Zbiór opowiadań o kobietach, siostrach, żonach. O ich pragnieniach, spostrzeżeniach i tęsknotach. I to tyle, jak dla mnie.
Oj, ciężko czytało mi się tę lekturę. Tak dzieje się zawsze, gdy trafi w moje ręce książka "za bardzo o niczym". W ten sposób nazywam wszystkie te lektury, w których nie ma treści, nie ma historii, tylko jakieś tam przemyślenia, zbiór słów, bez początku, środka, końca. W Siostro, siostro jest kilka ciekawych fragmentów, kilka dobrze zapowiadających się obrazów. I to wszystko. Na obietnicy dobrej książki się skończyło. Ale najciekawsze, że w samej treści znalazłam doskonałe zdanie na recenzję: grube książki lubiłam szczególnie, bo cienkie czytałam jednym tchem, nie zdążając się w nich rozsmakować, grube natomiast samym swoim wyglądem pieściły wyobraźnię, obiecując głębokie, niemal narkotyczne zanurzenie w ufnie otwarte przede mną cudze życie. I właśnie dlatego forma literatury, jaką są opowiadania nie przemawia ani do mojej wyobraźni, ani do mojego czytelniczego serca. Zanim wejdę po kolana w jakąś opowieść, to ona już się kończy, urywa. Już jej nie ma, zanim na dobre zamieszka w mojej głowie.
Ostatnio przeczytane
niedziela, 15 grudnia 2013
piątek, 18 października 2013
Bliżej słońca - Richard Paul Evans
Po poprzedniej lekturze doszłam do wniosku, że muszę zmienić na trochę tematykę, bo ostatnio czytam tylko o morderstwach, gwałtach i dziwnej naturze psychopatów. Z pewną taką nieśmiałością wyciągnęłam z półki Bliżej słońca R.P. Evansa (wcześniej wydane jako Słonecznik). Moje pierwsze spotkanie z tym pisarzem nie było udane, ale tym razem jestem bardzo pozytywnie zaskoczona.
Paul Cook, amerykański lekarz, prowadzi w Peru sierociniec. Trafił tam po tym, jak pewna świąteczna noc spędzona w szpitalu zaważyła na jego karierze. Christina natomiast wyrusza do amazońskiej dżungli za namową przyjaciółki. Wolontariat ma ją wyzwolić ze złych emocji po bolesnym rozstaniu i nauczyć spontaniczności w życiu.
Przyznam szczerze, że nie mogłam się oderwać. Czytało się świetnie, lekko, kolejne strony wzbudzały moją ciekawość. Stopniowo budowane napięcie między dwojgiem ludzi, niebanalnie, delikatnie, bez szału namiętności. Pięknie po prostu. A przy okazji trochę humoru i bardzo dużo mądrych słów, sentencji, wartych zapamiętania. Choćby okładkowe Najlepszym lekarstwem na złamane serce jest oddać je innym czy patetyczne, ale prawdziwe Miłość jest silniejsza od bólu.
Paul Cook, amerykański lekarz, prowadzi w Peru sierociniec. Trafił tam po tym, jak pewna świąteczna noc spędzona w szpitalu zaważyła na jego karierze. Christina natomiast wyrusza do amazońskiej dżungli za namową przyjaciółki. Wolontariat ma ją wyzwolić ze złych emocji po bolesnym rozstaniu i nauczyć spontaniczności w życiu.
Przyznam szczerze, że nie mogłam się oderwać. Czytało się świetnie, lekko, kolejne strony wzbudzały moją ciekawość. Stopniowo budowane napięcie między dwojgiem ludzi, niebanalnie, delikatnie, bez szału namiętności. Pięknie po prostu. A przy okazji trochę humoru i bardzo dużo mądrych słów, sentencji, wartych zapamiętania. Choćby okładkowe Najlepszym lekarstwem na złamane serce jest oddać je innym czy patetyczne, ale prawdziwe Miłość jest silniejsza od bólu.
Nostalgia anioła - Alice Sebold
Długo szukałam tej książki. Kiedy wreszcie zdobyłam ją z drugiej ręki nie mogłam się doczekać, kiedy po nią sięgnę. I mimo że postawiłam ją na swojej półce "książek do przeczytania" na jakimś 6 czy 7 miejscu w kolejce, to nie mogłam się powstrzymać.
Zanim ją kupiłam, zanim spojrzałam na pierwsze litery, dużo o niej wiedziałam. Za dużo. To mi odebrało całą przyjemność czytania.
Susie Salmon zostaje zgwałcona i zamordowana przez swojego sąsiada. Trafia do własnego nieba, skąd może obserwować swoich bliskich, gdzie może mieć wszystko czego zapragnie. Możliwe jest wszystko oprócz powrotu na ziemię.
Susie jest cudowna - zabawna, szczera, mądra, ale nie przemądrzała. Opowiada nam historię swojej rodziny, bliskich, przyjaciół. Zmaga się z pragnieniem zemsty, ewoluuje poprzez żal, gniew, poprzez strach, troskę aż do radości, wybaczenia, wyzwolenia.
Książka jest niewątpliwie perełką, ale ani mnie nie wzruszyła, ani specjalnie nie poruszyła. Składam to na karb własnej świadomości - za dużo o niej wiedziałam, żeby czuć się zaskoczoną w jakimkolwiek momencie. Szkoda.
Zanim ją kupiłam, zanim spojrzałam na pierwsze litery, dużo o niej wiedziałam. Za dużo. To mi odebrało całą przyjemność czytania.
Susie Salmon zostaje zgwałcona i zamordowana przez swojego sąsiada. Trafia do własnego nieba, skąd może obserwować swoich bliskich, gdzie może mieć wszystko czego zapragnie. Możliwe jest wszystko oprócz powrotu na ziemię.
Susie jest cudowna - zabawna, szczera, mądra, ale nie przemądrzała. Opowiada nam historię swojej rodziny, bliskich, przyjaciół. Zmaga się z pragnieniem zemsty, ewoluuje poprzez żal, gniew, poprzez strach, troskę aż do radości, wybaczenia, wyzwolenia.
Książka jest niewątpliwie perełką, ale ani mnie nie wzruszyła, ani specjalnie nie poruszyła. Składam to na karb własnej świadomości - za dużo o niej wiedziałam, żeby czuć się zaskoczoną w jakimkolwiek momencie. Szkoda.
Skąd wieje wiatr - Maja Margasińska
Nieczęsto czytam polską literaturę, a po nowe nazwiska sięgam z prawdziwą obawą. Nie wiem skąd to się bierze. Może stąd, że lubię wracać do tych, którzy mnie zachwycili, a inni, z którymi się zetknęłam albo piszą o niczym, albo o wiejskiej sielance.
Skąd wieje wiatr jest zgoła odmienne. Kilka kobiet i ich wspólny mianownik - zaginiony Alek. Milena spodziewa się dziecka, a jej mąż przeżywa fascynację Julią. Julia jest samotną matką, która uciekła z toksycznego związku. Zaborcza wobec Alka Ola, która dopiero po jego zniknięciu odkrywa kim naprawdę jest. I Lena, tajemnicza kobieta, pisząca listy, która jest łącznikiem między wszystkimi tymi kobietami.
Na początku uderzyło mnie jak celnie i precyzyjnie autorka nazywa to, co wiele kobiet przeżywa w swoich domach - rutynę w małżeństwie, lęk przed samotnością, ciemne strony macierzyństwa. Potem szłam za wątkiem zaginionego Alka - kim był i kim był dla Oli, Julii, co łączy go z Mileną. Świat rzeczywisty dzieje się równolegle ze światem magicznym, od czasu do czasu przenikając się wzajemnie.
Szkoda tylko, że realizm magiczny w tej książce został tak dosłownie zepchnięty w sferę snów. A przecież powinien współistnieć na tych samych prawach co rzeczywistość.
Skąd wieje wiatr jest zgoła odmienne. Kilka kobiet i ich wspólny mianownik - zaginiony Alek. Milena spodziewa się dziecka, a jej mąż przeżywa fascynację Julią. Julia jest samotną matką, która uciekła z toksycznego związku. Zaborcza wobec Alka Ola, która dopiero po jego zniknięciu odkrywa kim naprawdę jest. I Lena, tajemnicza kobieta, pisząca listy, która jest łącznikiem między wszystkimi tymi kobietami.
Na początku uderzyło mnie jak celnie i precyzyjnie autorka nazywa to, co wiele kobiet przeżywa w swoich domach - rutynę w małżeństwie, lęk przed samotnością, ciemne strony macierzyństwa. Potem szłam za wątkiem zaginionego Alka - kim był i kim był dla Oli, Julii, co łączy go z Mileną. Świat rzeczywisty dzieje się równolegle ze światem magicznym, od czasu do czasu przenikając się wzajemnie.
Szkoda tylko, że realizm magiczny w tej książce został tak dosłownie zepchnięty w sferę snów. A przecież powinien współistnieć na tych samych prawach co rzeczywistość.
Dubler - David Nicholls
Stephen C. McQueen jest aktorem z raczej miernym dorobkiem, ciągle czekającym na swoją wielką szansę. Zwykle gra ciała ofiar i pełnym przebraniu występuje jako wiewiórka w programie dla dzieci. Jego szansą na wielką karierę jest obsadzenie go w roli dublera dla wielkiej gwiazdy West Endu - Josha Harpera. Czeka tylko aż Joshowi coś się stanie i będzie mógł wyjść na scenę...
Talent Davida Nichollsa jest niepodważalny i niezaprzeczalny. Historia pełna humoru, słodko-gorzkiego smaku autoironii, w wykonaniu głównego bohatera. Nie wiem, jak to się robi, ale ta książka jest zupełnie inna niż Jeden dzień, który czytałam poprzednio. Inny sposób narracji, inna dawka humoru, inny język. Z całą pewnością jest to jedna z najlepszych książek, jakie miałam w ręku, chociaż straciłam nieco przyjemności z lektury, spodziewając się fajerwerków humoru. Okładka książki krzyczy, że "będę śmiała się w głos". Owszem, zdarzyło się parę razy, ale niestety nie cały czas, chociaż poczucie humoru Stephena jest mi bardzo bliskie. Niestety dla mnie, spodziewałam więcej po przeczytaniu "okładkowej reklamy".
Talent Davida Nichollsa jest niepodważalny i niezaprzeczalny. Historia pełna humoru, słodko-gorzkiego smaku autoironii, w wykonaniu głównego bohatera. Nie wiem, jak to się robi, ale ta książka jest zupełnie inna niż Jeden dzień, który czytałam poprzednio. Inny sposób narracji, inna dawka humoru, inny język. Z całą pewnością jest to jedna z najlepszych książek, jakie miałam w ręku, chociaż straciłam nieco przyjemności z lektury, spodziewając się fajerwerków humoru. Okładka książki krzyczy, że "będę śmiała się w głos". Owszem, zdarzyło się parę razy, ale niestety nie cały czas, chociaż poczucie humoru Stephena jest mi bardzo bliskie. Niestety dla mnie, spodziewałam więcej po przeczytaniu "okładkowej reklamy".
Lawendowe pola - Jennifer Grenne
Miałam nadzieję na przyjemną historię o miłości, o spokoju, o spełnionych marzeniach. Zetknęłam się z marnym romansidłem, bez wyrazu i z papierowymi postaciami. Niewarte uwagi i czasu.
Trzy siostry, które po latach wracają do rodzinnego domu odnajdują miłość i pasję w miejscu, w którym się wychowały. Jedna po drugiej. Jakie to słodkie...
Trzy siostry, które po latach wracają do rodzinnego domu odnajdują miłość i pasję w miejscu, w którym się wychowały. Jedna po drugiej. Jakie to słodkie...
Córeczka - Alice Sebold
Książka zdecydowanie niewakacyjna, ale warta przeczytania.
Helen zabija swoją matkę. Potem próbuje dociec dlaczego to zrobiła, co było powodem, zastanawia się, czy miała prawo, podejmuje masę irracjonalnych decyzji, plącze się w swoich rozmyślaniach, usprawiedliwia się i potępia.
Rzecz dzieje się w ciągu 48 godzin. Poznajemy wszystkie myśli Helen, jej wspomnienia mieszają się z teraźniejszymi rozważaniami. Czasem w to co tu i teraz wplata się jedna myśl, jedno zdanie z przeszłości. Luźno płynące słowa, obrazy, wspomnienia. A wszystko to buduje nam obraz nieszczęśliwej kobiety. Jej matka, ojciec, środowisko, w którym żyje - wszyscy są współodpowiedzialni za jej czyny i decyzje. Niezależnie od tego, gdzie będziemy mieszkać, z kim żyć, dokąd uciekniemy - i tak nie uwolnimy się od naszej matki, od ojca, od tego, czym przesiąkliśmy. Nasze matki wpoiły się w nas i my wpajamy się w nasze dzieci. Ta książka przypomniała mi, że wszystko co mówię i robię ma wpływ na charakter moich dzieci, na to co "w sobie" wyniosą z domu, czym nasiąkną. Ważna myśl. Obym jej nie zapomniała.
Helen zabija swoją matkę. Potem próbuje dociec dlaczego to zrobiła, co było powodem, zastanawia się, czy miała prawo, podejmuje masę irracjonalnych decyzji, plącze się w swoich rozmyślaniach, usprawiedliwia się i potępia.
Rzecz dzieje się w ciągu 48 godzin. Poznajemy wszystkie myśli Helen, jej wspomnienia mieszają się z teraźniejszymi rozważaniami. Czasem w to co tu i teraz wplata się jedna myśl, jedno zdanie z przeszłości. Luźno płynące słowa, obrazy, wspomnienia. A wszystko to buduje nam obraz nieszczęśliwej kobiety. Jej matka, ojciec, środowisko, w którym żyje - wszyscy są współodpowiedzialni za jej czyny i decyzje. Niezależnie od tego, gdzie będziemy mieszkać, z kim żyć, dokąd uciekniemy - i tak nie uwolnimy się od naszej matki, od ojca, od tego, czym przesiąkliśmy. Nasze matki wpoiły się w nas i my wpajamy się w nasze dzieci. Ta książka przypomniała mi, że wszystko co mówię i robię ma wpływ na charakter moich dzieci, na to co "w sobie" wyniosą z domu, czym nasiąkną. Ważna myśl. Obym jej nie zapomniała.
Jezioro marzeń - Kim Edwards
Ojciec Lucy utonął w jeziorze. Dziewczyna, myśląc, że mogła temu zapobiec, z poczuciem winy ucieka - wyjeżdża na studia, do pracy na innym kontynencie, żyje z dala od domu. Za namową swojego chłopaka Lucy wraca na jakiś czas i przypadkowo na poddaszu znajduje list i dziecięcy kocyk z księżycowym motywem. Jest to początek nici, która prowadzi ją do odkrycia tajemnic rodziny i prawdy o wypadku ojca.
Początkowo powieść mnie zaskoczyła. Nie fabułą bynajmniej, ale stylem - szczegółowym opisem miejsc, przedmiotów i ludzi. Dawno nie czytałam książki tak barwnej i pełnej porównań. Musiałam przestawić się na taki styl, ale przyszło mi to bez trudu.
Historia opisana w książce jest ciekawa i wielowątkowa, ale niestety nie jest zaskakująca ani trzymająca w napięciu. Odkrywanie kolejnych elementów układanki przychodzi Lucy z zadziwiającą łatwością. Przypadkowe spotkania, zadziwiające zbiegi okoliczności, właściwi ludzie we właściwych miejscach, a na koniec listy, które wyjaśniają wiele wątków. Chronologicznie. Pewne zdarzenia i rozwiązania zbyt łatwe do przewidzenia. Niewiele zaskoczeń.
Ostatnią rzeczą, która niezwykle utrudniała czytanie, tym bardziej, że wszyscy mężczyźni z rodziny noszą te same imiona, to skomplikowane koligacje rodzinne - stryjeczny wuj matki ze strony dziadka, córka kuzyna prababci od strony ojca, itd., itp. Dopiero drzewa genealogiczne na końcu książki cokolwiek rozjaśniają.
Krótko mówiąc - lektura przyjemna, ale bez szału
Początkowo powieść mnie zaskoczyła. Nie fabułą bynajmniej, ale stylem - szczegółowym opisem miejsc, przedmiotów i ludzi. Dawno nie czytałam książki tak barwnej i pełnej porównań. Musiałam przestawić się na taki styl, ale przyszło mi to bez trudu.
Historia opisana w książce jest ciekawa i wielowątkowa, ale niestety nie jest zaskakująca ani trzymająca w napięciu. Odkrywanie kolejnych elementów układanki przychodzi Lucy z zadziwiającą łatwością. Przypadkowe spotkania, zadziwiające zbiegi okoliczności, właściwi ludzie we właściwych miejscach, a na koniec listy, które wyjaśniają wiele wątków. Chronologicznie. Pewne zdarzenia i rozwiązania zbyt łatwe do przewidzenia. Niewiele zaskoczeń.
Ostatnią rzeczą, która niezwykle utrudniała czytanie, tym bardziej, że wszyscy mężczyźni z rodziny noszą te same imiona, to skomplikowane koligacje rodzinne - stryjeczny wuj matki ze strony dziadka, córka kuzyna prababci od strony ojca, itd., itp. Dopiero drzewa genealogiczne na końcu książki cokolwiek rozjaśniają.
Krótko mówiąc - lektura przyjemna, ale bez szału
Jedz, módl się, kochaj - Elizabeth Gilbert
Autobiograficzna powieść Elizabeth Gilbert, przedstawiająca rok z jej życia (plus kilka retrospekcji), kiedy to postanowiła zawalczyć o siebie i znaleźć równowagę między umysłem a sercem. Po ciężkim, długotrwającym rozwodzie Liz postanawia spędzić rok w trzech "I" - Italii, Indiach i Indonezji. W dużym uproszczeniu - we Włoszech spełnia jedno ze swoich marzeń i uczy się języka, poznaje ludzi i nowe smaki. W Indiach przez 4 miesiące mieszka w aśramie, gdzie medytuje i szuka Boga. A w Indonezji jest tak po prostu, bo chciała tam wrócić i tam właśnie osiąga taki rodzaj samoświadomości, który pozwala jej żyć dalej w zgodzie ze sobą, ludźmi i światem.
Książka wyjątkowo wartościowa, mądra i głęboka. Z kilkoma zabawnymi scenami i jedną wzruszającą. Niby wszystko jest ok, ale... No właśnie ALE. Język i styl pisania ciężki, twardy, mało plastyczny. Sztuczna konstrukcja powieści, gdzie każda z części podzielona na 36 rozdziałów. Autorka w prologu wyjaśnia skąd taki pomysł, ale mimo to niekiedy miałam wrażenie, że dany rozdział nie ma uzasadnienia w treści. Ot, stworzony, żeby matematyka się zgadzała.
No i ostatnia, albo może pierwsza, kwestia, która spowodowała, że czytało mi się ciężko. Zwracanie się bezpośrednio do czytelnika: A teraz drogi czytelniku poczytaj sobie o tym, jakie moje życie jest interesujące, bo twoje na pewno jest nudniejsze. Oczywiście nie dosłownie, ale zwracanie się do mnie w treści historii wyrywa mnie ze świata powieści i drażni, przeszkadza.
Książka wyjątkowo wartościowa, mądra i głęboka. Z kilkoma zabawnymi scenami i jedną wzruszającą. Niby wszystko jest ok, ale... No właśnie ALE. Język i styl pisania ciężki, twardy, mało plastyczny. Sztuczna konstrukcja powieści, gdzie każda z części podzielona na 36 rozdziałów. Autorka w prologu wyjaśnia skąd taki pomysł, ale mimo to niekiedy miałam wrażenie, że dany rozdział nie ma uzasadnienia w treści. Ot, stworzony, żeby matematyka się zgadzała.
No i ostatnia, albo może pierwsza, kwestia, która spowodowała, że czytało mi się ciężko. Zwracanie się bezpośrednio do czytelnika: A teraz drogi czytelniku poczytaj sobie o tym, jakie moje życie jest interesujące, bo twoje na pewno jest nudniejsze. Oczywiście nie dosłownie, ale zwracanie się do mnie w treści historii wyrywa mnie ze świata powieści i drażni, przeszkadza.
Pewnego dnia - Emily Giffin
Dla podreperowania mojego zdrowia psychicznego po Portierze, sięgnęłam po niezawodną Emily. I tym razem wpadłam w wykreowany przez nią świat. Z przyjemnością.
Marianne jest 36-letnią kobietą sukcesu. Pochodzi z bogatej rodziny, jest dobrze wykształcona, robi to co kocha i dostaje za to niezłe pieniądze. A do tego ma idealnego faceta, który tymczasowo nie chce się z nią ożenić. Jest to jedyny problem w jej nieskazitelnym życiu.
Kirby jest mocno zbuntowaną nastolatką, utalentowaną muzycznie i poszukującą własnej drogi.
Kobiety dzieli wszystko - Marianne jest bogata i piękna, a Kirby wychowywała się w biednej rodzinie, jest zakompleksiona i zagubiona. Jedno je łączy - geny.
Kiedy Kirby kończy 18-cie lat postanawia odnaleźć swoją biologiczną mamę i któregoś wieczora staje w progu domu Marianne. To powoduje, że kobieta musi zmierzyć się ze swoją przeszłością i spróbować żyć w nowej dla siebie rzeczywistości.
Z każdą kolejną książką Emily Giffin zastanawiam się, skąd ta kobieta wie, co powinni czuć jej bohaterowie. Czasem mam wrażenie, że ona to wszystko sama przeżyła. I znowu autorka dotyka poważnych tematów - adopcja, aborcja i konsekwencje podjętych decyzji.
Oprócz pięknie opisanych emocji, uderzające jest to w jaki sposób zbudowany jest kontrast między bohaterkami. Bogactwo - bieda, ułożone życie - szukanie odpowiedzi, a przede wszystkim kłamstwo - szczerość. Marianne żyje w kłamstwie od chwili, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży. Kirby od zawsze wie, że jest adoptowana i wie o tym całe jej otoczenie. Te dwa światy zderzają się ze sobą i zaczynają się w pięknych słowach docierać.
Marianne jest 36-letnią kobietą sukcesu. Pochodzi z bogatej rodziny, jest dobrze wykształcona, robi to co kocha i dostaje za to niezłe pieniądze. A do tego ma idealnego faceta, który tymczasowo nie chce się z nią ożenić. Jest to jedyny problem w jej nieskazitelnym życiu.
Kirby jest mocno zbuntowaną nastolatką, utalentowaną muzycznie i poszukującą własnej drogi.
Kobiety dzieli wszystko - Marianne jest bogata i piękna, a Kirby wychowywała się w biednej rodzinie, jest zakompleksiona i zagubiona. Jedno je łączy - geny.
Kiedy Kirby kończy 18-cie lat postanawia odnaleźć swoją biologiczną mamę i któregoś wieczora staje w progu domu Marianne. To powoduje, że kobieta musi zmierzyć się ze swoją przeszłością i spróbować żyć w nowej dla siebie rzeczywistości.
Z każdą kolejną książką Emily Giffin zastanawiam się, skąd ta kobieta wie, co powinni czuć jej bohaterowie. Czasem mam wrażenie, że ona to wszystko sama przeżyła. I znowu autorka dotyka poważnych tematów - adopcja, aborcja i konsekwencje podjętych decyzji.
Oprócz pięknie opisanych emocji, uderzające jest to w jaki sposób zbudowany jest kontrast między bohaterkami. Bogactwo - bieda, ułożone życie - szukanie odpowiedzi, a przede wszystkim kłamstwo - szczerość. Marianne żyje w kłamstwie od chwili, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży. Kirby od zawsze wie, że jest adoptowana i wie o tym całe jej otoczenie. Te dwa światy zderzają się ze sobą i zaczynają się w pięknych słowach docierać.
Portier nosi garnitur od Gabbany - Lauren Weisberger
Bette jest młodą pracownicą banku, która nienawidzi swojego zajęcia. Wkrótce rozpoczyna pracę w agencji PR i wpada w świat show-biznesu, a jej obowiązkami stają się wyjazdy sponsorowane, organizacja imprez dla bogatych klientów i bywanie w odpowiednim towarzystwie. Wkrótce okazuje się, że nie o takim życiu marzyła.
Kiedy to piszę, to zastanawiam się, czy myślę o książce Portier nosi garnitur od Gabbany, czy o pierwszej powieści Lauren Weisberger - Diabeł ubiera się u Prady. Ten sam schemat, podobne problemy, identyczne wnioski.
Różnica się taka, że w przypadku pierwszej książki wszystko było nowe, zaskakujące i ciekawe. Tym razem to odgrzewane kotlety, jakby autorka nie umiała wyjść poza swoje ramy. A może liczyła, że podobna historia sprzeda się równie dobrze. Mnie nie urzekła. Wręcz znudziła.
Kiedy to piszę, to zastanawiam się, czy myślę o książce Portier nosi garnitur od Gabbany, czy o pierwszej powieści Lauren Weisberger - Diabeł ubiera się u Prady. Ten sam schemat, podobne problemy, identyczne wnioski.
Różnica się taka, że w przypadku pierwszej książki wszystko było nowe, zaskakujące i ciekawe. Tym razem to odgrzewane kotlety, jakby autorka nie umiała wyjść poza swoje ramy. A może liczyła, że podobna historia sprzeda się równie dobrze. Mnie nie urzekła. Wręcz znudziła.
Będziesz tam? - Guillaume Musso
Kiedy przeczytam taką książkę, po której długo jeszcze myśli kołaczą się po głowie, kolejna musi być taka, którą nazywa się lekką, łatwą i przyjemną. Sęk w tym, żeby przy okazji nie była banalna, prostacka i nudna. Będziesz tam? Guliamo Musso zdecydowanie nie jest.
To historia chirurga Elliotta Coopera, który zostaje posiadaczem magicznych pigułek, umożliwiających mu cofanie się w czasie dokładnie o 30 lat. Celem transwymiarowych podróży Elliotta jest spełnienie jego najskrytszego pragnienia – chce jeszcze raz zobaczyć ukochaną kobietę, nieżyjącą Ilenę.
Pełna humoru i zaskakujących zwrotów książka. Trochę magii, szczypta realizmu i duża dawka lekkiego pióra. Ot i mamy dobrą książkę na jesienne dni.
Nie podobały mi się jedynie sceny, kiedy młody dr Cooper próbuje dowiedzieć się więcej o człowieku z przyszłości i zapoznaje się z zawartością jego kieszeni, znajdując telefon komórkowy i ipoda. To było strasznie płytkie i nijakie. Autor poszedł po najmniejszej linii oporu, wplątując nowinki techniczne w życie bohatera z przeszłości. No i jeszcze pewna nieścisłość w konstrukcji działania magicznych pigułek, która pojawiła się wraz z ostatnią podróżą. Nie chcę pisać o szczegółach, bo to zdradziłoby finał, ale jest tam pewne niedociągnięcie, które uważnego czytelnika może zirytować.
Ogólnie wrażenie bardzo pozytywne, bo nie znałam tego autora. A teraz mam kolejne nazwisko, które poratuje mnie swoją literaturą, kiedy moja głowa będzie potrzebowała odpoczynku.
To historia chirurga Elliotta Coopera, który zostaje posiadaczem magicznych pigułek, umożliwiających mu cofanie się w czasie dokładnie o 30 lat. Celem transwymiarowych podróży Elliotta jest spełnienie jego najskrytszego pragnienia – chce jeszcze raz zobaczyć ukochaną kobietę, nieżyjącą Ilenę.
Pełna humoru i zaskakujących zwrotów książka. Trochę magii, szczypta realizmu i duża dawka lekkiego pióra. Ot i mamy dobrą książkę na jesienne dni.
Nie podobały mi się jedynie sceny, kiedy młody dr Cooper próbuje dowiedzieć się więcej o człowieku z przyszłości i zapoznaje się z zawartością jego kieszeni, znajdując telefon komórkowy i ipoda. To było strasznie płytkie i nijakie. Autor poszedł po najmniejszej linii oporu, wplątując nowinki techniczne w życie bohatera z przeszłości. No i jeszcze pewna nieścisłość w konstrukcji działania magicznych pigułek, która pojawiła się wraz z ostatnią podróżą. Nie chcę pisać o szczegółach, bo to zdradziłoby finał, ale jest tam pewne niedociągnięcie, które uważnego czytelnika może zirytować.
Ogólnie wrażenie bardzo pozytywne, bo nie znałam tego autora. A teraz mam kolejne nazwisko, które poratuje mnie swoją literaturą, kiedy moja głowa będzie potrzebowała odpoczynku.
Siostra - Rosamund Lupton
Zaletą nieczytania nowości wydawniczych jest to, że można najpierw zapoznać się z opiniami innych czytelników na temat książki i dopiero zdecydować, czy warto wydać na nią pieniądze. Czasem można się pomylić, ale nie w tym przypadku.
Siostra to niezwykła historia - przejmująca, wzruszająca, dotykająca spraw, których nie spotyka się w innych publikacjach. Książka o głębokiej miłości i więzi między siostrami, a jednocześnie o tym, jak niewiele wiemy o drugim człowieku i o samym sobie.
Beatrice dowiaduje się, że jej młodsza siostra zaginęła. Natychmiast przylatuje z Nowego Jorku do Londynu, by ją odnaleźć, a kiedy okazuje się, że Tess nie żyje, jako jedyna nie chce uwierzyć w jej samobójstwo. Sama próbuje dociec prawdy. Musi poznać przyczynę śmierci swojej siostry, a w toku wydarzeń odkrywa prawdziwą siebie.
Autorka prowadzi czytelnika przez tę historię w sposób wyjątkowo ciekawy, bo poprzez list Beatrice, skierowany do nieżyjącej Tess.
Razem z bohaterką podejrzewałam wszystkich po kolei. Szukałam, węszyłam, zastanawiałam się, wracałam do poprzednich stron, żeby nie przeoczyć jakiegoś szczegółu. Niektórzy piszą o tej historii jak o układance, o puzzlach, które tworzą pełen obraz. A ja miałam wrażenie, że podążam za nią po omacku, jak po linie z supełkami. Każda nowa osoba, nowe odkrycie to kolejny supełek na sznurze. Aż w końcu, razem z Beatrice, trafiłam do wyjścia z labiryntu. Ale to światło na końcu drogi wcale, ale to wcale nie jest takie oczywiste. Polecam z całych sił.
Siostra to niezwykła historia - przejmująca, wzruszająca, dotykająca spraw, których nie spotyka się w innych publikacjach. Książka o głębokiej miłości i więzi między siostrami, a jednocześnie o tym, jak niewiele wiemy o drugim człowieku i o samym sobie.
Beatrice dowiaduje się, że jej młodsza siostra zaginęła. Natychmiast przylatuje z Nowego Jorku do Londynu, by ją odnaleźć, a kiedy okazuje się, że Tess nie żyje, jako jedyna nie chce uwierzyć w jej samobójstwo. Sama próbuje dociec prawdy. Musi poznać przyczynę śmierci swojej siostry, a w toku wydarzeń odkrywa prawdziwą siebie.
Autorka prowadzi czytelnika przez tę historię w sposób wyjątkowo ciekawy, bo poprzez list Beatrice, skierowany do nieżyjącej Tess.
Razem z bohaterką podejrzewałam wszystkich po kolei. Szukałam, węszyłam, zastanawiałam się, wracałam do poprzednich stron, żeby nie przeoczyć jakiegoś szczegółu. Niektórzy piszą o tej historii jak o układance, o puzzlach, które tworzą pełen obraz. A ja miałam wrażenie, że podążam za nią po omacku, jak po linie z supełkami. Każda nowa osoba, nowe odkrycie to kolejny supełek na sznurze. Aż w końcu, razem z Beatrice, trafiłam do wyjścia z labiryntu. Ale to światło na końcu drogi wcale, ale to wcale nie jest takie oczywiste. Polecam z całych sił.
Jeden dzień - David Nicholls
Sięgając po tę książkę, nie spodziewałam się górnolotnych wzruszeń i zaciekawienia większego niż przeciętnie. Dawno już przestały na mnie działać opisy wydawców o tym, jak cudowną powieść mam w rękach i o tym, w ilu krajach i na jak długo znalazła się ona na liście bestsellerów.
A tu miłe zaskoczenie. Nie dość, że historia Emmy i Dextera napisana jest w nietuzinkowy ...sposób, bo zawsze z perspektywy jednego dnia – 15 lipca, to jeszcze przeszłość i przyszłość mieszają się tutaj w sposób klarowny i prosty.
Em i Dex – spędzają ze sobą noc po rozdaniu dyplomów. Tak różni, a jednocześnie tak bliscy sobie. Zostają przyjaciółmi od tej chwili możemy śledzić ich losy. Przez 20 lat, rok za rokiem. Obserwujemy jak się zmieniają, jakie podejmują decyzje, co robią ze swoim życiem. Widzimy, jak ewoluują – jedno pnie się w górę, drugie stoi w miejscu, jedno traci wszystko, drugie zaczyna żyć pełnią życia. Ale zawsze blisko siebie, zawsze myślami przy przyjacielu.
No i te retrospekcje – przejmujące, dogłębne, ale nie głupio filozoficzne. Niespotykane jest również to, że tzw. szczęśliwe zakończenie nie zaczyna się na drugiej stronie od końca, tylko gdzieś w okolicach 356 strony. Miło jest wiedzieć, co się stało z bohaterami po słowach „i żyli długo i szczęśliwie”, choć przyznam, że nie spodziewałam się aż takich zwrotów w tej historii.
A tu miłe zaskoczenie. Nie dość, że historia Emmy i Dextera napisana jest w nietuzinkowy ...sposób, bo zawsze z perspektywy jednego dnia – 15 lipca, to jeszcze przeszłość i przyszłość mieszają się tutaj w sposób klarowny i prosty.
Em i Dex – spędzają ze sobą noc po rozdaniu dyplomów. Tak różni, a jednocześnie tak bliscy sobie. Zostają przyjaciółmi od tej chwili możemy śledzić ich losy. Przez 20 lat, rok za rokiem. Obserwujemy jak się zmieniają, jakie podejmują decyzje, co robią ze swoim życiem. Widzimy, jak ewoluują – jedno pnie się w górę, drugie stoi w miejscu, jedno traci wszystko, drugie zaczyna żyć pełnią życia. Ale zawsze blisko siebie, zawsze myślami przy przyjacielu.
No i te retrospekcje – przejmujące, dogłębne, ale nie głupio filozoficzne. Niespotykane jest również to, że tzw. szczęśliwe zakończenie nie zaczyna się na drugiej stronie od końca, tylko gdzieś w okolicach 356 strony. Miło jest wiedzieć, co się stało z bohaterami po słowach „i żyli długo i szczęśliwie”, choć przyznam, że nie spodziewałam się aż takich zwrotów w tej historii.
Na fejsie z moim synem - Janusz L. Wiśniewski
Jak zawsze powieść J.L.W. przeczytawszy, zastanawiam się dość długo, co na jej temat (całość ogarniając i na szczegółach jednocześnie się skupić mogąc) mam myśleć. Książka niezwykle osobistym obrazem tęsknoty jest autora do matki jego Ireny. I oczywistym się wydaje, że matka Irena, gdziekolwiek się znajduje, równą tęsknotę za swym synem odczuwa. Pisze ona zatem listy do syna najmłodszego swojego, poprzez myśli Janusza Leona wyrażając wszystko to, czego powiedzieć za życia mu nie zdążyła.
Niezwykła, surrealistyczna historia, ciekawym acz trudnym stylem, w konwencji epistolarnej, tak dobrze autorowi znanej, napisana. Niezmiennie podziwiam umiejętność dygresji w wątek główny wplatania, jednocześnie nie tracąc tej nici, która całość powieści przez strony kolejne prowadzi. Drgawki i skrzywienie twarzy mojej wywoływały analogie do rzeczywistego świata naszego jedynie, gdzie nazwy stron z angielska brzmiącymi sufiksami 'hell' padały. W oczy raziło mnie to okrutnie. Podobnie jak kilka błędów językowych, których jednak obecność, jak wyczuwam, zamierzona była. Poza tym, w całej rozciągłości polecić mogę tę książkę, gdzie oprócz historii wielkiej miłości matki do syna wcześniej wspomnianej, odkryć niezwykle ciekawe spojrzenie na świat (od początków jego) można.
I jedna rzecz mnie zastanawia tylko - ilu czytelników, skończywszy lekturę, wytrącić swoje DNA próbować będzie.
Niezwykła, surrealistyczna historia, ciekawym acz trudnym stylem, w konwencji epistolarnej, tak dobrze autorowi znanej, napisana. Niezmiennie podziwiam umiejętność dygresji w wątek główny wplatania, jednocześnie nie tracąc tej nici, która całość powieści przez strony kolejne prowadzi. Drgawki i skrzywienie twarzy mojej wywoływały analogie do rzeczywistego świata naszego jedynie, gdzie nazwy stron z angielska brzmiącymi sufiksami 'hell' padały. W oczy raziło mnie to okrutnie. Podobnie jak kilka błędów językowych, których jednak obecność, jak wyczuwam, zamierzona była. Poza tym, w całej rozciągłości polecić mogę tę książkę, gdzie oprócz historii wielkiej miłości matki do syna wcześniej wspomnianej, odkryć niezwykle ciekawe spojrzenie na świat (od początków jego) można.
I jedna rzecz mnie zastanawia tylko - ilu czytelników, skończywszy lekturę, wytrącić swoje DNA próbować będzie.
P.S. Kocham cię - Cecelia Ahern
Chciało mi się dobrej książki o miłości, więc ściągnęłam z półki P.S. Kocham cię Cecelii Ahern. Jest to jej debiut literacki i muszę przyznać, że wyjątkowo udany.
Holly jest młodą wdową, która nie umie poradzić sobie ze śmiercią swojego męża. Gerry zostawia dla niej 10 listów, które mają nauczyć ją, jak żyć bez niego.
Prosto napisana, pełna humoru i wzruszeń historia o miłości silniejszej niż śmierć. O rozterkach, małych dramatach i wsparciu, jakie dają przyjaciele i członkowie rodziny, mimo że czasem tego wsparcia nie zauważamy.
Wszystko mi się w tej książce zgadzało, wszystko podobało, czytało się wyjątkowo przyjemnie, ale na końcu spotkało mnie rozczarowanie. Jak to napisać, żeby nie zdradzić zakończenia tej historii? Autorka przez całą powieść budowała charaktery swoich bohaterów, skrupulatnie rysowała obraz poszczególnych osób i nagle, na ostatnich kartach powieści jedna z nich robi coś, co nijak mi do niej nie pasuje. Zirytowało mnie to nieco, ale ogólne wrażenie bardzo pozytywne.
Holly jest młodą wdową, która nie umie poradzić sobie ze śmiercią swojego męża. Gerry zostawia dla niej 10 listów, które mają nauczyć ją, jak żyć bez niego.
Prosto napisana, pełna humoru i wzruszeń historia o miłości silniejszej niż śmierć. O rozterkach, małych dramatach i wsparciu, jakie dają przyjaciele i członkowie rodziny, mimo że czasem tego wsparcia nie zauważamy.
Wszystko mi się w tej książce zgadzało, wszystko podobało, czytało się wyjątkowo przyjemnie, ale na końcu spotkało mnie rozczarowanie. Jak to napisać, żeby nie zdradzić zakończenia tej historii? Autorka przez całą powieść budowała charaktery swoich bohaterów, skrupulatnie rysowała obraz poszczególnych osób i nagle, na ostatnich kartach powieści jedna z nich robi coś, co nijak mi do niej nie pasuje. Zirytowało mnie to nieco, ale ogólne wrażenie bardzo pozytywne.
Noce w Rodanthe - Nicholas Sparks
Noce w Rodanthe Nicholasa Sparksa to zwyczajny harlequin w okropnym tłumaczeniu Elżbiety Zychowicz (to będzie od teraz moje kolejne kryterium przy wyborze książek - nigdy nie wezmę nic, co przetłumaczyła ta pani). Czytając, miałam wrażenie, że cofnęłam się w czasie o 20 lat i znowu mam w rękach tanie romansidło, gdzie wątki poboczne właściwie nie istnieją, a cała akcja rozgrywa się pomiędzy panem ...i panią, którzy spoglądają sobie w oczy, ocierają się o siebie i piją sobie z dzióbków. A do tego mają być ze sobą szczęśliwi po wsze czasy. Bleee. Słodko do wyrzygania.
W skrócie - Adrienne, zdruzgotana po rozwodzie kobieta, jedzie do Gospody swojej przyjaciółki, by tam pod nieobecność tejże, zająć się jedynym gościem, który odwiedza okolicę. Paul jest lekarzem po rozwodzie - a jakże. No i para gołąbeczków zakochuje się w sobie.
Jest jeszcze wstęp, wprowadzający w tę poruszającą historię i puenta, dość spodziewana.
Takie książki już nie dla mnie. Może kiedyś zainteresują moje nastoletnie córki. A może nie.
W skrócie - Adrienne, zdruzgotana po rozwodzie kobieta, jedzie do Gospody swojej przyjaciółki, by tam pod nieobecność tejże, zająć się jedynym gościem, który odwiedza okolicę. Paul jest lekarzem po rozwodzie - a jakże. No i para gołąbeczków zakochuje się w sobie.
Jest jeszcze wstęp, wprowadzający w tę poruszającą historię i puenta, dość spodziewana.
Takie książki już nie dla mnie. Może kiedyś zainteresują moje nastoletnie córki. A może nie.
Zawsze przy mnie stój - Carolyn Jess Cooke
To jest książka, która ma siłę przyciągania . Wzięłam ją z półki, dotknęłam faktury okładki i kupiłam.
Margot po śmierci zostaje swoim własnym Aniołem Stróżem. Wraca na ziemię, by na nowo przeżyć własne życie, by przyglądać się popełnianym błędom, by ponownie cierpieć. I kochać. I nade wszystko, by widzieć więcej.
Od pierwszej przeczytanej strony miałam ochotę zalać się łzami, ale siłą woli powstrzymywałam się, bo mokre oczy skutecznie uniemożliwiają czytanie.
Fantastyczna książka, napisana pięknym językiem, bez zbędnych słów. Wiele zdań i obrazów zapada w pamięć i trudno się od nich uwolnić. Choć jak się zastanowię, to stwierdzam, że nawet tego nie chcę.
To jedna z tych książek, od których nie sposób się oderwać, kiedy czytając bieżącą stronę, ma się ochotę zajrzeć na ostatnią, albo chociaż do kolejnego rozdziału, kiedy wzrok przeskakuje ze zdania na zdanie, byle jak najszybciej dowiedzieć się, co będzie dalej, co się wydarzy. Uwielbiam być zaskakiwana treścią i zakończeniem. Uwielbiam.
Przeczytajcie.
Margot po śmierci zostaje swoim własnym Aniołem Stróżem. Wraca na ziemię, by na nowo przeżyć własne życie, by przyglądać się popełnianym błędom, by ponownie cierpieć. I kochać. I nade wszystko, by widzieć więcej.
Od pierwszej przeczytanej strony miałam ochotę zalać się łzami, ale siłą woli powstrzymywałam się, bo mokre oczy skutecznie uniemożliwiają czytanie.
Fantastyczna książka, napisana pięknym językiem, bez zbędnych słów. Wiele zdań i obrazów zapada w pamięć i trudno się od nich uwolnić. Choć jak się zastanowię, to stwierdzam, że nawet tego nie chcę.
To jedna z tych książek, od których nie sposób się oderwać, kiedy czytając bieżącą stronę, ma się ochotę zajrzeć na ostatnią, albo chociaż do kolejnego rozdziału, kiedy wzrok przeskakuje ze zdania na zdanie, byle jak najszybciej dowiedzieć się, co będzie dalej, co się wydarzy. Uwielbiam być zaskakiwana treścią i zakończeniem. Uwielbiam.
Przeczytajcie.
czwartek, 17 października 2013
Stokrotki w śniegu - Richard Paul Evans
Stokrotki w śniegu to pierwsza książka Richarda Paula Evansa, po którą sięgnęłam, zachęcona pozytywnymi opiniami tak o samej lekturze, jak i o autorze.
Książka o przemianie, o bożonarodzeniowym cudzie, o miłości. James Kier jest bezwzględnym człowiekiem, pragnącym jedynie pieniędzy. Uczciwość w interesach dla niego nie istnieje. Przypadek sprawił, że James dowiaduje się, co o nim myślą inni (tak jakby mógł tego nie wiedzieć) i to sprawia, że postanawia się zmienić i naprawić wyrządzone krzywdy.
Banalne, czarno-białe postaci. Biedni są dobrzy, bogaci źli, nie ma żadnych odcieni szarości. Historia przewidywalna od samego początku. Przeczytawszy pierwszą stronę wiedziałam, jak się potoczą losy bohaterów, wiedziałam, kto odegra istotną rolę i jak się to wszystko skończy.
Autor uczciwie zaznacza w przedmowie, że chciał napisać opowieść o odkupieniu i że na jego myśli miała wpływ Opowieść wigilijna Dickensa. Evans czerpał z niej garściami. Aż boli.
Nie skreślam jeszcze tego autora. Na mojej półce stoi jeszcze jedna jego książka i na pewno ją przeczytam. Może Stokrotki w śniegu to taki wypadek przy pracy. Każdemu może się zdarzyć.
Książka o przemianie, o bożonarodzeniowym cudzie, o miłości. James Kier jest bezwzględnym człowiekiem, pragnącym jedynie pieniędzy. Uczciwość w interesach dla niego nie istnieje. Przypadek sprawił, że James dowiaduje się, co o nim myślą inni (tak jakby mógł tego nie wiedzieć) i to sprawia, że postanawia się zmienić i naprawić wyrządzone krzywdy.
Banalne, czarno-białe postaci. Biedni są dobrzy, bogaci źli, nie ma żadnych odcieni szarości. Historia przewidywalna od samego początku. Przeczytawszy pierwszą stronę wiedziałam, jak się potoczą losy bohaterów, wiedziałam, kto odegra istotną rolę i jak się to wszystko skończy.
Autor uczciwie zaznacza w przedmowie, że chciał napisać opowieść o odkupieniu i że na jego myśli miała wpływ Opowieść wigilijna Dickensa. Evans czerpał z niej garściami. Aż boli.
Nie skreślam jeszcze tego autora. Na mojej półce stoi jeszcze jedna jego książka i na pewno ją przeczytam. Może Stokrotki w śniegu to taki wypadek przy pracy. Każdemu może się zdarzyć.
O pięknie - Zadie Smith
Ilekroć sięgam po książkę Zadie Smith (a nie napisała ich wiele) na myśl przywołuję jej genialną debiutancką powieść Białe Zęby - książkę, z którą zetknęłam się, będąc na studiach, od której nie mogłam się oderwać i którą czytałam pod stołem w czasie co nudniejszych wykładów, dusząc się w konwulsjach tłumionego śmiechu. Nie wiem dlaczego, ale założyłam, że kolejne książki tej dziewczyny będą napisane w podobnym stylu, a już na pewno z porównywalną dawką humoru. A nie są.
O pięknie to historia dwóch rodzin, których Głowy (czyt. mężowie-ojcowie) szczerze się nienawidzą i stale ze sobą rywalizują. Szczególnie na polu naukowym. Obaj panowie są znawcami i miłośnikami Rembrandta, ale na temat jego twórczości mają zupełnie odmienne zdania. Taka jest główna ścieżka powieści i wokół niej krążą wątki poboczne, splatając się z nią co jakiś czas.
Jestem jak zawsze pod wrażeniem erudycji, wiedzy i zmysłu obserwacji autorki. Ale kiedy czytam powieść, to chciałabym widzieć coś więcej niż naukowe terminy i wylewające się z co drugiej strony problemy rasowe i asymilacyjne. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że w tej książce podobało mi się 100 ostatnich stron i kilka w środku. Ot i wszystko.
O pięknie to historia dwóch rodzin, których Głowy (czyt. mężowie-ojcowie) szczerze się nienawidzą i stale ze sobą rywalizują. Szczególnie na polu naukowym. Obaj panowie są znawcami i miłośnikami Rembrandta, ale na temat jego twórczości mają zupełnie odmienne zdania. Taka jest główna ścieżka powieści i wokół niej krążą wątki poboczne, splatając się z nią co jakiś czas.
Jestem jak zawsze pod wrażeniem erudycji, wiedzy i zmysłu obserwacji autorki. Ale kiedy czytam powieść, to chciałabym widzieć coś więcej niż naukowe terminy i wylewające się z co drugiej strony problemy rasowe i asymilacyjne. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że w tej książce podobało mi się 100 ostatnich stron i kilka w środku. Ot i wszystko.
Mała szansa - Marjolijn Hof
Ojciec Kiki jest lekarzem. Co jakiś czas wyjeżdża, żeby leczyć tam, gdzie brakuje lekarzy. Tym razem jedzie na wojnę. Kiki nie rozumie czemu tata nie woli zostać w domu i boi się o niego. Wymyśla grę, która ma zmniejszyć prawdopodobieństwo, że tacie stanie się coś złego.
Mała szansa - książka dla dzieci/młodzieży, książka, w której niewiele się dzieje, nie ma rozległych opisów miejsc, nie ma wartkiej akcji, nie ma wielu dialogów.
A co jest? Myśli dziesięciolatki, jej bunt, niezrozumienie decyzji dorosłych, wreszcie są jej próby wpłynięcia na rzeczywistość.
Chciałabym, tak jak Marjolijn Hof, umieć wejść w głowę nastoletniej dziewczynki i spojrzeć na świat jej oczyma. Z wiekiem tracimy te umiejętności, a czasem bardzo by nam się przydały. Szczególnie, gdy jesteśmy rodzicami.
Mała szansa - książka dla dzieci/młodzieży, książka, w której niewiele się dzieje, nie ma rozległych opisów miejsc, nie ma wartkiej akcji, nie ma wielu dialogów.
A co jest? Myśli dziesięciolatki, jej bunt, niezrozumienie decyzji dorosłych, wreszcie są jej próby wpłynięcia na rzeczywistość.
Chciałabym, tak jak Marjolijn Hof, umieć wejść w głowę nastoletniej dziewczynki i spojrzeć na świat jej oczyma. Z wiekiem tracimy te umiejętności, a czasem bardzo by nam się przydały. Szczególnie, gdy jesteśmy rodzicami.
Cień wiatru - Carlos Ruiz Zafón
10-letni Daniel Sempere udaje się z ojcem w niezwykłe miejsce, na Cmentarz Zapomnianych Książek. Wraca z książką swojego życia, z Cieniem wiatru, nikomu nieznanego pisarza Juliana Caraksa. Daniel ma ocalić książkę od zapomnienia, a tym samym utrzymać przy życiu jej autora. Bo póki nas ktoś pamięta, wciąż żyjemy. To początek niezwykłej i niebezpiecznej przygody Daniela. Przygody, która zmienia nie tylko jego życie.
Cień wiatru to misternie utkana sieć ludzkich powiązań, gdzie każde zdarzenie ma swoją przyczynę w przeszłości i swoje konsekwencje w przyszłości. Historia niewyobrażalnej miłości (niejednej i nie jednego rodzaju), szaleństwa i nienawiści. Wszystko w atmosferze grozy i tajemnicy. Kawałki przeszłości i teraźniejszości porozrzucane jak układanka, którą autor genialnie składa wraz z przeczytanymi stronami.
Jak dla mnie zbędne są jedynie sceny związane z okultyzmem i ciemnymi mocami, ale rozumiem, że budują one poczucie mrocznej tajemnicy, która jest w tej książce atutem.
Cień wiatru to misternie utkana sieć ludzkich powiązań, gdzie każde zdarzenie ma swoją przyczynę w przeszłości i swoje konsekwencje w przyszłości. Historia niewyobrażalnej miłości (niejednej i nie jednego rodzaju), szaleństwa i nienawiści. Wszystko w atmosferze grozy i tajemnicy. Kawałki przeszłości i teraźniejszości porozrzucane jak układanka, którą autor genialnie składa wraz z przeczytanymi stronami.
Jak dla mnie zbędne są jedynie sceny związane z okultyzmem i ciemnymi mocami, ale rozumiem, że budują one poczucie mrocznej tajemnicy, która jest w tej książce atutem.
Bikini - Janusz L. Wiśniewski
Uwielbiam powieści Janusza L. Wiśniewskiego (powieści, bo wszelkie inne publikacje już mnie tak nie zachwycają). Bikini też mnie nie zawiodła.
Anna, młoda Niemka, mieszkanka zbombardowanego Drezna i Stanley, reporter New York Times'a to para głównych bohaterów, którzy spotykają się w Kolonii w czasie II wojny światowej. On odmienia jej los, ona zmienia jego samego.
Nie wiem, jak mogłabym opisać te wszystkie emocje, które zawarte są w tej książce, jak opisać jej wielowątkowość, jak ująć swoje przemyślenia o wojnie, o tym, co przeżywali Niemcy, którzy tej wojny nie chcieli, jak bardzo ona zmieniała ich psychikę. Zwyczajnie nie umiem. Wiem natomiast (przekonuję się o tym z każdą powieścią Wiśniewskiego), że jest on mistrzem trudnej retrospekcji i geniuszem zakończeń - zaskakujących, nieprzewidywalnych, happy end'ów, które nigdy nie są do końca happy.
Anna, młoda Niemka, mieszkanka zbombardowanego Drezna i Stanley, reporter New York Times'a to para głównych bohaterów, którzy spotykają się w Kolonii w czasie II wojny światowej. On odmienia jej los, ona zmienia jego samego.
Nie wiem, jak mogłabym opisać te wszystkie emocje, które zawarte są w tej książce, jak opisać jej wielowątkowość, jak ująć swoje przemyślenia o wojnie, o tym, co przeżywali Niemcy, którzy tej wojny nie chcieli, jak bardzo ona zmieniała ich psychikę. Zwyczajnie nie umiem. Wiem natomiast (przekonuję się o tym z każdą powieścią Wiśniewskiego), że jest on mistrzem trudnej retrospekcji i geniuszem zakończeń - zaskakujących, nieprzewidywalnych, happy end'ów, które nigdy nie są do końca happy.
Siedem lat później - Emily Giffin
Jedna z moich ulubionych autorek, Emily Giffin, napisała doskonałą książkę o zdradzie, małżeństwie i o podejmowanych wyborach. Trudny temat, z którym nie sposób się zmierzyć, póki go nie doświadczymy.
Tessa i Nick są małżeństwem z siedmioletnim stażem. Niby szczęśliwi, niby dotarci, niby wciąż zakochani. A jednak każdemu z nich czegoś brakuje, za czymś tęskni i każde z czegoś jest niezadowolone.
Czytałam i moja sympatia przechodziła z rąk do rąk - od Tessy do Valerie, i z powrotem. Nie wiem, której bardziej kibicowałam, nie wiem, która wzbudziła we mnie cieplejsze uczucia. Nie ufałam tylko Nickowi - facet przedstawiony w takim świetle jak on, powinien więcej myśleć 'przed' niż 'po'. Na jego usprawiedliwienie mam tylko to, że nie znamy jego emocji, bo cała historia opisana jest z punktu widzenia dwóch kobiet - żony i kochanki.
Tessa i Nick są małżeństwem z siedmioletnim stażem. Niby szczęśliwi, niby dotarci, niby wciąż zakochani. A jednak każdemu z nich czegoś brakuje, za czymś tęskni i każde z czegoś jest niezadowolone.
Czytałam i moja sympatia przechodziła z rąk do rąk - od Tessy do Valerie, i z powrotem. Nie wiem, której bardziej kibicowałam, nie wiem, która wzbudziła we mnie cieplejsze uczucia. Nie ufałam tylko Nickowi - facet przedstawiony w takim świetle jak on, powinien więcej myśleć 'przed' niż 'po'. Na jego usprawiedliwienie mam tylko to, że nie znamy jego emocji, bo cała historia opisana jest z punktu widzenia dwóch kobiet - żony i kochanki.
Dziękuję za wspomnienia - Cecelia Ahern
Ona - Joyce przeżywa utratę dziecka. Przechodzi transfuzję krwi i odkrywa, że wie rzeczy, o których wcześniej nie miała pojęcia. On - Justin, trochę wbrew swojej woli, oddaje krew i uważa się za bohatera. Tych dwoje łączy szczególna więź, jakaś nić, która ich do siebie przyciąga.
Świetnie napisana książka. Nie mogłam się oderwać i czytałam w każdej wolnej chwili. A Cecelia Ahern z całą swoją bibliografią trafiła na listę mojego męża pt. Książki, które kupuję mojej żonie.
Świetnie napisana książka. Nie mogłam się oderwać i czytałam w każdej wolnej chwili. A Cecelia Ahern z całą swoją bibliografią trafiła na listę mojego męża pt. Książki, które kupuję mojej żonie.
Dziecko dla średnio zaawansowanych - Leszek Talko
Trochę poradnik, jak radzić sobie z dwójką dzieci, ale głównie genialnie napisana książka o zdroworozsądkowym, humorystycznym podejściu do codziennych trosk rodzica dzieci z niewielką różnicą wieku. Niemal wszystko, co opisał autor, doświadczyłam na własnej skórze. Śmiałam się niezwykle często. Genialne obserwacje ubrane w pogodne słowa. Czytało się świetnie.
Rzecz o mych smutnych dziwkach - Gabriel Garcia Marquez
Główny bohater to wiekowy dziennikarz, niegdyś depeszowiec, który w dniu swoich 90 urodzin ma możliwość spełnić swoje erotyczne marzenie. Jedna noc zmienia jego pogląd na miłość.
To nie jest Marquez jakiego lubię. W tej książce wszystko jest takie rzeczywiste, wyłożone na tacę. Momentami czuć tchnienie realizmu magicznego, ale nic się z tym nie dzieje.
To nie jest Marquez jakiego lubię. W tej książce wszystko jest takie rzeczywiste, wyłożone na tacę. Momentami czuć tchnienie realizmu magicznego, ale nic się z tym nie dzieje.
Moja szyja mi się nie podoba - Nora Ephron
Książka autorki scenariuszy do Kiedy Harry poznał Sally i do Bezsenność w Seattle. Są to rozważania dojrzałej kobiety na temat jej własnego życa i na temat życia jej współczesnych, wszystko oparte na jej doświadczeniach. Książka napisana z humorem, lekko, bez zadęcia.
Wiele razy w czasie lektury śmiałam się lub chociaż uśmiechałam, wiele razy zastanawiałam się nad słowami, które przeczytałam, ale najwięcej czasu poświęciłam temu fragmentowi:
Czytanie to najważniejsze zajęcie. Czytanie jest dla mnie wszystkim. Dzięki niemu mam poczucie, że coś w życiu osiągnęłam, czegoś się nauczyłam, stałam się lepszą osobą. Czytanie sprawia, że jestem mądrzejsza. Daje mi temat do późniejszych rozmów. Czytanie jest niewiarygodnie zdrowym sposobem leczenia mojego deficytu i zaburzenia uwagi. Jest ucieczką i równocześnie przeciwieństwem ucieczki, jest sposobem kontaktu z rzeczywistością po odrealnionym dniu jest sposobem łączności z wyobraźnią innych po dniu zbyt realnym.
Autorka nie ma tu na myśli czytania literatury, czy też nie ma na myśli czytania TYLKO literatury. Ona mówi o czytaniu w ogóle, o umiejętności i możliwości czytania. O zerkaniu na krótkie teksty, o rzuceniu okiem na korespondencję wyjętą ze skrzynki, o tym, że czytanie samo w sobie jest niewiarygodnym darem i szczęściem.
I trudno mi się z tym nie zgodzić.
Wiele razy w czasie lektury śmiałam się lub chociaż uśmiechałam, wiele razy zastanawiałam się nad słowami, które przeczytałam, ale najwięcej czasu poświęciłam temu fragmentowi:
Czytanie to najważniejsze zajęcie. Czytanie jest dla mnie wszystkim. Dzięki niemu mam poczucie, że coś w życiu osiągnęłam, czegoś się nauczyłam, stałam się lepszą osobą. Czytanie sprawia, że jestem mądrzejsza. Daje mi temat do późniejszych rozmów. Czytanie jest niewiarygodnie zdrowym sposobem leczenia mojego deficytu i zaburzenia uwagi. Jest ucieczką i równocześnie przeciwieństwem ucieczki, jest sposobem kontaktu z rzeczywistością po odrealnionym dniu jest sposobem łączności z wyobraźnią innych po dniu zbyt realnym.
Autorka nie ma tu na myśli czytania literatury, czy też nie ma na myśli czytania TYLKO literatury. Ona mówi o czytaniu w ogóle, o umiejętności i możliwości czytania. O zerkaniu na krótkie teksty, o rzuceniu okiem na korespondencję wyjętą ze skrzynki, o tym, że czytanie samo w sobie jest niewiarygodnym darem i szczęściem.
I trudno mi się z tym nie zgodzić.
Służące - Kathryn Stockett
Trzy kobiety pracują nad wspólnym projektem - wydaniem książki o czarnych służących. Projekt ten zmienia ich życie, ich podejście do świata, do ludzi, ich myślenie o sobie. Książka wyjątkowo lekko napisana, język dostosowany do postaci (nie każdy autor to potrafi). Czasem zabawnie, czasem wzruszająco, zawsze z przyjemnością.
Nie jestem zwolenniczką otwartych zakończeń, a tutaj jednak nie wszystkie wątki się rozwiązały lub nie rozwiązały się w wystarczającym dla mnie stopniu. Ale jest to też urok tej książki.
Przede mną jeszcze film, który podobno jest całkiem udaną adaptacją.
poniedziałek, 14 października 2013
Nowy początek
Próbowałam pisać blogi już kilka razy - o sobie, o dziecku. Wychodziło o niczym. Teraz spróbuję na nowo. O książkach. Ostatnio przeczytane to wsparcie mojej pamięci i miejsce, w którym być może ktoś znajdzie książkę, której chciałby poświęcić swój czas. O ile najpierw zechce tutaj zajrzeć. Na początek przeniosę wszystkie książki i opisy, które znajdują się na moim facebookowym profilu, gdzie mam utworzony album o tej samej nazwie. Później będę zmieszczać kolejne tutuły oraz subiektywne opisy i oceny ich treści. Niespiesznie, ponieważ czytam tylko wtedy, gdy uda mi się wyrwać czas moim dzieciakom lub w autobusie, w metrze, w drodze. Osobiście, bo nikt nie wkłada mi myśli do głowy i nikt nie wywiera presji na to, co mam do powiedzenia. To wszystko jest moje. Miłego czytania o czytaniu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)