Jest dobrym dzieckiem, ale właśnie przyszła jej ochota zrobić coś,
czego rodzice by nie pochwalali. W wyniku zbiegu okoliczności Sadie podejmuje decyzję,
która determinuje całe jej późniejsze życie. Rodzice muszą podjąć wspólne
działania, by zawrócić córkę ze „złej drogi” lub okazać jej wsparcie.
Trochę nijaka jest ta książka. O ile początkowo wydawała się
ciekawa i rozwój wypadków był dość dynamiczny, to potem okazało się, że autorka
miała zupełnie inny pomysł na tę historię, niż by wskazywały na to wstępne
rozdziały. Chodziło jedynie o doprowadzenie do punktu zwrotnego z życiu
bohaterów. I w tym właśnie momencie mój entuzjazm został zabity i nie miałam
już tak dobrego nastawienia. Bohaterowie zaczęli mnie męczyć, a ich życie
nudzić. Szkoda.
środa, 25 maja 2016
Dziewczyna z pociągu - Paula Hawkins
To nie jest #ostatnioprzeczytane, ponieważ tym razem wysłuchałam
audiobooka. Nie wiem, jak to napisać, żeby było o książce, bo wpływ na moją
opinię ma również interpretacja Karoliny Gruszki.
Może od początku. Uważam, że książki są do czytania. Oczami.
Oczywiście gdybym straciła wzrok, prawdopodobnie słuchałabym audiobooki bez
przerwy, ale póki widzę – wolę czytać. Audiobook tylko w jednym aspekcie
przewyższa książkę: można go słuchać przesiadając się z metra do autobusu, w
czasie podlewania ogródka czy mycia podłogi. Bez przerwy. Nie widzę i nie
słyszę więcej zalet.
To było dziwne doświadczenie, słuchać czyjegoś głosu,
beznamiętnego i przyciszonego. Denerwowałam się, kiedy Karolina Gruszka niewłaściwie
(w moim odczuciu) akcentowała niektóre słowa, zdania lub kiedy czytała zbyt
wolno w sytuacji, gdy rozwój wypadków wymuszał inne tempo.
Nie wiem, ile fragmentów przespałam. I nie dlatego, że
nudziła mnie treść, tylko dlatego, że słuch nie jest tym zmysłem, poprzez który
wchodzę w jakąś historię. Wiem natomiast, że wiele razy musiałam się cofać,
żeby usłyszeć raz jeszcze, czyimi słowami przemawia autorka, czyja relacja jest
mi przedstawiana. Kompletnie pogubiłam się w datach. Nawet nie próbowałam tego ogarnąć.
Przestałam zwracać uwagę na chronologię, bo i tak nie dałabym rady zapamiętać,
o jakim dniu był poprzedni rozdział i czy kolejny jest retrospekcją czy dalszym
ciągiem. Tyle w temacie audiobooka.
Trudno się czyta książkę, która jest bardzo popularna, o której
powiedziano i napisano wiele zachwytów. Oczywiście są też zdania negatywne – że
infantylna, przewidywalna, nudna i że główna bohaterka jest denerwująca. Trudno
jest oderwać się od tych wszystkich opinii, mieć naprawdę swoje zdanie.
Rachel codziennie jeździ tym samym pociągiem – dwa razy
dziennie, o stałej porze. Pociąg zatrzymuje się przed semaforem, prawie zawsze,
i Rachel może obserwować domy położone niedaleko torów. I ludzi, którzy w nich
mieszkają. Wydaje jej się, że ich zna. Układa historię ich życia, zazdrości im
i chciałaby wieść takie szczęśliwe życie, jak oni. Pewnego dnia widzi z pociągu
coś, co nie powinno się zdarzyć. Nie w tym idealnym świecie, którzy stworzyła
we własnej głowie. Nagle Rachel staje się częścią życia ludzi, których
obserwowała, bo tylko ona może pomóc rozwikłać zagadkę zaginięcia Megan.
Lubię takie książki, w których jest wąska grupa bohaterów i
powoli można poznawać ich sekrety, przeszłość, prawdziwą tożsamość. Bez
zbędnych postaci, opisów, historii, które nic nie wnoszą do zasadniczego wątku.
Tutaj wszystko jest jak należy i z każdym krokiem odkrywamy kolejne karty. Dobrze,
że nie ma krystalicznych, idealnych osób. Każdy ma swoją ciemną stronę i nikt
nie jest przedstawiany bezkrytycznie.
Trochę kuleje zakończenie. Rozumiem chęć ostatecznej
konfrontacji, ale przeszkadza mi naiwność ostatnich scen. Oczywiście nie będę
wchodzić w szczegóły.
Generalnie – nie jestem może zachwycona (w dużej mierze
winię za to formę, w jakiej odebrałam tę książkę), ale też nie przyłączę się do
krytycznych głosów mówiących, że historia jest nudna i banalna. Zaciekawiły
mnie zarówno kontekst psychologiczny, jak i kryminalny. Dla mnie duży pozytyw.
czwartek, 19 maja 2016
W sieci tajemnic - Pam Jenoff
Przyszedł czas na ponowne spotkanie z Jordan – dziewczyną,
która po 10 latach wróciła do Londynu, żeby odkryć tajemnicę swojego chłopaka z
czasów studiów. Tym razem towarzyszymy Jordan w podróży po Europie, kiedy ściga
Nicole, zajmującą się handlem nielegalnym winem. Nicole ma informacje, na
których zależy Jordan. A to pomoże jej pozamykać wszystkie drzwi przeszłości. W
pościgu towarzyszy jej Aaron, tajemniczy Izraelczyk.
Słabo to wszystko wypadło. O ile pierwsza część, czyli
Prawie w domu dosyć mnie zaciekawiła, to tym razem miałam wrażenie, że
pomyliłam gatunki. Wyszło z tego takie zwykłe romansidło z jakąś „tajemnicą” w
tle. Skomplikowana historia nazistowskiego wina, przedziwne postaci, nierealne
zbiegi okoliczności, totalna nonszalancja Jordan, która przecież była agentem
wywiadu, więc ograniczone zaufanie powinna mieć we krwi. Rozczarowała mnie ta
bohaterka – podejmowała irracjonalne decyzje, dawała się prowadzić za rączkę,
jak przedszkolak i pozwalała wymknąć się tej, którą ścigała. O ile poprzednio
Jordan wzbudziła moją sympatię, tak tym razem tylko mnie denerwowała.
czwartek, 12 maja 2016
Kiedy moja siostra śpi - Barbara Delinsky
Ile wiemy o sobie nawzajem? W rodzinie, w kręgach
przyjaciół, w związku? Czasem wydaje się, że ktoś jest nam bardzo bliski, że
powierza nam swoje sekrety i że znamy go na wylot. Okazuje się jednak, że każdy
ma swoje tajemnice, swój intymny świat przeżyć, do którego nie chce nikogo wpuszczać.
Bez wyjątków. Czasem jednak trzeba zajrzeć w bardzo osobistą przestrzeń
drugiego człowieka, żeby umieć spojrzeć na siebie i świat jego oczami.
Robin Snow jest biegaczką, a jej siła charakteru i
determinacja przynoszą jej sukcesy. Życie jej siostry Molly i całej rodziny
podporządkowane jest karierze Robin. Wszystko kręci się wokół niej. Mimo
silnych więzi w tej rodzinie pojawia się zazdrość, znużenie, bunt
przeciwko obowiązującym zasadom. Wszystko zmienia się kiedy Robin w trakcie treningu
przechodzi zawał, wskutek czego zapada w śpiączkę. Kiedy Robin śpi, jej rodzina
musi zmierzyć się z wieloma tragicznymi przeżyciami i emocjami. Muszą określić
co jest dobre dla nich, a czego chciałaby Robin i muszą podjąć decyzje, które
wpłyną na życie całej rodziny.
Warsztatowo ta książka nie porywa, ale historia jest dość
spójna i wystarczająco wiarygodna, żeby ją polubić, żeby chcieć spróbować wejść
w buty bohaterów. Właściwie niczego tu nie brakuje poza falą, która by niosła
czytelnika do finału, sposobu narracji, który podnosiłby poziom emocji i rozbudzał
ciekawość – co będzie dalej?
sobota, 30 kwietnia 2016
Muzyka ciszy - Andrea Bocelli
Czytając, zastanawiałam się, czy każdy kto jest znany,
popularny musi koniecznie napisać książkę? Co jest impulsem do takiej decyzji –
pieniądze, chęć pozostawiania po sobie werbalnego śladu, czy przekonanie, że
się potrafi pisać? A nie każdy potrafi. Takim przykładem jest Andrea Bocelli,
który w postaci Amosa Bardiego opisał siebie w okresie dzieciństwa, młodości, aż
do chwili, kiedy stał się sławny.
To mogła być świetna książka, bo życie takiego utalentowanego dziecka pochodzącego z prostej rodziny musiało być ciekawe. Jednak lepiej by było, gdyby Bocelli powierzył napisanie swojej biografii komuś, kto zwyczajnie potrafi słuchać i pisać.
Problem nie leży ani w braku obiektywizmu, ani w tym, że autor
nie potrafi patrzeć na siebie z dystansu. Problem w tym, że ta autobiografia
jest składanką z luźnych myśli, zbyt szczegółowych opisów, detali. Biorąc do
ręki tę książkę i mając świadomość, że pisał ją sam Bocelli, miałam nadzieję na
piękną podróż we wspomnienia niewidzącego chłopca, który w muzyce odnalazł
drogę do swojego szczęścia. A po przeczytaniu książki, nie mam pojęcia, czy
młody Andrea chciał związać swoją przyszłość z muzyką, czy nie. Bo choć rodzice
szybko odkryli jego genialny słuch muzyczny, a on są uwielbiał operę, autor utrzymuje,
że robił wszystko, żeby nie związać swojej przyszłości ze śpiewem. A jednak, w
którymś momencie wziął udział w konkursie piosenki i wyjechał na festiwal do
San Remo. Wtedy niespodziewanie dla mnie okazało się, że zarówno on, jak i jego
ojciec, marzyli o karierze muzyka.
Chciałabym pominąć tutaj prosty język, zwracanie się do
czytelnika i brak spójności opowieści, jednak tak bardzo mi to przeszkadzało,
że muszę o tym wspomnieć.To mogła być świetna książka, bo życie takiego utalentowanego dziecka pochodzącego z prostej rodziny musiało być ciekawe. Jednak lepiej by było, gdyby Bocelli powierzył napisanie swojej biografii komuś, kto zwyczajnie potrafi słuchać i pisać.
środa, 20 kwietnia 2016
Co zrobisz, gdy umrę? - Nicci French
To miał być thriller psychologiczny. No cóż, psychologiczna
warstwa mocno zaakcentowana, ale wątek kryminalny żaden.
Mąż Ellie ginie w wypadku, a razem z nim w spalonym
samochodzie znajduje się ciało kobiety. Policja zamyka sprawę, kwalifikując ją
jako wypadek komunikacyjny, a wszyscy znajomi uznają, że Greg miał romans.
Ellie nie wierzy w zdradę męża i próbuje dowiedzieć się, kim była Milena i co
ją łączyło z Gregiem.
Przeżywanie żałoby, niemożność pogodzenia się ze śmiercią
ukochanej osoby, ufność we własne małżeństwo – to wszystko zostało bardzo
zgrabnie ubrane w słowa. Uwierzyłam Ellie, kiedy nie płakała po śmierci męża,
bo nie dopuszczała do siebie wiadomości o tym, że jego już nie ma. Uwierzyłam,
kiedy chciała walczyć o dobrą pamięć o nim. Natomiast zagadka, która była do
rozwiązania zupełnie mnie nie zainteresowała. Ani to kim była Milena, ani to,
co ją łączyło z Gregiem, ani to w jaki sposób Ellie dotrze do prawdy. I
zupełnie mnie nie zainteresowało, jaka ta prawda jest.
Nie wiem w jaki sposób autorski duet (Nicci Gerard i Sean French) komunikuje swoje
pomysły, w jaki sposób znajdują porozumienie w kwestii poprowadzenia wątłej
nici śledztwa przez labirynt niedopowiedzeń. W każdym razie miałam wrażenie, że
to wszystko rozmyło się w przeżywaniu i rozmyślaniach bohaterki. Zachwiały się
proporcje pomiędzy tym, co nadaje powieści tempo, a tym co każe się
czytelnikowi zatrzymać. Brakuje tu spójności i kontynuacji wątków, rozwinięcia
myśli.
Subskrybuj:
Posty (Atom)